Ameryka od środka
Na ulicy w niewielkim miasteczku Sanford na przedmieściach Orlando, w biały dzień, niejaki George Zimmerman zastrzelił 17-letniego, czarnoskórego chłopaka, Trayvona Martina. Zabił go dlatego, że wydawało mu się, iż nastolatek “był podejrzany” i zapewne “na jakichś prochach”. Tak przynajmniej powiedział operatorowi numeru alarmowego 911, który ostrzegł go, by nie podążał za wspomnianym podejrzanym i poczekał na policję. Niestety, nie poczekał – strzelił do Trayvona z bliskiej odległości, a potem oświadczył, że zrobił to w samoobronie. Policja kazała mu iść do domu, a ciało zgładzonego młodzieńca zawieziono do miejskiej kostnicy, gdzie poddano je badaniu na... obecność narkotyków.
Potem okazało się, że Trayvon nie miał przy sobie żadnej broni i nikomu w żaden sposób nie zagrażał – po prostu wstąpił do sklepu i właśnie wracał do domu. Nie był też człowiekiem, który miał jakiekolwiek problemy z prawem. W związku z tym wszystko wskazuje na to, że Zimmerman, który zniknął po tym incydencie bez śladu, dokonał bezczelnej egzekucji w imię swoich prywatnych uprzedzeń rasowych. Był tzw. “kapitanem” osiedlowej służby mającej chronić obywateli przed podejrzanymi typami. Jednak tego rodzaju cywilne obowiązki absolutnie nikomu nie dają prawa do zabijania ludzi według własnego widzimisię. Ponadto opowiadane przez niego brednie o tym, że działał w samoobronie są wręcz śmieszne, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że Trayvon nie miał żadnej broni, a Zimmerman był od niego znacznie wyższy i cięższy o ok. 50 kilogramów.
Największym skandalem w tej sprawie nie jest to, że życie stracił niczemu nie winny chłopiec, choć jest to oczywiście ogromna tragedia, lecz to, w jaki sposób potraktowała to morderstwo policja. Uznano, że skoro Trayvon był czarnoskóry i łaził po z gruntu białej i latynoskiej dzielnicy, to najwyraźniej miał jakieś niecne zamiary, a zatem zastrzelenie go było w jakimś kuriozalnym sensie “ok”. Zimmerman stał się na kilka minut jednocześnie policjantem, sędzią, ławą przysięgłych i katem mimo, że nie miał żadnych praw do pełnienia którejkolwiek z tych funkcji.
Całkiem możliwe jest to, że w wyniku narastającego rozgłosu, jaki nadano tej sprawie, Zimmerman zostanie odnaleziony przez FBI i postawiony przed sądem. Niestety, w pewnym sensie jest już za późno. Przez pewien czas po wyborze Obamy na prezydenta wydawało się, że w Ameryce dokonał się prawdziwy przełom, jeśli chodzi o równouprawnienie ras i mniejszości narodowych. Tragiczny incydent na Florydzie sugeruje jednak coś zupełnie innego. Wystarczy prosty eksperyment myślowy – jak zachowałaby się policja w Sanford, gdyby jakiś czarnoskóry “kapitan” osiedlowy zastrzelił białego nastolatka, który wydawał mu się być podejrzany?
Sam w tym miejscu kilka razy wspominałem, że nie popieram kompletnej eliminacji tzw. “racial profiling”, stosowanego przez policję i ludzi kontrolujących pasażerów na lotniskach. W miarę oczywiste jest dla wszystkich to, że 70-letnia biała kobieta jest kiepskim kandydatem na terrorystkę w porównaniu np. do młodego obywatela jakiegoś bliskowschodniego kraju lub ciemnoskórego przybysza z Nigerii. Nie oznacza to jednak, że metody tego rodzaju, z tragicznymi skutkami, mają prawo stosować prywatni, często mocno nadgorliwi obywatele.
Trzeba mieć nadzieję, że władze stanu Florida zdecydują się na jakieś działanie w sprawie Trayvona. Na początek pracę winien stracić komendant policji w Sanford, bo jego zdumiewająca bezczynność w obliczu zastrzelenia człowieka przez samozwańczego stróża porządku publicznego jest po prostu szokująca.
Andrzej Heyduk