Ambitni republikańscy gubernatorzy, Haley Barbour z Mississippi i Bobby Jindal z Luizjany, mają krańcowo różne podejście do wycieku ropy w Zatoce Meksykańskiej.
Barbour, były waszyngtoński lobbysta, nie widzi powodu do paniki, nie krytykuje kompanii, które przyczyniły się do ekologicznej katastrofy i zaprasza turystów do korzystania z tamtejszych plaż.
Jindal odwrotnie. Zakwestionował skuteczność planu BP PLC i federalnego rządu odnośnie oczyszczenia z ropy naftowej wód po eksplozji platformy wiertniczej, postawił w stan pogotowia Gwardię Narodową z Luizjany i zwrócił się do liderów parafii położonych wzdłuż wybrzeży o przygotowanie własnych planów na wypadek rozszerzenia wycieku.
Obaj gubernatorzy są postrzegani jako potencjalni kandydaci na prezydenta w wyborach w 2012 roku. Ich reakcja na wyciek ropy może zadecydować o zwycięstwie lub porażce w republikańskich prawyborach.
Poprzedniczka Jindala, demokratka Kathleen Blanco, krytykowana za niedostatecznie szybkie akcje ratunkowe po przejściu huraganu Katrina w sierpniu 2005 roku, zrezygnowała z udziału w wyborach o drugą kadencję. Jindal był wówczas w Kongresie.
62-letni Barbour sprawuje urząd gubernatora po raz drugi. Decyzjami podjętymi po przejściu Katriny zasłużył sobie na pochwały. Dziś jest przewodniczącym Stowarzyszenia Republikańskich Gubernatorów. Zapewnia, że wyciek ropy to jeszcze nie "armageddon". Ma za złe prasie, że rozgłosem, jakie nadała tej sprawie odstrasza turystów. "Przyjeżdżajcie, grajcie w golfa, cieszcie się piaskiem na plaży, łapcie ryby i pozostawcie nam trochę dolarów z podatku od sprzedaży", zachęca Barbour.
Ani Barbour, ani Jndal nie mówią otwarcie o swych prezydenckich ambicjach. 38-letni Jindal, syn hinduskich imigrantów, postrzegany przez GOP jako zdolny polityk z przyszłością na arenie krajowej, twierdzi, że zależy mu jedynie na wygraniu drugiej kadencji na urząd gubernatora.
(HP – eg)