Ameryka od środka
Jeśli ktoś sądził, że w amerykańskim Kongresie nie może już być śmieszniej niż jest, polecam obserwację ostatnich wydarzeń, które są wręcz tragikomiczne, tyle że ważniejsza jest w tym przypadku tragedia, a nie komiczność, bo całkiem możliwe jest to, że z dniem 1 stycznia wszyscy będziemy płacić o 1000 dolarów rocznie więcej.
Teoretycznie sprawa jest prosta. Panowie posłowie mieli przedłużyć o jeden rok tak zwaną amnestię "payroll tax", czyli podatku pobieranego od pieniędzy wypłacanych pracownikom przez pracodawców. Amnestia ta dotyczy 160 milionów ludzi w USA, a zatem znacznej części Amerykanów. Podjęcie tej decyzji przez Kongres miało być niemal czczą formalnością, ale raz jeszcze okazuje się, że niemal wszystko na tym totalnie spolaryzowanym forum jest wielkim problemem.
Senat, przeczuwający, że dojście do porozumienia na temat zachowania amnestii na następne 12 miesięcy będzie trudne przed końcem roku, uchwalił ogromną większością głosów 2-miesięczne przedłużenie tak, by zyskać dodatkowy czas na przyszłoroczne negocjacje. Niestety w Izbie Reprezentantów, gdzie od pewnego czasu dominują tendencje zgoła skrajne, napędzane przez tzw. "herbaciarzy", propozycja ta została odrzucona. Tyle że nie została odrzucona w normalnym głosowaniu, bo takie identyfikowałoby niebezpiecznie każdego czubka, sprzeciwiającego się senackiej propozycji, jako złodzieja wykradającego tysiąc zielonych z portfeli przeciętnych ludzi. Dlatego przewodniczący John Boehner odesłał to wszystko do tzw. "komisji konferencyjnej", która ma uzgadniać ostateczną wersję ustaw przez "godzenie" jej różnych wariantów. Wiedział jednak doskonale o tym, że żadnych negocjacji nie będzie, jako że komisja ta nawet jeszcze nie istnieje, a większość senatorów pojechała już na zupełnie niezasłużone wakacje.
Członkowie Kongresu bawią się w tym przypadku zapałkami przy cysternie z paliwem. Jeśli rzeczywiście do porozumienia nie dojdzie, polityczne konsekwencje mogą się okazać dramatyczne. My zaś po prostu staniemy się nieco biedniejsi, za sprawą ludzi, którzy zdają się tym faktem w ogóle nie przejmować.
Tu i ówdzie słychać głosy, że w Izbie Reprezentantów co bardziej ekstremalni politycy po prostu nie chcą zatwierdzić przedłużenia podatkowej amnestii, gdyż obawiają się, że spowoduje wyraźną poprawę stanu amerykańskiej gospodarki, zdradzającej ostatnio pewne ożywienie, a to byłoby za bardzo korzystne dla szans wyborczych Baracka Obamy. Jeśli takie jest istotnie myślenie niektórych posłów, winni oni zostać czym prędzej wyrzuceni z pracy – przez nas, wyborców.
Zastanawiające jest w tym przypadku tchórzostwo niektórych polityków. Wiedzą oni doskonale o tym, że głosowanie przeciw amnestii i przedłużeniu okresu wypłacania zasiłków dla bezrobotnych może się okazać politycznym samobójstwem. Dlatego najpierw w Izbie Reprezentantów zgłoszono inną ustawę, która obłożona została różnymi dodatkowymi pomysłami i propozycjami. Chodziło o to, by stworzyć akt prawny, o którym z góry wiedziano, że nie zostanie zatwierdzony, ani nawet rozpatrzony, bo zawiera rzeczy nie do przyjęcia. W ten sposób, za pomocą proceduralnych sztuczek, unika się jawnego wypowiadania się za lub przeciw.
Jednak przed końcem roku Kongres musi albo jakoś ten cyrk zakończyć i zapobiec nagłej podwyżce podatków, albo też ponownie i totalnie się skompromitować naszym kosztem. Są tacy, którzy uważają, że strona republikańska akurat w tym przypadku w ostatniej chwili ogłosi "zwycięstwo" i się podda. Oby tak było.
Andrzej Heyduk