Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 26 września 2024 18:18
Reklama KD Market

Epidemia deklaracji


Ameryka od środka



Za czasów Reagana szef konserwatywnej organizacji o nazwie Americans for Tax Reform, Grover Norquist, opracował specjalną deklarację, zobowiązującą jej sygnatariuszy do sprzeciwiania się absolutnie każdej podwyżce podatków, niezależnie od okoliczności. Następnie skutecznie przekonał znaczną liczbę członków ówczesnego Kongresu do złożenia podpisu pod tą deklaracją. Wywarł w ten sposób poważny wpływ na politykę Partii Republikańskiej i w pewnym sensie stał się “ojcem” dzisiejszego, dramatycznego impasu w sprawie podwyższenia dozwolonego poziomu zadłużenia rządu federalnego. Od tego momentu podwyżki opodatkowania przestały być dla republikanów problemem do dyskusji, bo stały się dogmatem, czymś co nie podlega żadnym ustępstwom.


 


Ostatnio zaczynają się pojawiać coraz to nowe deklaracje. Jedna z nich nazywa się “Susan B. Anthony Pledge”, która na sygnatariuszy nakłada obowiązek popierania wyłącznie takich polityków, którzy domagają się zniesienia legalności aborcji i zlikwidowania wszelkiego rządowego finansowania takich organizacji jak Planned Parenthood. Pod deklaracją tą złożyli już swoje podpisy Michele Bachmann, Newt Gingrich, Ron Paul, Tim Pawlenty i Rick Santorum. Ci sami politycy podpisali też deklarację, w której solennie obiecują, iż będą zawsze ograniczać wydatki federalne i zabiegać o zatwierdzenie poprawki do konstytucji, która nakładać ma na władze obowiązek utrzymywania odpowiedniego bilansu budżetowego.


 


Wreszcie jest też najdziwniejsza deklaracja, o nazwie “Marriage Vow”, która wymaga od swoich sygnatariuszy sprzeciwu wobec udzielania ślubów homoseksualistom, odrzucania muzułmańskiego kodu prawnego Szaria (?!) i przestrzegania zasad wierności małżeńskiej. Ten dokument na razie podpisali tylko Santorum i Bachmann. Gingrich miałby z tym dość oczywiste problemy, bo jest żonaty po raz trzeci. Tylko jeden republikański kandydat, Jon Huntsman, odmawia konsekwentnie podpisywania jakichkolwiek deklaracji, powtarzając, że jest lojalny wyłącznie amerykańskiej fladze i własnej żonie. Podpisywania deklaracji unika też bez większego rozgłosu Mitt Romney.


 


Niezależnie od tego, jaka jest treść poszczególnych pisemnych obietnic, ich konstruowanie wydaje mi się zajęciem dość idiotycznym, a ich podpisywanie przez prezydenckich kandydatów zdradza brak politycznego rozsądku. Każdy prezydent USA musi bowiem mieć do dyspozycji wszystkie możliwe atuty polityczne potrzebne do negocjowania ważnych dla całego kraju kompromisów, a opozycja winna mieć dokładnie takie same możliwości. W przeciwnym razie kompromisowe rozwiązania stają się po prostu praktycznie niemożliwe.


 


Podpisywanie deklaracji, niezależnie od ich zawartości, można porównać do zakładania sobie ideologicznego kaftana bezpieczeństwa. Jeśli ktoś z góry deklaruje, że pewien zestaw problemów w ogóle nie podlega dyskusji, bo o zmianie zdania nie może być mowy, wszelkie negocjacje przestają mieć sens. Idealnym przykładem kompletnej niemocy, jaka wynika z dogmatycznego, niemal ślepego przywiązania do jakiejś “zdeklarowanej” zasady, są jałowe dyskusje, jakie toczą się między Białym Domem i opozycją na temat potencjalnego bankructwa finansowego USA. Republikanie podchodzą do tych negocjacji z prostym, choć niestety paraliżującym sloganem: “możemy dyskutować o wszystkim, ale nie o podwyżce podatków”. Niemal tak samo jak kolejne rządy Izraela: “możemy rozmawiać o wszystkim, ale nie o statusie Jerozolimy”. W obu przypadkach rezultat jest ten sam – totalny impas.



Andrzej Heyduk


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama