Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 23 listopada 2024 19:58
Reklama KD Market

Ostatni gasi światło


Ameryka od środka



Kto wie, być  może piszę już po raz ostatni, bo – jak tak dalej pójdzie – w najbliższy wtorek Ameryka przestanie działać i wszyscy pójdziemy z torbami. W atmosferze histerycznego cyrku w Waszyngtonie nadal toczą się spory na temat podniesienia dozwolonego poziomu zadłużenia rządu federalnego. Jeszcze przed paroma dniami dominowało przekonanie, że skłóceni totalnie politycy obu partii prędzej czy później jakoś dojdą do porozumienia, bo konsekwencje dalszego impasu są zbyt poważne. Dziś jednak sprawy mają się tak, że wszystko jest możliwe, łącznie z tym, że po obu stronach politycznej piaskownicy mocno obrażeni chłopcy pozbierają swoje zabawki i pójdą do domu, pozostawiając po sobie totalny chaos.


 


Tak naprawdę nikt dokładnie nie wie, co się stanie 2 sierpnia, kiedy to rząd przestanie mieć możliwość dalszego pożyczania pieniędzy. I być może właśnie to jest najbardziej niepokojące, bo nad fiskalną kondycją całego globu wisi chmura, z której może spaść albo drobna mżawka, albo katastrofalny grad. Nie zmienia to faktu, iż niemoc Waszyngtonu dosięgła nowych wyżyn i nie da się już tego w żaden racjonalny sposób wytłumaczyć. Natomiast światowe rynki, początkowo reagujące na to wszystko bez większej paniki, zaczynają zdradzać coraz większe obawy o to, że czeka nas wszystkich jakiś krach, którego rozmiary są niemożliwe do przewidzenia.


 


Podwyżki pułapu kredytowego odbywały się w przeszłości ponad 80 razy, za rządów bardzo różnych prezydentów, i nigdy w zasadzie nie było z tym żadnych problemów. Nie było, bo wszyscy doskonale wiedzą, iż podwyżki takie to nie nowe wydatki, lecz możliwość odpowiedniego i rzetelnego spłacenia wydatków już wcześniej dokonanych. Tym razem jest jednak inaczej, głównie za sprawą nieprzejednanych ideologów, którzy gotowi są narazić kraj i świat na poważną destabilizację gospodarczą w imię swojej “jedynie słusznej” wizji tego, co Kongres powinien zatwierdzić, a czego zatwierdzić absolutnie nie może.


 


Wydaje się wręcz, że idea tzw. “rządu podzielonego”, która w historii USA zawsze zapewniała jakieś kompromisowe rozwiązania, w Waszyngtonie już nie istnieje. Rząd jest nadal jak najbardziej podzielony, ale do takiego rekordowego stopnia, że dominuje niemal absolutny paraliż. I nawet jeśli w ostatniej chwili dojdzie do jakiegoś porozumienia, świat nam tej idiotycznej kłótni tak szybko nie zapomni.


 


W kontekście tego, co się ostatnio w Waszyngtonie dzieje, wyborcy powinni sobie coraz częściej zadawać proste pytanie – za co my tym ludziom płacimy z naszych kieszeni? Z pewnością nie płacimy im za żałosną dziecinadę, wzajemne obrzucanie się wyzwiskami i kompletną niezdolność do prowadzenia racjonalnych dyskusji na jakikolwiek temat. A skoro tak, to być może my, jako ich pracodawcy, powinniśmy ich stamtąd wyrzucić przy okazji następnych wyborów. Ja doskonale wiem, że praktycznie jest to niemożliwe, ale najlepiej by było, gdyby całą czeredę prawodawców, zarówno w Izbie Reprezentantów jak i Senacie, można było za jednym zamachem wymienić na ludzi nowych i znacznie mniej owładniętych poczuciem ważności własnego “ja”.


 


Z drugiej strony, może nie ma to już większego znaczenia. Za kilka dni Waszyngton opustoszeje, federalne urzędy zamkną swoje podwoje, a woźny w gmachu Kongresu, jako ostatni przedstawiciel funkcjonującej jeszcze władzy, wyłączy ostatnią żarówkę…


 


Andrzej Heyduk

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama