Okiem felietonisty
Europejska wizyta prezydenta Obamy przebiega pod chmurą pyłu wulkanicznego z islandzkiego wulkanu. Wulkan obudził się tuż przed tą ważną wizytą, ale jego ogromna erupcja, jak na razie, nie wpływa na zmianę celów tej wizyty, która biegnie ustalonym wcześniej trybem. Przyroda demonstruje kosmiczną siłę, wyrzucając do atmosfery miliony ton gazów i pyłów, ale politycy, którzy robią co chcą z własnymi narodami, nie posiedli jeszcze mocy zaklinania wulkanów i to ich lekko deprymuje.
Małe zmiany w rozkładzie jazdy nie mają, jak dotychczas, żadnego wpływu na realizację założeń politycznych, jakie stawiano sobie przed tą wizytą.
Z polskiego punktu widzenia jest to wizyta ważna. Niezależnie czy się patrzy na nią zza oceanu, czy z Warszawy. W Polsce opozycja próbuje pomniejszyć znaczenie tej wizyty, ale jej wymiar będziemy mogli ocenić po jej zakończeniu. Od początku roku 2011 świat politycznie przyśpiesza i opinia publiczna patrzy na to z ciekawością, ale i z ogromnym przerażeniem. Stare, rozgrzebane konflikty w dalekiej Azji nie zbliżają się do pokojowego zakończenia, a nowe powstają jak grzyby po politycznym deszczu i to w bezpośredniej bliskości granic UE.
Z punktu widzenia mocarstwa, jakim są Stany Zjednoczone, nie ma wielkiego znaczenia, ponieważ tak wielki i silny kraj jest odporny na perturbacje w innych krajach oddalonych o tysiące mil. W Stanach nie ma histerii w reakcjach publicznych. Dla Unii Europejskiej jest to jednak próba sił, którą UE może nie przetrwać w jej obecnych ramach. Po rozsypce ekonomii Grecji, Portugalii, Irlandii i Hiszpanii, to co się dzieje nad morzem Śródziemnym w Afryce Północnej może być kroplą przelewającą dzban wewnętrznych kłopotów. Rewolucje w muzułmańskich krajach Afryki Północnej mogą się okazać zaraźliwe dla młodych Europejczyków rozżalonych kryzysem politycznym i ekonomicznym we własnych krajach. Młodzi ludzie w Europie zbyt szybko tracą cierpliwość i polityczną rozwagę. Z drugiej strony morza Śródziemnego fala rozdygotanych emocjonalnie mieszkańców Afryki Północnej będzie chciała znaleźć azyl i pracę w Europie po rozczarowaniach ekonomicznych, jakie przyniosą im najbliższe lata.
Pamiętając polską transformację, znamy jej kolejne etapy. To jest droga przez mękę dla wielu rozczarowanych młodych ludzi. Polacy bronią się przed frustracją emigrując do Europy Zachodniej. Dokąd mają się udać młodzi mieszkańcy Afryki Północnej? Te kraje wejdą również w kolejne fazy zmian, ale ich przebieg nie musi być wcale podobny do polskiej transformacji. Wpływy religijnych przywódców są tam bez porównania silniejsze niż w Europie. Zapasy polityczno-religijne potrwają tam kilka lat zanim jedna ze stron osiągnie istotną przewagę i ustanowi nowych dyktatorów. Demokracja w formie znanej w Europie zachodniej jest tam marzeniem ściętej głowy w czasie trwania obecnego pokolenia. Mimo to, europejscy przywódcy będą próbowali zaszczepiać tam demokrację.
Takie jest tło polityczne europejskiej wizyty prezydenta Obamy.
Polskie oczekiwania są również zróżnicowane i ambiwalentne. Inaczej widzi tę wizytę PiS, inaczej Platforma, a jeszcze inaczej SLD. Polska pogrążona w smoleńskiej mgle nie ma ponadpartyjnej polityki zagranicznej. Jako członek Unii Europejskiej i sygnatariusz Traktatu Lizbońskiego polski rząd powinien przynajmniej udawać, że podziela strategiczne decyzje Brukseli. Jednak zupełnie inny obraz odbieramy jako telewidzowie satelitarnych programów polskiej telewizji. Widzimy tam regionalnych wizjonerów politycznych, którzy nie potrafią zbudować sieci dróg i zapewnić opieki zdrowotnej własnym obywatelom, ale mają mocarstwową wizję dla tej części Europy, zadziwiająco zgodną z interesami ponadnarodowych korporacji.
Uczył Marcin Marcina..., jak to było w polskim przysłowiu. Chcemy pouczać sąsiadów, jak wprowadzać demokrację, a sami nie panujemy nad własnym majątkiem narodowym. Chcemy innych bronić przed słabościami, a sami tkwimy w tych słabościach po uszy.
Co Polsce i Polakom może zaoferować prezydent Obama? Miejmy nadzieję, że wizyta ta oferuje Polsce partnerstwo na warunkach porównywalnych do innych członków Unii Europejskiej i NATO. Ponieważ Polsce nie zagraża żadne niebezpieczeństwo jako członkowi tych organizacji, to potrzebny Polsce jest czas w “wyścigu na dochodzenie” do czołówki światowej.
Czy Polska dostanie ten pokojowy czas na bezpieczny rozwój w obecnych układach geopolitycznych, czy też mocarstwa już planują nową wojenną przygodę, jako “lekarstwo” na obecny globalny kryzys ekonomiczny?
O tym nie dowiemy się z przebiegu kilkunastogodzinnej wizyty w Warszawie. Miejmy jednak nadzieję, że padnie wreszcie bariera wizowa, która niczego nie rozwiązuje, ale może być miłym towarzyskim gestem wobec Polaków, których miłość do Ameryki poprzednie administracje konsekwentnie studziły.
25 maja 2011