Dla porządku przypomnę, że egzamin na obywatelstwo składa się w sumie z trzech części – 100 pytań + aplikacja + przysięga. Specjalnie wyodrębniłem przysięgę, byście mieli świadomość, że podpisując aplikację N400 podczas interview zobowiązujecie się do rezygnacji z polskiego obywatelstwa. Prawo amerykańskie nie uznaje bowiem podwójnego obywatelstwa, więc jest to bardzo poważna decyzja. Deklarację taką podpisujecie trzykrotnie na 'interview', ale i to nie wystarcza. Trzeba jeszcze pokazać się w sądzie, gdzie podczas ceremonii zaprzysiężenia powtarzamy słowo w słowo treść przysięgi wierności Stanom Zjednoczonym przed obliczem sędziego i dopiero po zaprzysiężeniu i złożeniu kolejnego podpisu na certyfikacie naturalizacji stajemy się pełnoprawnymi obywatelami. Oath of Allegiance to dokładnie ostatnia, czternasta część aplikacji N400 i brzmi bardzo staropolsko, bo oparta jest na przysiędze wierności, jaką składało się kiedyś koronie brytyjskiej. To trochę tak, jakby ktoś do nas mówił tekstem z aktu abdykacji carycy Katarzyny II (za Jackiem Kaczmarskim); "Imperatorowa oraz państwa ościenne przywrócą spokojność obywatelom naszym. Przeto z własnej woli dziś rezygnujemy z pretensji do tronu oraz polskiej korony. Nieszczęśliwie zdarzona w kraju insurekcja pogrążyła go w chaos oraz stan zniszczenia. Pieczołowitość nasza na nic się nie przyda, świadczymy z całą rzetelnością naszego imienia". Kto współcześnie rozmawia w ten sposób? Przytoczmy zatem pierwsze zdanie z Oath of Allegiance – "I hereby declare on oath, that I absolutely and entirely, renounce and abjure all fidelity and allegiance to any prince, state, potentate, or sovereignty, of whom or which I have heretofore been a subject or citizen" – w skrócie znaczy tyle, że wylewnie i ze staroangielską flegmą zrzekamy się w sposób dosłowny, całkowity i ostateczny polskiego obywatelstwa. Dobrze, że Polska toleruje podwójne obywatelstwo, dobrze, że ciągle jesteśmy w sojuszu z Ameryką, bo gdybyśmy stali po przeciwnych stronach barykady, pewnie nie byłoby łatwo dzierżyć dwóch paszportów. Nasi sąsiedzi Ukraińcy chcąc dostać amerykańskie obywatelstwo muszą zrzec się swojego, albowiem Ukraina nie toleruje podwójnego obywatelstwa. Co wtedy dzieje się z pozostawionymi domami, ziemią, rodziną? Nadto tracimy opiekuńczość własnego państwa, skoro wyrzekamy się matki – ojczyzny. Szczerze im współczuję, bo to doniosła decyzja. Tak się kończy aplikacja, a jak się zaczyna? Ano zaczyna się niewinnie od pytania What's your current legal name? Niby prosta rzecz first/middlemaiden/last name, ale gdyby aplikację wypełniał włoski kompozytor Giacomo Puccini (autor oper – Tosca, Madame Butterfly czy Turandota) miałby już problem, bo jego current legal name brzmi – Giacomo Antonio Domenico Michele Secondo Maria Puccini. A jak ktoś ma buddyjskie imię Najwyższa Mądrość Dobrych Życzeń? Co kraj to obyczaj. Zawsze też padnie pytanie, czy przypadkiem nie chcemy zmienić czegoś w imieniu lub nazwisku. To otwiera kolejną furtkę i w ciągu chwili można stać się zupełnie inną osobą, Abrahamem Lincolnem czy Antonim Macierewiczem, nikt nam tego nie zabroni, nikt nie zadaje pytań. Podajesz nową tożsamość i już. Wiadomo, że ciężko byłoby żyć z nazwiskiem Grzegorz Brzęczyszczykiewicz, dla angielskiego ucha Kaczyński i Kaczyńska to dwa różne nazwiska, a norweskie imię Odd, po angielsku oznacza kogoś bez piątej klepki, czyli nieźle stukniętego. O zmianę nazwiska zapytają zatem na pewno. Potem lecimy przez adresy, miejsca, gdzie pracowaliśmy, wyjazdy zagraniczne, małżeństwa, rozwody, dzieci, aż dochodzimy do mojej ulubionej części 10-tej – Additional Questions (pytania dodatkowe). Sama część 10 zawiera około 50 pytań, więc aplikacja to o wiele poważniejszy temat niż owe 100 pytań, które trzeba przejść na początku 'interview', by do niej dotrzeć. Jeśli zapytalibyście urzędników, jakie pytanie sprawia najwięcej nieporozumień, gdzie leży najczęstszy błąd, wskażą 10.A.1. Have you ever claimed to be an American citizen? – Czy podawałeś się za amerykańskiego obywatela? Cóż... tak się jakoś dziwnie składa, że ludziom się to pytanie myli i odpowiadają pozytywnie, a przecież trudno podawać się za obywatela, jak się jeszcze nim nie jest, więc nie można na to pytanie odpowiadać TAK. Są pytania o tytuły szlacheckie, chcą wiedzieć, dlaczego jakiś książę, maharadża czy może sam król chce zostać Amerykaninem. Sprawdzą też, czy nie jesteś bigamistą. Wydaje się, że poligamia to jakaś odległa rzeczywistość, ale w samym Nowym Jorku jest wielu takich, co wychowali się w swoich ojczyznach w wielożeństwie i kultywują tradycję w nowym kraju, więc problem ten, choć jakże odległy od nadwiślańskich zwyczajów jest całkiem realny i dotyczy dziesiątek tysięcy imigrantów. "Pani Józefo" – przychodzi mi czasem tłumaczyć nobliwym starszym osobom, a pytanie brzmi – "czy pani czasem nie była kurwą? – mówię wbijając w nią wzrok – Tylko szczerze, pani Józefo" – pada pytanie #10.22.b i zmieszana Józefa z różowym pąsem na twarzy gorąco zaprzecza. – Ja? Czterdzieści lat z moim Stachem i nagle takie świństwa? – niedowierza bogobojna kobieta. "A pan, panie Staszku, czy pan przypadkiem nie jest aby terrorystą? Ta broda, dzikie słowiańskie spojrzenie. A może należał pan do partii komunistycznej?" Ciekawe, że USCIS nie posiada żadnej listy ani organizacji komunistycznych, ani terrorystycznych, by zdecydować np., czy PZPR to komunistyczna partia, czy nie. W nazwie stoi Partia Robotnicza, a nie komunistyczna, więc kto ma rozstrzygać, czy to komunistyczna organizacja, czy nie? Albo ZSL zanim stało się PSLem? Przydupasy komunistów, czy tylko ludowcy? Gdy kilka lat temu sędziwy pokojowy laureat nagrody Nobla, były prezydent RPA, Nelson Mandela chciał wjechać do USA okazało się, że znajduje się na liście terrorystów. Po prostu skandal! Dobre w tych absurdalnych pytaniach, poza ich bezczelną formą jest to, że łatwo je zrozumieć i nie ma problemu z odpowiedzią. A z drugiej strony ciekawe, co się dzieje, gdy na pytanie Are you a member of terrorist organization? ktoś odpowie "tak" – odeślą go na poprawkę, bo widocznie nie zna angielskiego i się pogubił, czy wyląduje w Guantanamo i będzie torturowany w Polsce w tajnych więzieniach CIA? Kolejny absurd kryje się w niewinnym pytaniu o przynależność do jakiejkolwiek organizacji. Zatem, gdy jako 7-latek należałeś do kółka teatralnego czy Szkolnej Kasy Oszczędności, trzeba by teraz to wszystko wpisać. Masz konto na Fejsbuku albo na Naszej Klasie? A może chodzisz do kościoła? Przecież to legalna organizacja, którą może jeszcze finansowo wspierasz, dając na tacę? I nie wpisałeś do aplikacji? To jedno z najbardziej bzdurnie zadanych pytań. W orginale leci tak: Have you ever been a member of or associated with any organization, association, fund, fundation, party, club, or similar group in the United States or any other place? A zatem na Księżycu i w świecie wirtualnym też? Masz też jedyną okazję, by podczas interview złożyć donos na samego siebie. – Popełniłeś jakieś przestępstwo, za które nie zostałeś aresztowany? Przyznaj się teraz, a my ciebie ukarzemy zanim zostaniesz obywatelem, brzmi logika pytania. Have you committed any crime or offence for which you were NOT arrested? Takich zawijasów znajdziemy więcej, więc warto porządnie zabrać się za aplikację, a nie tylko wykuć na blachę 100 pytań. Andrzej Czuma na pytanie, czy chciał zbrojnie obalić ustrój (pytanie 10.b.10) musiałby odpowiedzieć: TAK. Podobnie jak wszyscy, co byli za obaleniem komuny (Have you ever advocated the overthrow the government by force or violence?). Jeśli więc smarowałeś na ścianach podczas stanu wojennego: "WRONA skona", albo roznosiłeś bibułę, czytałeś podziemne pisma, to teraz lepiej przyznaj się, że byłeś za obaleniem władzy (either directly or indirectly). Pamiętajmy też, że to nie żaden oficer, a zwykły urzędnik prowadzi z nami rozmowę, że to nie jest żaden egzamin a zwykłe interview, czyli rozmowa weryfikująca dane, jakie wpisaliśmy w aplikacji. Jedyna trudność polega na tym, że pytania zadawane są w obcym narzeczu i musimy posługiwać się mową tubylców, by przejść do następnego etapu. Wyznam też na koniec, że zawsze zgrzytam zębami, gdy widzę jak traktuje się przyszłych obywateli przeciągając ich przez bramki, rentgeny, jak potencjanych bandytów. W żadnym urzędzie imigracyjnym w Niemczech, Wielkiej Brytanii, Norwegii a nawet w Polsce nie traktuje się tak ludzi. To uwłaczające traktowanie przyszłych obywateli. Wiadomo, rząd federalny toczy kilka wojen na świecie, ale żeby jeszcze traktował jak wrogów swoich przyszłych obywateli? Już obok w ratuszu miejskim – City Hall, w bibliotece miejskiej traktują Cię normalnie, szkoda, że urząd imigracyjny tak rzadko widzi człowieka w imigrancie. Powodzenia na egzaminie, ooops… interview życzy. Jan Wiktor Soroko
Reklama