Ameryka od środka
Od dawna wiadomo, że społeczeństwo amerykańskie jest politycznie centrystyczne. Z żelazną konsekwencją karci wszystkich tych, którzy próbują skierować kraj na pozycje skrajne, niezależnie od tego, czy skrajnie lewicowe, czy też prawicowe. Mimo to, politycy, gdy tylko dorwą się do władzy, natychmiast o tym fakcie zapominają i forsują pomysły niemal z definicji skazane na niepowodzenie. Przy okazji szkodzą własnej karierze politycznej.
W ubiegły wtorek odbyły się w całym kraju wybory. Tym razem nie chodziło o jakieś ważne urzędy, np. gubernatorskie, lecz sprawy bardziej lokalne, dotyczące burmistrzów, rad miejskich, itd. W skali stanowej wyborcy wypowiadali się też na temat już uchwalonych lub mających wejść w życie ustaw. Lektura rezultatów jest bardzo pouczająca, a sztandarowym przykładem “centrystycznej korekty” zapędów politycznych stał się stan Ohio. Sprawujący tam władzę republikański gubernator John Kasich skutecznie przeforsował nowe przepisy, znacznie ograniczające prawo pracowników sektora publicznego (np. strażaków, policjantów, personelu medycznego, etc.) do organizowania się w związkach zawodowych oraz ogłaszania strajków. Była to od samego początku ustawa niezwykle kontrowersyjna, skrajnie prawicowa w swoich intencjach i wzbudzająca ostry sprzeciw nawet ze strony tych, którzy zwolennikami związkowców nie są.
Przed wtorkowymi wyborami tysiące ludzi w stanie Ohio zorganizowały akcję na rzecz unieważnienia pomysłów gubernatora. Pod odpowiednią deklaracją w tej sprawie podpisał się prawie milion ludzi, w wyniku czego na kartach wyborczych znalazło się proste pytanie: czy chcesz utrzymać w mocy “Issue 2” (bo tak ustawę Kasicha nazwano)? Aż 61% głosujących odpowiedziało nie, co stanowi sromotną porażkę gubernatora i zmusza go do totalnego odwrotu. Sam zresztą to przyznał w powyborczej wypowiedzi, stwierdzając, iż musi zgodzić się z wolą wyborców. Zastanawia jednak to, dlaczego nie słuchał tych samych wyborców wcześniej, gdy mówili mu wprost, iż jego zamiary są ekstremistyczne i spotkają się ze zdecydowanym sprzeciwem.
Ohio nie jest jedynym przykładem wymuszonego przez wyborców powrotu do “środka” politycznego spektrum. W Arizonie republikański senator stanowy Russell Pearce, polityk niezwykle wpływowy i autor jednej z najbardziej restrykcyjnych ustaw antyimigracyjnych w historii USA, która została zresztą zaskarżona do sądu przez Departament Sprawiedliwości, został “wyrzucony z pracy” nie przez politycznych wrogów, lecz niedawnych sprzymierzeńców, czyli republikańskich wyborców w jego okręgu. Uznali oni, że Pearce zabrnął za daleko i stał się piewcą prawicowej ekstremy, w związku z czym głosowali na bardziej umiarkowanego rywala z tej samej partii, który wygrał. I nie ma nic bardziej krzepiącego dla demokracji niż możliwość “pogonienia” kogoś, kto rozstał się z rzeczywistością i zdecydował się na poczynania z gruntu skrajne.
Wyniki wtorkowych wyborów nie są w żaden sposób zwiastunem tego, co może wydarzyć się za rok w wyborach prezydenckich. Nie chodziło bowiem tym razem o żadne referendum w sprawie rządów obecnej administracji federalnej, lecz o sprawy czysto lokalne, czasami wręcz powiatowe, które są ważne w sposób bardzo bezpośredni dla każdego wyborcy. Raz jeszcze okazało się, że gwałtowne wahania w prawo lub w lewo z natury rzeczy nie mają większych szans i podlegają niemal natychmiastowej korekcie. I całe szczęście.
Andrzej Heyduk