Myslę, że można popaść w depresję słuchając ciągłych przepychanek słownych i kłótni agresywnych polityków, którzy dyskutują, dyskutują a naród coraz bardziej pogrąża się w biedzie. Ciekawe również są teorie wszystkowiedzących jasnowidzów mówiących, że świat skończy się niedługo... Ale podobno już data końca świata jest przesunięta o 50 a nawet 100 lat, możemy więc spać spokojnie – do kalendarza Majów zakradła się pomyłka. Istnieje też prawdopodobieństwo, że w trakcie transformacji kalendarza dokonano przeszacowania... a to oznaczałoby, że czas wskazywany przez Majów jako schyłek mamy już za soba?! Natomiast ci, którzy widzą we wszystkim karę Bożą powtarzają, że niedługo spadną na nas jeszcze większe nieszczęścia...
Rozmawiałam dzisiaj z pewnym Amerykaninem, który skarżył się, że amerykański przemysł przenosi się do innych krajów typu Meksyk, Chiny czy Indie, a tu nie ma pracy. W Polsce też jest podobnie i chyba wszędzie robi się to samo. Bogacze-pracodawcy myślą tylko o money – "żądza pieniądza", jak śpiewała Kora, sięga już zenitu.
Mój znajomy Rosjanin 17 lat temu mówił: “zobaczysz, wszystko pójdzie do Chin – ten kraj stanie się potęgą”. Dyrektor szkoły, w której pracowałam – Polak urodzony w Ameryce – już 20 lat temu uczył dzieci chińskiego. Myślę, że co bardziej przewidujący Amerykanie czuli, że tak potoczy się polityka światowa.
***
Skoro na świecie taki bałagan, to nie możemy dać się zwariować. Tak myślę co by było dobre, aby się odprężyć. Może yoga albo lekcje tańca albo... opera. Lubię czasami "zajrzeć" do Opery w Chicago a parę miesięcy temu wybrałam się nawet z córką do Metropolitan Opera w Nowym Jorku, gdzie główną rolę, Rudolfa w La Boheme (Cyganerii) Giacomo Pucciniego, grał Polak – Piotr Beczała, urodzony w Czechowicach-Dziedzicach.
Mamy takich wspaniałych rodaków, a tak mało o nich wiemy, a tu Nowy Jork oklaskuje Polaka, tak jak na początku lat 40. poprzedniego wieku Jana Kiepurę.
Z kolei nasz hotel tuż przy Central Park i 5 Alei był obok domu, w którym kiedyś mieszkał Ignacy Paderewski. Parę dni temu natomiast dostałam pocztą informację z Metropolitan Opera, że możemy tam teraz oklaskiwać kolejnego Polaka, tym razem barytona – Mariusza Kwietnia. Mowa o słynnej operze Wolfganga Amadeusza Mozarta – ”Don Giovanni, czyli rozpustnik ukarany”. Mariusz Kwiecień jako Don Giovanni.
***
To dziwne, ale w Polsce w czasach komuny teatry były raczej pełne. Być może był to sposób oderwania się od szarej rzeczywistości, a może też były to pozostałości przedwojennej kultury. Faktem jest, że szczególnie do teatrów muzycznych – bo to lżejsza sztuka – oprócz tej stałej widowni, ludzie byli dowożeni z zakładów pracy (mówiło się z humorem, że przyjechały Jeziorany). Takie bycie w teatrze czy na różnego rodzaju koncertach było prestiżowe, ale też i potrzebne dla ducha. Wielu artystom w tym czasie żyło się jak w raju, a już szczególnie tym, którzy mieli chody w Pagart czy w partii.
Wydawało się, że jak komuna się skończy, to nadejdą dobre czasy, ale już dla wszystkich!
A tu... OBIECANKI – CACANKI...
Marianna Dziś,
mariannadzis.blogspot.com
(847) 322-4740