Okiem felietonisty
“Dzień bez przyjęć”, “dzień bez interesanta”, wymyślili sobie pracownicy niektórych instytucji w Polsce. Dzwonię do administracji osiedla “D” w Łodzi, gdzie mam mieszkanie, i proszę o poinformowanie mnie, czy wpłynął do nich przelew bankowy, a pani przez telefon odpowiada, że dzisiaj jest środa, “dzień bez przyjęć”, czyli “dzień bez interesanta”. Ta pani jest w pracy, ba nawet odbiera telefony, tylko dzień jest bez interesanta, czyli bez mojej “namolnej” osoby.
W Polsce obowiązuje nowy kalendarz. Obywatele z kasty urzędniczej inaczej liczą dni tygodnia. Od środy do weekendu pozostaje czwartek i piątek, po weekendzie do “dnia bez interesanta” jest tylko poniedziałek i wtorek, tak więc urozmaicony “tydzień europejski”, dawniej zwany tygodniem pracy, skrócił się do wymiaru “dwa razy dwa dni”.
To bardzo ciekawa inicjatywa godna naśladowania w innych instytucjach.
Wyobraźmy sobie, że dzwonimy do Pogotowia Ratunkowego, a oni odpowiadają, przepraszamy, ale jest “dzień bez interesanta”. Dzień bez interesanta przydałby się też w policji polskiej. W środę byśmy celebrowali dzień bez przyjęć do aresztu. Mecze ligi piłkarskiej powinny się odbywać tylko w środę, w “dniu bez interesanta”, czyli bez kibica. To byłby bardzo spokojny dzień tygodnia. Politycy polscy już dawno obywają się bez interesantów, wyobcowując się całkowicie z kręgu problemów, z którymi boryka się ich wyborca.
Polska będzie nazywana krajem czterech stadionów. Te stadiony zbudowane specjalnie na Euro 2012 stały się obiektem kultu politycznego, który może przekształci się w kult religijny. Obiekty te są imponujące. Z placu, na której stoi Kolumna Zygmunta w Warszawie, jest pobudzający do refleksji widok na Stadion Narodowy.
W Polsce tylko stadion można nazwać “obiektem narodowym”, bo innych obiektów narodowych nie zbudowano przez 22 lata okresu transformacji.
Polska opozycja polityczna jest również bardzo “subtelna”. Nikt nie rozlicza polityków za przegrane wybory. W czasie kampanii wyborczej nikt nie pytał się również rządu, ile w Polsce wybudowano elektrowni, ile nowych kopalń, ile szpitali. Pomijano również, “subtelnie”, ile polskich narodowych fabryk, elektrowni i banków zmieniło właściciela.
Na tle okresu sanacyjnego, to jest dwudziestolecia między pierwszą, a drugą wojną światową, to okres III RP wypada szczególnie słabo. Zagraniczny nabywca polskich elektrowni ich nawet nie modernizuje, nie mówiąc o budowaniu nowych obiektów. Ceny energii rosną.
W mieszkaniach milionów Polaków jest ciemno, na ulicach Łodzi, z której piszę ten felieton, jest ponuro i pusto. Po zapadnięciu zmroku ulice pustoszeją jak w stanie wojennym. Ceny benzyny zbliżają się do dwóch dolarów za litr, co będzie miało przełożenie na ceny innych artykułów powszechnego użytku.
Piękne w Polsce są sklepy wypełnione zagranicznymi towarami. “Sklep mój widzę ogromny” – powinien napisać współczesny nam wieszcz narodowy. To jest prawdziwe oblicze transformacji. Globalny Organizator życia publicznego w Polsce wypełnił sklepy cudownymi gadżetami. Przyjemnie się tam spaceruje. Tylko tam jest prawdziwa Europa. Ceny tam są również globalne. Chcesz kupować, a Ciebie na to nie stać, to weź z banku zagranicznego pożyczkę, powiększając polski dług zewnętrzny. Rząd chętnie zadłuża Polskę w imieniu narodu. W imieniu narodu sprzedaje się narodowe dobra i tak działa ten mechanizm neokolonialny. Czy tego nie widzą polscy politycy? Dlaczego w Polsce nie buduje się fabryk?
Gwiazdą medialną pierwszych tygodni po wyborach pozostaje Janusz Palikot. Sukces tej jednoosobowej partii jest zjawiskiem socjologicznym ostrzegającym przed rewolucją na polskiej scenie politycznej. Banał, plotka i problemy marginesu społecznego stają się tematem rozmów polityków organizujących kolejną kadencję jeszcze niepowstałej koalicji partyjnej. Politycy tej formacji, która wygrała wybory, wydają się lekko zblazowani. Co z tego wyniknie przekonamy się w konstytucyjnym terminie powołania nowego rządu.
A może ten nowy rząd ogłosi całą kadencję “bez interesantów”, co by odpowiadało obserwowanej powszechnie tendencji rządzenia “sobie a muzom”.
27 października 2011