Okiem felietonisty
W czasach pradawnych, czyli w PRL-u, kpiono sobie z formy zwiedzania ZSRR przez turystów obwożonych autobusami ściśle zaprogramowaną trasą. Turysta, po takiej wycieczce, miał utrwalić sobie narzucony mu obraz kraju, który oglądał z okna zamkniętego autobusu. Ten sposób zwiedzania stał się jednak powszechny w drugiej połowie XX wieku.Turystyka stała się ważną gałęzią przemysłu.
W XXI wieku przeciętny turysta nie oddala się od grupy ani na krok. Zamknięte turystyczne rezerwaty są dla wielu turystów jedynym miejscem wrażeń z podróży.
Turysta wraca z kraju „egzotycznego” po kilkudniowym pobycie w „rezerwacie” turystycznym i uznaje siebie za podróżnika zwiedzającego egzotyczny świat. Po odwiedzeniu kilku resortów w różnych krajach stajemy się globtroterami.
Taką „metodę” poznawania świata zaanektowały media dla potrzeb propagandy sukcesu. Polska po transformacji ustrojowej stała się potegą „turystyki” resortowej.
W telewizjach komercyjnych, a także w telewizji publicznej, „obwozi” się telewidza po wybranych resortach, pokazując mu to, co redaktorzy wysmażyli mu w kuchni właściciela mediów komercyjnych. W polskich mediach pisanych, które nikną i chudną w wyniku ataku internetowej szarańczy, epatuje się czytelnika polityką historyczną roztrząsając zbrodnie zeszłego wieku.
Media trzymają Polaków w wybranych dla nich „resortach” „Tańca z gwiazdami” i ckliwych seriali telewizyjnych. Teraźniejszość, czyli wieloetapowy rozbiór polskiego majątku narodowego pozostaje dla Polaków terytorium nieznanym.
Przeciętny obywatel nie ma nawet ochoty wychodzić wyobraźnią poza narzucany mu „resort”. Sklepy wyglądają wspaniale wypełnione importowanymi artykułami wytwarzanymi gdzieś daleko, kina pokazują filmy wytworzone za oceanem, fabryki zmieniły nazwy na obce, a w głośnikach radiowych dudni importowana muzyka pop. Czasu na refleksję nie ma zbyt wiele oglądając pyskówki polityków i gadające głowy dobrze opłacanych komentatorów. Tak wygląda ten „resort turystyczny” stworzony w Polsce na użytek tubylców. Globalizm europejski panuje nad emocjami nowej elity, która wysługuje się neokolonializmowi w imię postępu cywilizacyjnego.
Kiedy odwiedziłem kilku starych znajomych, którzy już za komuny wykazali się ogromną energią i inicjatywą tworząc własne firmy, odnalazłem ich jako ofiary tych globalnych zmian, które otworzyły rynek dla taniego importu z Azji. Ci drobni polscy przedsiębiorcy zamknęli własne firmy i „bawią się” importem z Chin.
Do czego to doprowadzi widzimy na własne oczy. Głupota zarządzających nie zna granic. Rząd nie dba o interesy małych i średnich firm i poddaje się naciskowi globalnych instytucji finansowych. Efekty takich działań będą opłakane. Polak we własnym kraju będzie za parę lat „imigrantem” do wynajęcia przez niemiecką lub francuską firmę. Nie opuszczając Polski, Polacy będą praktycznie za granicą.
Z daleka widać lepiej. W Polsce ogląda się własny kraj z perspektywy ekranu telewizyjnego. Młodzi ludzie trzymani są przez polityków z dala od odpowiedzialności za kraj.
Karykatura orwellowska staje się rzeczywistością w XXI wieku.
8 kwiecień 2010