Ameryka od środka
W czasie konferencji prasowych rzecznika Białego Domu często padają pytania dość dziwne, choć zdarza się to stosunkowo rzadko. Rekordowego dziwoląga pozwolił sobie ostatnio “puścić” reporter Fox News, który zapytał Roberta Gibbsa o to, czy “działalność tzw. “birthers”, ludzi utrzymujących, że Obama jest prezydentem nielegalnym, bo nie urodził się w USA, nie wpływa negatywnie na wysiłki prezydenta na rzecz lepszych stosunków ze światem muzułmańskim”.
Po pierwsze, trudno jest dociec, jaki związek przyczynowo-skutkowy mogą mieć obłędne głupoty, opowiadane od dawna przez owych “birthers”, z jakimikolwiek poczynaniami Białego Domu na niwie międzynarodowej. Po drugie, ludzie uganiający się za znalezieniem “prawdziwego” miejsca narodzin Obamy to garstka zacietrzewionych, prawicowych aktywistów, którzy doskonale wiedzą o tym, iż nigdy nie uda się im niczego udowodnić z powodu dość oczywistego dla wszystkich braku odpowiednich faktów. A “szefowej” tej kampanii, pani Orly Taitz, wystarczy posłuchać przez minutę, by zrozumieć, że już dawno rozstała się ona na zawsze z rzeczywistością.
Dziennikarz Fox News zadał zatem to pytanie nie dlatego, że chciał się czegoś konkretnego dowiedzieć, lecz wyłącznie po to, by temat wyssanych z palca kontrowersji o miejscu narodzin prezydenta “przemycić” na forum konferencji prasowej rzecznika Białego Domu i w ten sposób całą sprawę w jakimś sensie uwiarygodnić. W końu, jeśli gadają o tym w “press roomie”, to coś musi w tym być.
Gibbs, gdy pytanie to usłyszał, nie mógł się powstrzymać od śmiechu, czemu się nie dziwię. Następnie stwierdził, że ani on, ani ktokolwiek inny nie traci w Białym Domu czasu na tego rodzaju “kontrowersje”. Natomiast sporo czasu tracą na te głupoty prawodawcy stanu Arizona. Pojawiła się tam propozycja, by prawo stanowe wymagało od wszystkich przyszłych kandydatów na prezydenta okazywania świadectwa urodzenia, bo w przeciwnym razie ich nazwiska nie będą umieszczane na kartach do głosowania. Oczywiście wszyscy zarzekają się, że nie chodzi wcale o Obamę, lecz o przyszłych kandydatów. Gdy jednak republikański kongresman stanowy, Cecil Ash, zapytany został przez Andersona Coopera z CNN o to, czy wierzy, że Obama jest obywatelem USA, ów odparł, iż nigdy tej sprawy nie zbadał. Innymi słowy, sugeruje, że różnie może być, a on sam niczego konkretnego nie wie, ale coś podejrzewa.
Oczywiste jest to, że spora grupa mieszkańców USA chciałaby, żeby Obama nigdy nie został był prezydentem. Jeśli jednak jedyną szansę zmiany faktów dokonanych widzą w usunięciu prezydenta przez dalsze oddawanie się z gruntu fałszywym spekulacjom o jego obywatelstwie, nie pozostaje mi nic innego, tylko życzyć im powodzenia. Szanse na sukces mają mniej więcej takie, jak ja na prezydenturę.
Poirytoway nieco Cooper zapytał w końcu Asha, czy nie zdaje sobie sprawy z faktu, że czasami ludzie wierzą w bardzo dziwne rzeczy, niezależnie od faktów, np. w to, że Księżyc jest z sera. “Tak, wiem o tym” — odpowiedział pan prawodawca.
I teraz sam nie wiem, czy uważa księżycową powierzchnię za warstwę Goudy czy Camemberta. W sumie nie ma to jednak większego znaczenia, jako że serowa teoria o księżycowej powierzchni ma mniej więcej taki sam status “naukowy”, jak brednie o obcym obywatelstwie Obamy.
Andrzej Heyduk