Ameryka od środka Przed kilkoma dniami jechałem drogą, która wiedzie do masywnej Hoover Dam na granicy Arizony z Newadą. Na ok. milę przed tym obiektem pojawiły się napisy, że każdy pojazd zostanie poddany skrupulatnej kontroli przez pracowników Homeland Security. I rzeczywiście – dojechałem w końcu do posterunku, na którym mnie zatrzymano. Otworzyłem okno samochodu, a “fukcjonariusz” spojrzał na mnie podejrzliwym wzrokiem, by zaraz potem kazać mi jechać dalej. Dlaczego? Jestem absolutnie pewien, że dlatego, iż jestem biały i śladowo rudy. Inni – głównie Latynosi i ludzie zdradzający rysy “arabskie” - kierowani byli na boczny parking, gdzie poddawani byli dokładniejszej kontroli, łącznie z przeszukaniem samochodu.
Jest to oczywiście przykład tzw. “racial profiling”, czyli wybiórczego traktowania niektórych grup etnicznych przez władze. Procedery tego typu zwykle budzą ogromne kontrowersje i bywa, że nazywane są rasistowskimi, ale do pewnego stopnia nie można się im dziwić.Współczesny terroryzm wiąże się niemal wyłącznie z radykałami islamskimi, a zatem trudno spodziewać się, iż ludzie z Homeland Security zdradzać będą większe zainteresowanie białym Amerykaninem gdzieś z “midwestu”, jadącym do rodziny w Newadzie.
Ameryka jest często ostro krytykowana za przejawy wspomnianego “racial profiling”. Ostatnio jednak raz jeszcze okazało się, że żyjemy w kraju, który potrafi czasami udowodnić, iż potrafi wznieść się ponad jałowe dyskusje i niczym nieuzasadnione uprzedzenia. Przez kilka tygodni trwały bowiem burzliwe dyskusje na temat tego, czy w okolicach miejsca, w którym na Manhattanie stał World Trade Center, a konkretnie o dwie przecznice dalej, może zostać zbudowany meczet, w którym propagować się ma pojednanie między muzułmanami i wyznawcami innych wiar. Ze zrozumiałych względów rodziny ofiar ataków z 11 września 2001 roku ostro protestowały, sugerując, że plany te są obraźliwe dla wszystkich tych, którzy w tym feralnym dniu zginęli z rąk fanatycznych islamistów. Jednak w ubiegły wtorek zapadła ostateczna decyzja – meczet zostanie zbudowany.
Uważam tę decyzję nie tylko za słuszną, ale niezwykle korzystną dla Ameryki. Jeśli jako naród potrafimy zapomnieć o stereotypach i głęboko zakorzenionych uprzedzeniach i postawić meczet akurat w tym miejscu, w imię religijnej tolerancji i poczucia współodpowiedzialności za przyszłość, akt taki staje się wyzwaniem dla wszystkich tych, którzy żyją w esktremistycznym zaślepieniu. Warto pamiętać o tym, że ogromna większość muzułmanów to ludzie nie mający nic wspólnego z terroryzmem, głupawymi argumentami na rzecz “islamizacji” świata, itd. Czyż istnienie muzułmańskiej świątyni w pobliżu tzw. “ground zero” nie jest najlepszym dowodem na to, że Ameryka posiada ogromną duchową przewagę nad religijnym radykalizmem?
Być może meczet, którego zadaniem jest propagowanie pojednania z zachodnią kulturą, winien zostać zbudowany w takim kraju jak Arabia Saudyjska czy Iran, gdzie tolerancja religijna jest tylko złudą i gdzie otwarta dyskusja na tematy religijne w zasadzie nie istnieje. Ale skoro jest to niemożliwe, pojawienie się takiej placówki na Manhattanie nie powinno być odbierane jako wyzwanie lub prowokacja, lecz jako swoiste odrzucenie naczelnej zasady “racial profiling”, zgodnie z którą działanie garstki obłąkanych może zostać przypisane automatycznie znacznie większej liczbie ludzi.
Niech przy Hoover Dam sprawdzają sobie co tylko chcą, podobnie jak na lotniskach, wedle dowolnie wybranego klucza “etnicznego”. Można się na to obruszać, ale tylko do pewnego stopnia. Tak długo jak Ameryka jest w stanie posługiwać się na co dzień bardziej ogólnymi zasadami poszanowania różnych kultur, wyznań i nawyków, krajowi nie jest w stanie zagrozić skutecznie żadna wraża ideologia.
Andrzej Heyduk