Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 1 października 2024 21:42
Reklama KD Market
Reklama

Wzruszenia w skali Beauforta

Takich tłumów w Chopin Theatre dawno już nie widziano. Projekcja filmu "10 w skali Beauforta" o Krzysztofie Klenczonie  zainteresowała nie tylko dawnych znajomych z chicagowskiego epizodu życia muzyka i kompozytora, nie tylko bliską mu generację fanów, ale też sporo młodych osób, które o Klenczonie mogły dowiedzieć się jedynie od rodziców. Sala teatralna pękała w szwach, zabrakło miejsc i biletów, siedziało się na dostawionych krzesłach, schodach, poręczach i na czymkolwiek.  Ale warto było!


 


Film  dokumentalny, wyreżyserowany przez Helenę Giersz z New Jersey,  ma bowiem znakomitą dynamikę, świetnie dobrany podkład muzyczny, ciekawe rozwiązania graficzne, niebanalne połączenie zdjęć i filmów archiwalnych z materiałem współczesnym, do którego należą m.in. rozmowy z kolegami artysty, jego rodziną i współtworzącymi kolejne zespoły muzykami. Nie zabrakło wypowiedzi Seweryna Krajewskiego, Bernarda Dornowskiego, Jerzego Skrzypczaka, czyli członków kultowego dziś zespołu Czerwone Gitary, czy naszych muzycznych tuzów, znanych dobrze polonijnej społeczności – Zbyszka Bernolaka, Janusza Pliwko i Włodzimierza Wandera.


 


Reżyserka a zarazem scenarzystka dotarła nawet do kolegów szkolnych Klenczona, pokazała warunki, w jakich się wychowywał, oraz historię rodzinną. Wszystko w sposób nienużący, budując postać swego bohatera z mgnień, migawek, krótkich wspomnień, które jednak pokazały Krzysztofa Klenczona w całym bogactwie charakteru.


 


Helena Giersz uczestniczyła w pokazie, okazując się osobą nad wyraz skromną i chyba nie spodziewającą się aż takiej reakcji... aplauzu na stojąco. Opowiedziała bardzo zdawkowo o powstaniu filmu i o dalszym jego losie, czyli projekcji w polskiej telewizji, która zagwarantowała sobie na razie wyłączność dystrybucji, więc nie można było nabyć wersji DVD. Ciekawostką przekazaną przez reżyserkę była informacja, że odbywają się rozmowy na temat powstania w Sopocie muzeum, poświęconemu polskiemu big-bitowi, w którym staną woskowe figury muzycznych idoli lat 60. i 70.


 


Wzruszającym akcentem wieczoru było wystąpienie siostry Krzysztofa, Hanny Klenczon, wspominającej i opowiadającej o bliskich kontaktach z bratem. Nad całością czuwał, gości zapowiadał i anegdotą rzucał spiritus movens całego przedsięwzięcia, Krzysztof Arsenowicz. W roli scenografii wystąpiła gitara (czyżby autentyk?), której pochodzenia nikt niestety nie wyjaśnił. I żeby było bardziej muzycznie, pojawili się, zasiadając do przygotowanych instrumentów, Janusz Pliwko (klawisze), Włodzimierz Wander (saksofon), Alosza Kaminski (perkusja) i Zbyszek Bernolak (gitara basowa).  No i zabrzmiały najbardziej popularne utwory Klenczona. Śpiewała cała widownia.


 


Wzruszenie przerosło każdą skalę Beauforta, więc trzeba było przemieścić się do piwnicznej części teatru, żeby dalej powspominać, porozmawiać i wymienić wrażenia na temat obejrzanego właśnie obrazu.


 


Na szczęście wina nie zabrakło!


 


Warto wspomnieć, że imprezie towarzyszyły sprzedaż koszulek z podobizną artysty, dobrze skonstruowany graficznie program przygotowany przez Funline Animation, a zainteresowanym historią powstawania filmu polecam stronę internetową www.krzysztofklenczon.com, którą stworzyła Helena Giersz,  gdzie można dzielić się uwagami i refleksjami.



Tekst i zdjęcia:


Bożena Jankowska


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama