Okiem felietonisty
“Z daleka widać lepiej” – tak nam się wydaje, oceniając wydarzenia, które dzieją się z dala od naszych domów. Z daleka widzimy jakby szerzej, mamy inną perspektywę i chłodny stosunek do spraw, które najczęściej oceniamy ex cathedra. Jeżeli nie słyszymy jęku zabijanych, poniżanych i okradanych, to łatwo wyrażamy opinie okrągłe, zdecydowane, aprobujące lub potępiające bohaterów tych zdarzeń.
Masowe media trzymają nas z daleka od rzeczywistych dramatów dziejących się poza ekranem telewizora. Media starają się utrzymać narody w letargicznym uśpieniu, podobnym do tego, w jakim pozostaje niemowlę karmione piersią przez matkę.
Telewidz i radiosłuchacz przypomina takiego właśnie niemowlaka, którego trzyma się w letargu, dawkując mu na zmianę plotkę , rozrywkę i propagandę polityczną. Co więc nam pozostaje?
Może to biblioteki, gazety, internet będą tymi starymi-nowymi drogami, które przybliżą nas do prawdy. Internet rośnie z dnia na dzień , ale biblioteki i gazety umierają. Internet to jest obecnie mydło i powidło naszej popkultury. Znajdziemy w nim wszystko, tylko czasu nam zabraknie na tego poznanie.
Internet jest wieżą Babel naszej cywilizacji. Mimo prób wprowadzenia kontroli nad tym cywilizacyjnym zjawiskiem, internet będzie rósł i puchł do rozmiarów medialnej galaktyki. Będzie tak wielki, że pozostanie “globalnym rozcieńczalnikiem opinii” i sojusznikiem globalnych władców naszego świata. Internet nie tworzy opinii ani nie stanowi materiału do podejmowania politycznych decyzji.
Ważne decyzje podejmuje elitarne gremium, które używa internetu do przekazywania własnych decyzji. Można przy pomocy internetu wywołać rewolucję, ale nie można przy pomocy internetu doprowadzić narodu do ładu moralnego. Jeżeli internet reprezentuje w tej chwili wszystkie światopoglądy i wszystkie religie, to tak naprawdę nie reprezentuje żadnej religii i żadnego światopoglądu. Uważny przeglądacz internetu spotyka, co chwila, takich właśnie konsumentów internetowej kultury. Przypominają rozbłyski elementarnych cząsteczek martwej materii w bezgranicznie wielkiej przestrzeni galaktyki internetowej. Internauci są tak samo anonimowi jak miliony błyszczących gwiazd, które oglądamy w planetarium.
W tak zatomizowanym świecie przez ostatnie 20 lat rodziła się nowa globalna polityka. Wszystko szło jak z płatka, aż do obecnej wiosny, która przyniosła falę rewolucyjnych zmian w Afryce północnej i w Grecji. Protesty i walki w tych krajach zaczynają wymykać się spod kontroli. Protesty w Grecji i w Afryce północnej daleko przerosły rozmiarami i ofiarami polskie protesty z roku 1980. Rewolucje, podobnie jak grypa, przenoszą się ponad granicami administracyjnymi. W Europie nie ma już aktów solidarności między narodami, tak jak to było dawniej za czasów PRL. Tylko nic się nie zmieniło w mediach, które, tak jak to było dawniej, wyrażają opinię zarządców w imieniu całego narodu.
Media informują nas jednak, od czasu do czasu, o zadziwiających ekscesach młodych ludzi, które wprowadzają czytelników w konsternację. W Gazeta.pl czytamy : “Skandal w litewskiej TV: Przed kamerami zerwano tabliczkę z polską nazwą ulicy. W reality show “Kocham Litwę” młodzi ludzie demonstracyjnie zerwali tabliczkę z polską nazwą ulicy w Ejszyszkach w rejonie sołecznickim. Polska firma Reserved , która jest sponsorem programu, zapowiedziała rozwiązanie kontraktu w trybie natychmiastowym w związku z antypolskim incydentem”.
Okazuje się, że 1 stycznia 2010 roku wygasła na Litwie ustawa dopuszczająca używanie podwójnych nazw miejscowości i ulic.
Konsternacja Polaków jest tym większa, że w Polsce aż się roi od nazw i napisów pisanych w językach mniejszości narodowych.
W Polsce Litwa to “Pan Tadeusz” i dzieła wybitnych polskich pisarzy. Jak takie ekscesy, pokazywane w reality show “Kocham Litwę”, mają się do polskiego mitu nawiązującego do Unii Polsko-Litewskiej? Co by powiedział na to Giedroyć czy Miłosz? Jakby zareagował Lech Kaczyński? Co by na to powiedział Adam Mickiewicz?
Można tylko spekulować. Dziwne jest jednak zachowanie tych młodych ludzi na Litwie. Polacy nie stanowią obecnie żadnego zagrożenia dla Litwy, która tak jak Polska zrzekła się suwerenności na rzecz Unii Europejskiej i NATO. To nie Polska, a Unia Europejska decyduje o kredytach finansowych dla Litwy, o jej stanie gospodarki i jej zobowiązaniach wynikających z Traktatu Lizbońskiego.
To nie w języku polskim, a w zupełnie innych językach mówią do Litwinów bankierzy, decydujący o poziomie życia na Litwie. Więc skąd te dziwne lęki i obawy młodych Litwinów kierowane do Polski?
Źle odczytywana historia tworzy nieraz umysłowe kaleki. Historyczne uprzedzenia wyrwane z kontekstu dziejów tworzą fałszywe napięcia.
Tak jest również w Polsce w stosunkach Polski z Niemcami i Rosją.
Lęk bywa złym doradcą.
Czy takie incydenty lepiej widać z daleka, czy z bliska? Czy Litwini i Polacy nie mają większych problemów na co dzień i na przyszłość? To jest temat do przemyśleń na całe dorosłe życie.
23 czerwca 2011