Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 23 listopada 2024 08:03
Reklama KD Market

Nie ma dyskusji przedwyborczej



Okiem felietonisty



 


Zamiast publicznej rozmowy przedwyborczej w Polsce, mamy powódź i walkę ze zniszczeniami wyrządzonymi przez majowe ulewy. Kandydaci oceniają skutki powodzi stojąc na wale powodziowym jak na “reducie Ordona” i zapewniają nas słownie o miłości do Polski. Nie sypią nawet piasku do worków, wzorem polityków zachodnich, którzy fotografują się chętnie, niosąc osobiście butelki z wodą dla ofiar huraganów.


 


Bieżące sprawy całkowicie zdominowały okres przedwyborczy i nic nie zapowiada zmiany w najbliższych czterech tygodniach. Polityków wyręczają blogerzy opisując w internecie własne przeżycia związane z katastrofą lotniczą i zalewającą Polskę powodzią, ale nawet te opinie są jakby emocjonalnie wyciszone. Scenariusz, jaki napisało samo życie, po raz kolejny przerósł wielkością dramatu wszystkie gadające głowy w telewizjach komercyjnych. W polskim szklanym okienku albo wieje nudą, albo zacietrzewiona “głowa” opowiada nam własną, komiksową wersję historii Polski. Nikt, z dopuszczonych do głosu polityków w telewizjach komercyjnych, nie próbuje odpowiedzieć nam na pytanie, dokąd idziemy? Quo vadis?


 


A Polska idzie drogą Traktatu Lizbońskiego, za zgodą wszystkich liczących się sił politycznych reprezentowanych w polskim Sejmie. Wszyscy liczący się kandydaci, mający szansę wyboru na stanowisko prezydenta, deklarują swoje poparcie dla tego europejskiego Traktatu. Niektórzy politycy kokietują gestami patriotycznymi tę część wyborców, która czuje się powtórnie zniewolona po krótkim okresie satysfakcji z odzyskania niepodległości. Politycy udają przed nimi, że tak na niby, oddaliśmy własną suwerenność pod zarząd Brukseli, ale ciągle ją jeszcze mamy. Odpowiedź, czy naprawdę mamy podstawową, konstytucyjną suwerenność, pozostaje bez odpowiedzi.


 


Suwerenność własnych narodów stała się w XXI wieku towarem na rynku politycznej próżności. Suwerenność polityczną i ekonomiczną dzieloną na części sprzedaje się teraz w zamian za obiecanki-cacanki lub w zamian za poparcie polityczne i osobistą karierę polityków. A to się miało zmienić po roku 1989. Politycy polscy zapominają wstydliwie o tej dacie i jako temat zastępczy chętnie wypowiadają się o wydarzeniach historycznych, dziejących się w czasach, kiedy ich jeszcze na świecie nie było. Tak jest bezpieczniej i łatwiej. Znamy tamtych wrogów z okresu II RP i potrafimy rozdzielać historyczne sympatie i antypatie. O teraźniejszości politycznej oraz przyszłości Polski i Polaków ani słowa w żadnych i poważnych dyskusjach przedwyborczych.


 


Obecni politycy zapominają również, skąd wyszli. Prawie wszystkich kandydatów stworzyła transformacja ustrojowa, a więc Solidarność. Temat to również wstydliwy po konsekwentnej “pacyfikacji” tego ruchu społecznego przez kolejne rządy III RP. Nic już nie zostało ze słynnych postulatów gdańskich, nie ma również polskiego przemysłu. Czy po sprzedaniu polskiej energetyki, zostanie do sprzedania urząd rady ministrów? Czy w Polsce pozostanie jeszcze polski chłop, czy też będzie on pracował jako najemnik u bauera na ziemiach między Odrą a Bugiem?


 


W okresie przedwyborczym, politycy nie deklarują również własnego światopoglądu moralnego, wpisując się w nurt wyzwolonych z przesądów i zasad moralnych “europejczyków”. Zbyt duża liczba kandydatów rozprasza uwagę wyborców. Część kandydatów traktuje te wybory jako próbę zaistnienia w medialnej świadomości obywateli. Wyborcy nie znają ich osobistych poglądów i nie mogą nawet w przybliżeniu odpowiedzieć, jaką mają motywację “walcząc”, na niby, o fotel prezydencki. Czy są aktorami publicznej zabawy, czy naprawdę chcą pokonywać nasze narodowe problemy? Jeżeli chcą coś zmieniać, to co chcą zmieniać w najbliższej przyszłości ?


 


Jest to tylko część pytań, które powinni stawiać politykom wyborcy, a nie felietoniści . Na te pytania politycy powinni udzielić nam odpowiedzi, a wyborcy słuchając tych odpowiedzi powinni ich oceniać w czasie tego wyścigu do fotela prezydenckiego. Czy milczenie polityków jest “nowomową” kunktatorów politycznych, sterowanych przez wyspecjalizowane br

ygady budujące ich polityczny “image”? Czy wyborcy mają dokonać wyboru polegając na własnej intuicji? Czy to jest mimodram, którego treść wyrażają politycy-aktorzy za pomocą gry twarzy i gestów?


 


26 maja 2010


www.wojciechborkowski.com

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama