Ameryka od środka
Niemal codziennie z Meksyku napływają doniesienia o krwawych porachunkach między kartelami narkotykowymi. Ludzie giną niczym muchy, a bywają również przed śmiercią torturowani. Niektóre części tego kraju kontrolowane są niemal całkowicie przez gangsterów.
Być może nie wszyscy wiedzą jednak, że ok. 70% broni używanej przez zorganizowaną przestępczość w Meksyku pochodzi z USA. W południowych stanach Ameryki zakup broni półautomatycznej, np. karabinów AK-47, jest niezwykle łatwy. Broń ta jest następnie przemycana do Meksyku, gdzie trafia w ręce gangsterów. W ten sposób Stany Zjednoczone odgrywają rolę nielegalnego arsenału, służącego bezwzględnym mordercom.
Sytuacja ta niepokoi Białym Dom na tyle, iż wydano zarządzenie, na mocy którego ok. 8 tysięcy sprzedawców broni wzdłuż granicy meksykańskiej musi donosić władzom federalnym o wszystkich znacznych zakupach broni automatycznej i półautomatycznej. Tu należy przypomnieć, że w USA przez 10 lat obowiązywał zakaz handlu tego rodzaju bronią. Jednak ustawa na ten temat wygasła, a ani administracja Busha, ani też władze obecne nic nie zrobiły, żeby zakaz ten utrzymać w mocy. W ciągu ostatnich 5 lat po meksykańskiej stronie granicy zginęło ponad 35 tysięcy ludzi, ale ten festiwal gwałtu i przemocy coraz częściej rozlewa się również na tereny przygraniczne w USA.
W związku z tym zarządzenie Białego Domu wydaje się być decyzją jak najbardziej uzasadnioną. Jednak skala głupoty dotyczącej jakiegokolwiek kontrolowania broni w USA jest na tyle wielka, że nawet postanowienia z gruntu właściwe natychmiast znajdują swoich zagorzałych przeciwników, wymachujących konstytucją i opowiadających brednie.
Jak zwykle, National Rifle Association, która zdaje się być organizacją mającą za swój podstawowy cel uzbrojenie wszystkich Amerykanów po zęby, wytoczyła ciężkie działa. Przywódcy tego zrzeszenia uważają, że wymogi nałożone przez Biały Dom na sprzedawców broni nad granicą z Meksykiem to zamach na konstytucyjne prawa każdego obywatela do posiadania broni palnej i że jest to tylko wstęp do dalszych ograniczeń, które lada chwila się pojawią.
Działaczom NRA, szczególnie tym bardziej zacietrzewionym, polecam wycieczkę turystyczną do Ciudad Juarez lub Nuevo Laredo. Jeśli wyjazd ten przeżyją, co nie jest wcale takie pewne, zrozumieją, iż toczy się tam niemal otwarta wojna między narkotykowym imperium, rządem i ludnością cywilną, a strona gangsterska zbrojona jest niemal wyłącznie przez USA. Chciałbym kiedyś usłyszeć jakiś logiczny wywód na temat tego, w jaki sposób zamachem na konstytucję jest pozbawianie morderców w obcym kraju dostępu do amerykańskiej broni. Niestety chyba nigdy nie usłyszę, ponieważ skonstruowanie takiego wywodu jest po prostu niemożliwe.
Obrona prawa do posiadania broni jest do pewnego stopnia zrozumiała, bo – jakby na to nie patrzeć – istnieje na ten temat konstytucyjny zapis. Jednak pozycja NRA zawsze wydaje się być idiotyczną piramidą „przesadyzmu”. Nie sądzę, by Benjamin Franklin lub George Washington rzeczywiście chcieli, by każdy miał w garażu armatę, lub by w sklepach w USA można było kupować broń dla bandytów za miedzą. Obrona swobodnego nabywania dowolnego niemal uzbrojenia z zapisem konstytucyjnym nie ma nic wspólnego. Natomiast z totalnym brakiem rozsądku jest za pan brat.
Andrzej Heyduk