Okiem felietonisty
Sól służąca do posypywania dróg, produkcji farb i używana w przemyśle garbarskim była w Polsce sprzedawana jako sól spożywcza.
Jak powiedział rzecznik polskiej policji Andrzej Borowiak, część tej soli była sprzedawana w opakowaniach, na których znajdowała się m.in nazwa jednej z kopalni soli. Firmy trudniące się tym nielegalnym procederem zarabiały rocznie miliony złotych. Kupowały sól niejadalną po ok. 30 zł za tonę i sprzedawały dziesięć razy drożej jako sól spożywczą.
To się nazywa mieć łeb do interesów według standardów bandyckich.
Na fakturach zakupu była zamieszczana uwaga, że sól nie nadaje się do spożycia, ale to nie przeszkadzało firmom produkującym żywność używać tej soli jako jadalnej. To jest biznes bez sumienia, prowadzony dokładnie tak, jak instruował polskich biznesmenów ojciec duchowy transformacji – że pierwszy milion trzeba ukraść. Teraz okazuje się, że można Polaków zatruwać zasiarczoną solą do posypywania dróg, aby zarobić upragnione miliony.
Standardy stosowane w globalnej polityce przenoszą się na biznes. Po trupach do celu. Po kilku latach takich praktyk ta ponura zbrodnia została ujawniona publicznie. Przez kilka lat zaopatrzeniowcy tych firm, które produkowały wędliny, konserwy, także chleb, doskonale wiedzieli, co kupują i co dodają do żywności przeznaczonej dla ludzi, czyli dla swoich sąsiadów, dla własnych rodzin. Jednak tajemnica była strzeżona w zamkniętym gronie przestępców. W Polsce widać nie istnieje obywatelska postawa nakazująca bronić wspólne dobro, a takim dobrem jest nasze zdrowie.
Jeśli te bandyckie obyczaje się w Polsce utrwalą, to zamiast leków ratujących zdrowie, dostaniemy placebo albo śródek na przeczyszczenie, wyprodukowany z soli przeznaczonej do posypywania dróg zimą.
Politycy rządzącej koalicji niechętnie zabierają głos w tej sprawie. Politycy opozycji również milczą, bo proceder uprawiany był od dawna i obejmuje również ich kadencję. Pojawiają się już głosy “ekspertów”, że szkodliwość tej zasiarczonej i brudnej soli była niewielka. Tylko czekać na pojawienie się w telewizjach komercyjnych opinii, że w tej soli były tak potrzebne mikroelementy. W polskich mediach wszystko jest możliwe. W globalnym biznesie również wszystko jest możliwe.
Jak nas informuje Onet.biznes, cytuję: “Fałszywe amerykańskie obligacje na sumę 6 bilionów dolarów skonsfiskowali w Szwajcarii włoscy karabinierzy na polecenie prokuratury z Potenzy. We Włoszech aresztowano w tej sprawie 8 osób” – koniec cytatu.
Wykrycie tego gigantycznego oszustwa było możliwe dzięki współpracy wymiaru sprawiedliwości obu tych krajów. Skrzynie z fałszywymi obligacjami przywieziono z Hongkongu.
Przypuszcza się, że inne fałszywe obligacje mogą znajdować się jeszcze w innych instytucjach finansowych, specjalizujących się w międzynarodowych operacjach przeprowadzanych na podstawie rzekomych gwarancji, zapisanych w obligacjach.
Jedni zatruwają nas niejadalną solą, inni spekulują na światowych giełdach operując gwarancjami finansowymi fałszywych obligacji.
Wirtualny pieniądz krąży po świecie i zamienia się w rzeczywiste dobra sprzedawane spekulantom za zgodą kooperujących ze spekulantami rządów narodowych. Nawet nie zauważymy, kiedy zostaniemy sprzedani ponadnarodowej korporacji za wirtualne pieniądze istniejące tylko w zapisie bankowym. To jest znak czasu. Politycy myślą tylko o własnych stołkach, obywatele walczą o utrzymanie się na powierzchni życia w czasach pogłębiającego się kryzysu, a spekulanci pozostają bezkarni.
Rok 2012 rozpoczął się fatalnie dla koalicji PO-PSL. Pierwsze sto dni rządów tej koalicji może przejść do historii tych partii, tak jak przeszło do historii “Sto dni Napoleona”, od powrotu z Elby do klęski po Waterloo.
Koalicja, co prawda, nie powróciła z Elby, ale ze zwycięskich wyborów parlamentarnych, jednak triumfujący “Napoleon”, otoczony pochlebcami tak samo jak ten historyczny, popełnia jeden błąd za drugim. Platformiane Waterloo się trochę opóźni. Gdyby polscy piłkarze przegrali eliminacje w nadchodzących mistrzostwach EURO 2012, to “bitwa” będzie przegrana na całego. Gdyby jednak piłkarze doszli przynajmniej do półfinałów, to Waterloo będzie przełożone na późniejszy termin.
W czasach ogłupiających nas mediów rozrywkowych, sport miesza się z showbiznesem i wszędzie obecną polityką, a politycy zachowują się jak aktorzy w widowisku reżyserowanym przez bankierów. Jak podaje Gazeta.pl, redakcja działu gospodarczego CNN napisała, że firma” Apple jest więcej warta niż Polska”. Podobno amerykańska korporacja jest wyceniona na 500 miliardów dolarów, tym samym jest ona więcej warta niż polskie PKB z 2010 roku. To bardzo niezgrabne porównanie zostało wymyślone przez aroganckie łepetyny globalnych oszołomów.
Po co oni to piszą? Przecież produkt globalnych firm powstaje poza granicami krajów, gdzie podobne firmy mają swoją siedzibę. O wiele ciekawsza byłaby refleksja, że potęga takich firm zupełnie nie wpływa na wychodzenie z kryzysu krajów, gdzie te firmy istnieją.
Kraj złożony z takich globalnych potęg nie miałby szans zapewnienia pracy dla własnego narodu i byłby tworem kalekim. Globalizm zaczyna przypominać hiszpańską grypę, która pochłonęła ogromne ofiary na początku XX wieku. Czy początek XXI wieku musi być dla nas równie przykrym doświadczeniem?
29 lutego 2012