Zimowy, marcowy wiatr tańczył za oknami szpitala w Dallas, kiedy lekarz wszedł do małego pokoju, w którym leżała Diana, wciąż wycieńczona po operacji.
Jej mąż, Dawid trzymał jej rękę, kiedy drżeli w oczekiwaniu na wiadomość. Tamtego popołudnia, 10 marca 1991 roku, komplikacje zmusiły Dianę, która była dopiero w 24 tygodniu ciąży, do cesarskiego cięcia. Miało ono sprowadzić na świat córeczkę. Rodzice mieli świadomość, że mierząca 30,5 centymetra i ważąca 708 gramów dziewczynka, urodziła się niebezpiecznie wcześnie. Słowa lekarza nadal wydawały się być raniącymi ich bombami: "nie wydaje mi się, aby były szanse na jej przeżycie" powiedział tak delikatnie jak mógł. Po czym zaczął opisywać problemy, jakim Mary musiałaby stawić czoła, gdyby przeżyła. Rodzice słuchali sparaliżowani.
"Może mieć kłopoty z chodzeniem i mówieniem. Może być niewidoma, lub mieć porażenie mózgowe..."
Z biegiem dni pojawiały się nowe troski. Okazało się, że system nerwowy Mary jest niedojrzały i najdelikatniejszy pocałunek lub pieszczota, mogły tylko przyczynić się do jej cierpienia. Rodzice nie mogli jej nawet kołysać. Wszystko co mogli robić, kiedy Mary w plątaninie rurek i przewodów walczyła o życie, pod ultrafioletowym światłem, to modlić się, aby Bóg był blisko ich drogocennej córeczki.
Mary powolutku rosła w siłę. Po 2 miesiącach jej rodzice mogli ją już wziąć w ramiona. A po kolejnych dwóch, pomimo braku nadziei ze strony lekarzy, zabrali ją do domu.
Pięć lat później Mary była drobną, acz zaczepną dziewczynką z lśniącymi szarymi oczami i nienasyconą chęcią życia. Nie okazywała żadnych oznak psychicznego czy fizycznego osłabienia. Była normalnym, zdrowym dzieckiem. Pewnego popołudnia, 5 letnia Mary siedziała na kolanach mamy w parku, niedaleko domu. Jak zawsze szczebiotała, kiedy nagle ucichła. Wtulając się w mamę zapytała: "czujesz to?".
Diana wyczuwając w powietrzu nadchodzacą burzę odpowiedziała tak, pachnie jak nadchodzący deszcz.
Mała Mary zamykając oczy spytała jeszcze raz: "czujesz to?". Tak, odpowiedziała mama pachnie deszczem. Nie mamusiu, pachnie jak ON.
Podczas długich nocy i dni, swoich pierwszych dwóch miesięcy, kiedy jej nerwy były zbyt delikatne, aby ją dotykać, Bóg przytulał Mary do swojej piersi, i to jego zapach, przesycony miłością, dziewczynka zapamiętała tak dobrze.
"Miłosć Boga jest jak ocean. Widzisz jego początek, ale nie jesteś w stanie dostrzec końca".
Wesołego Alleluja
Marianna Dziś
(847) 322-4740