Ameryka od środka
Kiedyś w Ameryce politykom było znacznie łatwiej niż dziś, głównie z powodu bardzo dobrze zdefiniowanego, realnego wroga, którym był komunizm. Znaczna część amerykańskiej polityki zagranicznej wynikała z postrzeganego zagrożenia ze strony “czerwonych”, a w polityce wewnętrznej też łatwo było wytykać politykom “ustępliwość wobec komunizmu”. Korzystali z tego argumentu republikańscy politycy okresu zimnej wojny, oskarżając swoich przeciwników o słabość wobec komuny, np. z powodu sprzeciwu wobec wojny w Wietnamie.
Dziś jest znacznie gorzej, bo wroga nie ma. Można oczywiście mówić o al-Kaidzie i islamskich ekstremistach, ale jest to grupa mocno rozmyta, a oskarżanie kogoś w USA o to, że sprzyja terrorystom jest dość trudne i politycznie niebezpieczne. W związku z tym pojawiają się od pewnego czasu próby stosowania Europy w roli straszaka politycznego. Ledwie przed kilkoma dniami Newt Gingrich stwierdził, że on popiera konstytucję, podczas gdy Obama “popiera europejski socjalizm”. Natomiast Mitt Romney powiedział, że wybór między nim i Obamą to wybór między wolnością i “państwem socjalnym w europejskim stylu”.
Wszystko to stawia jednak republikańskich kandydatów w dość dziwnej sytuacji. Sugerują oni wszak, że nasi sojusznicy i partnerzy w NATO po drugiej stronie Atlantyku w jakimś sensie żyją w ułomnej, spaczonej demokracji i nie mogą się równać z systemem amerykańskim. Mimo to, Niemcy, Brytyjczycy czy Włosi nie są wtrącani masowo do więzień za przekonania i cieszą się mniej więcej tymi samymi swobodami obywatelskimi co my. Czy zatem Europa to wróg i fatalny wzór do naśladowania tylko dlatego, że ustrojowo są tam kraje nieco inne od USA? Jeśli, zdaniem Romneya i Gingricha, jakiekolwiek naśladowanie europejskich wzorców jest aż tak niebezpieczne, że dyskwalifikuje Obamę jako prezydenta, może trzeba się zastanowić nad wycofaniem się z tradycyjnych sojuszów. Z drugiej strony, jeśli republikańscy kandydaci na prezydenta rzeczywiście wierzą, iż Wielka Brytania to śmiertelnie groźny bastion euro-socjalizmu, to coś jest z nimi nie tak.
Faktem jest to, że Brytyjczycy mają od wielu lat powszechny system ubezpieczeń medycznych, o wiele bardziej “socjalistyczny” od tego, jaki udało się przeforsować Obamie, ale jest to system, który powstał z inicjatywy konserwatystów i nawet Margaret Thatcher nigdy w żaden sposób nie próbowała go osłabiać lub eliminować. Opowiadanie bzdur o europejskim socjalizmie może być przelotnie efektowne, ale w ostatecznym rozrachunku jest to bardzo kiepski substytut dawnego zagrożenia komunizmem.
Zdaje sobie z tego zapewne sprawę sam Newt Gingrich, który w ubiegłym roku próbował znaleźć innego wroga, gdy oświadczył, że polityka Obamy przypomina mu “jakiś kenijski, antykolonialny światopogląd”. Do dziś nikt nie wie, co chciał przez to powiedzieć, a ponieważ dla większości elektoratu był niezwykle dziwny komentarz, Newt więcej do tego rodzaju tez nie powrócił. Niestety nowy straszak, w postaci europejskiego socjalizmu, też jest do kitu i prowadzi do sprzeczności, które trudno jest sensownie wyjaśnić.
Okazuje się zatem, że komunizm był przez wiele lat bardzo przydatny politykom, a jego zniknięcie pozostawiło trudną do załatania dziurę. Ideologom i dogmatykom zawsze jest potrzebny jakiś konkretny wróg, a jego absencja prowadzi często do dziwnych następstw. A ponieważ to dopiero początek kampanii wyborczej, należy się niestety spodziewać, że produkcja nowych straszaków i wrogów, zwykle totalnie wyimaginowanych, nabierze tempa.
Andrzej Heyduk