Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 26 września 2024 18:16
Reklama KD Market

Kraj na rozdrożu


Ameryka od środka



Palestyńczycy rozpoczęli procedurę, której celem jest uzyskanie statusu członka ONZ, co byłoby jednoznaczne z międzynarodowym uznaniem suwerenności Palestyny w granicach z 1967 roku. Szans na sukces nie mają, ponieważ Biały Dom od dawna utrzymuje, że “nie tędy droga” i że w głosowaniu na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ zawetuje aspiracje palestyńskie. Jeśli jednak rzeczywiście nie tędy droga, powstaje pytanie, czy jakakolwiek droga w ogóle istnieje, bo wszystkie dotychczasowe okazywały się być ślepymi zaułkami.


 


Gdyby ludzkość przed 64 laty zachowała się rozsądnie i z umiarem, późniejszego konfliktu palestyńsko-izraelskiego, który nęka nas wszystkich po dzień dzisiejszy, mogłoby nie być. W roku 1947, u schyłku tak zwanego mandatu brytyjskiego, na mocy którego Wielka Brytania kontrolowała Palestynę, w ONZ zrodziła się idea podziału tego terytorium na część żydowską i palestyńską. Był to pomysł kiepski, ale obu stronom dawał pewne korzyści. Palestyńczycy już wtedy mieliby swoje państwo, większe niż to, o którym dziś marzą, z połączeniem lądowym między Strefą Gazy i Zachodnim Brzegiem Jordanu oraz z Jerozolimą w roli “otwartego miasta” pod patronatem ONZ. Żydzi też mieliby suwerenny kraj, w zasadzie tylko nieznacznie różny od obecnego, ale za to utworzony na mocy międzynarodowej zgody i w porozumieniu ze stroną arabską.


 


Projekt takiego podziału został zatwierdzony przez ONZ, a za głosował w zasadzie cały świat (łącznie z Polską), z wyjątkiem państw arabskich i muzułmańskich krajów południa Azji. Sprzeciw Arabów zniweczył te plany raz na zawsze, co z perspektywy tego, co się w tej części świata dzieje do dziś, było fatalnym w skutkach błędem. Trzeba też jednak dodać, że świat zachował się też pochopnie w obliczu jednostronnej deklaracji niepodległości Izraela w roku 1948. W poczuciu winy za to, czego doznali Żydzi w czasie II wojny światowej, nowe państwo uznane zostało pośpiesznie przez wszystkie ówczesne mocarstwa, łącznie z USA, Wielką Brytanią i ZSRR (choć Stalin zmienił później zdanie). Nastąpiło to mimo faktu, iż powstanie państwa żydowskiego wiązało się z przymusowym wysiedleniem milionów Palestyńczyków, co było po prostu aktem nielegalnym.


 


Dziś, po 6 dekadach od tych wydarzeń, Izrael jest państwem na rozdrożu, pozbawionym lokalnych sojuszników, odosobnionym, bezradnym wobec tzw. “arabskiej wiosny” i nękanym coraz większymi rozterkami na temat własnej tożsamości. Nie są to rozterki rozpowszechniane wyłącznie przez wrogów, lecz przez samych Izraelczyków. Na łamach wielu gazet coraz częściej ukazują się komentarze, w których przewija się zasadnicze pytanie – “czy dobrze się stało, że państwo żydowskie w ogóle powstało?”. Jeszcze przed kilkoma laty dywagacje tego rodzaju byłyby w Izraelu nie do pomyślenia.


 


Była oczywiście inna, historycznie bardziej sensowna alternatywa. ONZ mogła w 1947 roku postanowić, iż powinna powstać Palestyna wielonarodowościowa, wielowyznaniowa i na wskroś tolerancyjna wobec trzech głównych religii świata, dla których obszar ten jest i zawsze będzie niezwykle ważny. Jednak w warunkach powojennych rozliczeń był to scenariusz, którego nigdy na serio nie rozważano.


 


Obecna sytuacja jest wręcz karkołomna. Izrael dryfuje nie wiadomo gdzie, trzymając się kurczowo dalszej okupacji palestyńskich terenów i nie proponując żadnych konkretnych rozwiązań. Palestyńczycy – w totalnej desperacji – dążą do “dekretowej suwerenności”, na którą nie mają szans. Natomiast Biały Dom postawiony został w sytuacji, którą sam sobie skonstruował przez całe lata bezkrytycznego poparcia dla państwa żydowskiego, a która nie jest godna pozazdroszczenia. Izrael ma dziś w zasadzie tylko jednego sojusznika, Amerykę. Sojusznik ten zamierza raz jeszcze zaprotestować przeciw niepodległości Palestyńczyków, ale z drugiej strony nie może lub nie chce wymusić na Izraelu żadnych istotnych ustępstw, które mogłyby do tej niepodległości doprowadzić w jakiś bardziej sensowny sposób.


 


Dwa ostatnie lata to z pewnością jeden z najgorszych okresów w historii Izraela. Zamordystyczny przywódca Iranu, Ahmadinedżad, z pewnością nie ziści swoich marzeń o zepchnięciu Izraela do morza. Czy jednak państwo żydowskie samo się nie spycha na margines?


 


Andrzej Heyduk


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama