Ameryka od środka
Spektakularny upadek nowojorskiego kongresmana, Anthony Weinera, który został przyłapany na rozsyłaniu lubieżnych zdjęć do kilku kobiet, a który początkowo usiłował niezdarnie sklecić całkowicie fikcyjne wykręty, jest oczywiście zasłużony, a jego postępowanie może budzić wyłącznie zdumienie i potępienie. Jednak jego przypadek spowodował również nagły atak hipokryzji u niektórych politycznych kolegów Weinera.
Kilku demokratycznych polityków wyraziło pogląd, że Weiner winien czym prędzej zrezygnować ze swego miejsca w Kongresie. Jednym z nich jest były gubernator stanu Pennsylvania, Ed Rendell, który powiedział w wywiadzie telewizyjnym, że Weiner cierpi na “jakieś poważne problemy” i że “powinien się leczyć”. Jego zdaniem, przekroczył on moralne granice na tyle, że musi odejść.
Jest to opinia ciekawa o tyle, że przed laty Ed Rendell był jednym z najbardziej zagorzałych obrońców prezydenta Clintona, gdy ów zmagał się ze skandalem związanym z jego igraszkami seksualnymi z Moniką Lewinsky. Wtedy Rendell argumentował, że to błaha sprawa, bo prawie każdy amerykański prezydent zdradzał swoją żonę. Gdy niektórzy demokraci odwrócili się od Clintona, przerażeni tym, co wyszło na jaw, Rendell zganił ich za brak lojalności.
Innym demokratycznym krytykiem Weinera jest były gubernator stanu Virginia, Tim Kaine, który również doszedł do wniosku, że wykroczenia kongresmana są tak ogromne, iż jego odejście musi nastąpić. To również nieco dziwna opinia, biorąc pod uwagę, że Kaine także bronił Clintona i nie zgłaszał żadnych obiekcji, gdy wyszło na jaw, iż inny gubernator Virginii, Chuck Robb, miał liczne pozamałżeńskie romanse.
Skąd zatem taka nagła zmiana moralnych zasad u obu tych panów? Hipokryzja ta jest stosunkowo łatwa do wytłumaczenia. Anthony Weiner jest człowiekiem, od którego niewiele zależy, a którego wybryk może przynieść szkodę demokratom w Kongresie. Kiedy w roku 1998 prezydent Clinton romansował, a potem kłamał na ten temat publicznie, cieszył się nadal znacznym poparciem wyborców i był najlepszym “biletem” w Waszyngtonie do promowania indywidualnych karier politycznych. Innymi słowy, wtedy Rendell i Kaine dostosowali swoje zasady etyczne do swoich politycznych potrzeb, a teraz zrobili to ponownie, tyle że z odwrotnym skutkiem. Czyny, które wtedy były możliwe do usprawiedliwienia, teraz nie są i zasługują na wygłaszanie moralizatorskich potępień.
Oczywiste jest to, że Weiner na potępienie zasługuje, a jego polityczna kariera niemal na pewno dobiega końca. Jednak moralny relatywizm, jakim wykazują się niektórzy politycy, jest równie naganny, jak wysyłanie przez Weinera lubieżnych zdjęć. Politycy waszyngtońscy mają istotny wpływ na wiele rzeczy w amerykańskim państwie, a w związku z tym ich przywiązanie do trwałych, niezmiennych zasad moralnych ma duże znaczenie. “Oburzenie” opozycji w stosunku do Weinera można doskonale zrozumieć, bo ma ona – jak to zwykle w tego rodzaju przypadkach bywa – podłoże czysto polityczne. To samo oburzenie ze strony demokratów kiedyś broniących zaciekle Clintona jest czystą hipokryzją, której się powinni wstydzić, tym bardziej że nawoływać Weinera do odejścia nie ma większego sensu, ponieważ jest to zapewne tylko kwestia czasu.
Andrzej Heyduk