Ameryka od środka
Wiele razy wspominałem już w tym miejscu, że Ameryka to jeden z nielicznych krajów na świecie, którego konstytucja nie precyzuje oficjalnego języka urzędowego. Od czasu do czasu pojawiają się propozycje, by zapis taki dodać, albo na szczeblu federalnym, albo też stanowym, ale sugestie takie są zawsze politycznie niemożliwe do zrealizowania, gdyż zawsze kwitowane są oskarżeniami o dyskryminację etniczną, szczególnie w stosunku do Latynosów. Jednak coraz częściej konsekwencje tego, że język angielski nie jest konstytucyjnie oficjalną mową USA prowadzi do groteski i nonsensu. W przygranicznym mieście San Luis w stanie Arizona jedną z kandydatek do tamtejszej rady miejskiej jest Alejandrina Cabrera. Jej polityczni przeciwnicy atakują ją przede wszystkim dlatego, że ich zdaniem pani Cabrera nie mówi praktycznie w ogóle po angielsku. Prawdą jest to, iż język hiszpański w San Luis – gdzie 90% ludności to Latynosi — absolutnie dominuje, ale obrady władz miejskich zawsze odbywają się po angielsku, a Alejandrina ma poważne problemy z rozumieniem nawet prostych zdań.
Przepisy stanowe wymagają, by wszelkie dyskusje władz dowolnego szczebla odbywały się w języku angielskim. Problem w tym, że w żaden sposób nie precyzują, jaka wiedza tego języka jest wymagana i w jaki sposób ma być oceniana. Jednak w przypadku Cabrery niemal nikt nie ma wątpliwości co do tego, że jej angielszczyzna jest niewystarczająca, gdyż praktycznie nie istnieje. W Arizonie rozgorzała w związku z tym wszystkim dyskusja o tym, czy brak znajomości angielskiego może kogoś wykluczać z czynnego życia politycznego.
Dyskusja ta może się wydać Europejczykom zgoła dziwna. Trudno sobie wyobrazić, by do hiszpańskiego parlamentu kandydował skutecznie ktoś, kto mówi wyłącznie po chińsku lub by we władzach Warszawy funkcjonowali ludzie nie mówiący ani słowa po polsku. Jednak w USA jest inaczej, co – jakby na to nie patrzeć – wynika z absencji zapisu o języku oficjalnym w konstytucji. Sprawa Cabrery i jej politycznych ambicji zabrnęła przed oblicze sądu, co było do przewidzenia. Gdy jednak sędzia John Nelson zauważył, iż potencjalna radna miejska nie potrafi odpowiedzieć po angielsku na proste pytanie o to, gdzie chodziła do szkoły średniej, nakazał poddanie jej zdolności językowych gruntownym badaniom, które powierzono lingwiście z Brigham Young University, Williamowi G. Eggingtonowi.
Fakt zastosowania nakazu badań językoznawczych w stosunku do kandydatki do urzędu publicznego jest zdumiewający i zapewne bezprecedensowy. A jeśli badania takie są rzeczywiście konieczne, niemal z definicji winno to wykluczać kandydaturę Cabrery. Tak czy inaczej, profesor Eggington przeprowadził swoje badania i uznał, iż skala znajomości angielskiego kandydatki jest “minimalna” i nie pozwala na “skuteczne uczestniczenie w obradach rady miejskiej”.
W całej tej sprawie zastanawia mnie jednak nie tylko językowa niemoc Alejandriny, ale również to, iż niemoc ta musiała być tolerowana od wielu lat. Cabrera urodziła się wprawdzie w Meksyku, ale od lat jest obywatelką USA oraz chodziła w San Luis do szkoły. Innymi słowy, skończyła amerykańską szkołę średnią, mimo że praktycznie nie znała i nadal nie zna angielskiego, a potem zdała również egzamin na obywatelstwo, którego wymogiem jest rzekomo znajomość angielszczyzny. Została w ten sposób uwięziona w swojej rodzimej grupie językowej, bo nikt nie przejmował się tym, że w USA do funkcjonowania w amerykańskim życiu publicznym znajomość angielskiego prędzej czy później staje się nieodzowna.
Dla niej smutną konsekwencją tej obojętności na “anglojęzyczność” Ameryki stanie się zapewne fakt, że jej ambicje polityczne zostaną zawieszone aż do czasu nadrobienia zaległości językowych. Gdyby jednak w konstytucji USA był zapis o tym, że angielski jest oficjalnym językiem tego kraju, jej historia niemal na pewno potoczyłaby się zupełnie inaczej.
Andrzej Heyduk