Okiem felietonisty
Jeżeli komuś przypadł ten los, że musiał chodzić do szkoły, to na początku edukacji, zwanej wyższą, spotkał się z ekonomią polityczną kapitalizmu i ekonomią polityczną socjalizmu. W drugiej połowie XX wieku elity finansowe wprowadziły w życie nową ekonomię polityczną globalizmu, ale do nauki tej ekonomii nie zmuszano studentów, a być może nie ma do niej nawet podręczników. Biegli w sztuce uprawiania ekonomii politycznej globalizmu okazali się natomiast spekulanci. Wśród nich grupa giełdowych spekulantów powinna kandydować do Nobla z tej "nowej ekonomii".
Początek XXI wieku potwierdził jednak społeczną szkodliwość uprawiania ekonomii globalnej i zrodziła się potrzeba stworzenia innej ekonomii, którą dla uproszczenia można nazwać "ekonomią polityczną patriotyzmu". Patriotyzmu jako ruchu umysłowego ludzi rozsądnych.
Co to jest ekonomia? Według słownika wyrazów obcych: ekonomia to umiętność racjonalnego gospodarowania, gospodarność, rządność, oszczędność.
Natomiast ekonomia polityczna to jest nauka o prawach społecznych rządzących produkcją, wymianą i rozdziałem dóbr materialnych, nauka o gospodarowaniu ludzi żyjących we wzajemnej więzi społecznej.
Już na pierwszy rzut oka widzimy, że finansiści globalni nie postępują według zasad zawartych w pojęciu "ekonomia", ponieważ mają w nosie racjonalne gospodarowanie, gospodarność i oszczędność. Nie kierują się też prawami społecznymi rządzącymi produkcją, wymianą i rozdziałem dóbr.
Ponadnarodowe korporacje, czyli jedyni władcy współczesnego świata, kierują się prymitywnie pojętym szybkim zyskiem. Termin zwrotu nakładów jest ich jedynym "przykazaniem" i religią. Jakie są skutki tej "schizmy", widzimy sami. Powszechnie obserwowane zjawisko które towarzyszy globalnej ekonomii w krajach dawniej uprzemysłowionych jest pozornie "ekonomiczne". Technologie i fabryki stworzone w jednym kraju wędrują do drugiego kraju, gdzie koszty produkcji są niższe, więc przynoszą większe zyski niż w kraju, gdzie te technologie powstały.
Jakie są konsekwencje ekonomiczne i społeczne takiego procesu?
Jeżeli ucieczka fabryk, czyli realnego kapitału, jest totalna, to kraj ogołocony z przemysłu wpada błyskawicznie w spiralę kryzysu. W kraju bez fabryk zostają tylko usługi, banki i magazyny na importowane towary.
Taki kraj nie ma nawet szans na przetrwanie kryzysu i korektę wynikającą z procesów rynkowej samoregulacji. Różnice poziomów życia między krajami, z których uciekają fabryki, a krajami do których się te fabryki przenoszą, są tak duże, jak frustracje i napięcia społeczne, które pozostają w kraju, z którego fabryki wywieziono. Kraj opustoszały z fabryk staje się zakładnikiem "ruchomego" kapitału globalistów.
Za importowane towary, które dawniej się samemu wytwarzało, trzeba płacić, a nie ma czym. Z pustego nawet Salomon nie naleje.
Tak w ogromnym uproszczeniu wygląda podstawowa przyczyna obecnego kryzysu w krajach dawniej uprzemysłowionych.
W Polsce powody obecnego kryzysu są inne, ale nie mniej bolesne. Zlikwidowano lub sprzedano spekulantom fabryki, które może nie były na zbyt wysokim poziomie technologicznym, ale dawały Polakom poczucie stabilizacji życiowej. Sprzedano banki, zakłady energetyczne, media, udziały w firmach ubezpieczeniowych i prawo do eksploatacji bogactw naturalnych. Młodych bezrobotnych Polaków wysłano do roboty na saksy. Szykuje się sprzedaż ziemi, lasów i szpitali. Za zyski ze sprzedaży Polacy kupują gadżety i używane samochody. Dług zewnętrzny rośnie. Hurtownie zapełniają się towarami importowanymi z Azji. Jak nie będzie już co sprzedawać, to zacznie się wielki kryzys.
Czy można zatrzymać ten bezprzykładny, spekulacyjny ruch w światowym interesie. Czy protesty "oburzonych" są w stanie uzmysłowić bezsens ekonomii opartej o zysk jako jedyne kryterium opłacalności.
Jedyną szansą jest stworzenie nowej doktryny "ekonomii politycznej patriotyzmu". Polityk oraz właściciel kapitału musi mieć emocjonalny stosunek do kraju, w którym żyje i zdobywa majątek. Właściciele kapitału i firmujący ich działalność politycy muszą kochać własny kraj i chcieć w niego inwestować, mimo że lobbysta czy spekulant podpowiada im łatwiejszą drogę pomnożenia kapitału w innym miejscu.
Czy politycy w krajach dotkniętych kryzysem są w stanie sobie wyobrazić, jak będzie wyglądała przyszłość w krajach wynajętych spekulantom jako poligon do eksperymentów globalnych?
Uczmy się ekonomii politycznej patriotyzmu. Dbajmy o kraj, w którym mieszkamy i w którym będą mieszkać nasze dzieci. Po kapitalizmie, socjalizmie i globalizmie czas na rozsądek. Z pustego i spekulant nie naleje.
19 października 2011