Okiem felietonisty
Jestem w Polsce od paru dni, na krótkim urlopie. Same zaskoczenia. To piękny kraj pełen mitycznych” bohaterów”, którym się dalej wydaje, że zmienili losy świata, ale także jest to kraj pracowitych ludzi, którzy starają się zrozumieć, co się stało w ciągu ostatnich lat. Polska nie przeżyła tak potrzebnego okresu „in statu nascendi”, tylko została przejęta przez nieznane jej wcześniej mechanizmy schyłkowej cywilizacji, zwanej cywilizacją „zachodnią”. Kraj jaki oglądamy jest mało rzeczywisty, ale uroczy, jak kraj z baśni Alicji w krainie czarów. W Polsce nie można odróżnić Polaka żartującego, od Polaka cierpiącego, choć powodów do zmartwień jest dość. Na ulicach piękne samochody, jeżeli nawet nie są one najnowsze, to sprawne i dobrze wyglądające, dookoła równie piękne sklepy, ale ciotka ma rentę chorobową 600 złotych na miesiąc, kuzynka emeryturę 900 złotych na miesiąc, a znajoma po 34 latach pracy ma 1300 złotych. Wszystkie te osoby mieszkają w normalnych mieszkaniach z zabawiającymi ich telewizorami i czekają na Godota.
Jak oni to robią, to pozostanie ich tajemnicą? Jak oni mogą zapłacić czynsz, lekarstwa i świadczenia z tych pieniędzy, o których informują spotkanego po latach znajomego. Co oni jedzą, a może oni czerpią energię z erupcji intelektualnej polskich polityków?
Smutną konstatacją jest absolutny brak zainteresowania polityką przez tych Polaków, z którymi miałem okazję rozmawiać. Z jednym wyjątkiem, nie podważającym regułę, prawie wszyscy, nawet ci, co zarabiają dobrze, dystansują się w rozmowach prywatnych od polityki. Lekceważenie i zdawkowe uwagi o „klasie” politycznych darmozjadów są powszechne.
Podróż z Warszawy do Łodzi, to podróż z Edenu do PRL-u. Te same mechanizmy stworzyły ze Stolicy pijawkę, wypijającą krew z dotacji UE, które w czasach PRL-u starały się z Warszawy zrobić „wizytówkę” socrealizmu. Przyjemność podróżowania samochodem odbiera jednak cena benzyny. Zatankowanie większego samochodu osobowego to 250 złotych, które łatwo porównać do wielkości renty wielu „ludzi z marmuru”.
Niektóre informacje są żartem prima aprilisowym. Zapowiedzi budowy autostrady, czy budowy fabryki mieszkańcy wielu miast przyjmują z rozbawieniem. Żarty sypią się jak z rękawa szczególnie w roku przedwyborczym. Bezrobocie rośnie, a razem z liczbą bezrobotnych rośnie liczba Polaków pozbawianych zasiłków. Ta „rewolucyjna” spirala jest najpoważniejszym problemem schyłkowej wersji liberalizmu unijnego. Chińszczyzna panuje w sklepach, co czyni Świat globalnym straganem.
„Człowiek z ryżu” ubiera teraz „Człowieka z marmuru”, a globalnym reżyserom tych przemian pękają kieszenie od nadmiaru gotówki, który przynosi ten globalny handel. Czy ten zastany w Polsce świat nie jest żartem prima aprilisowym?
Z perspektywy turysty jednak Polska wyładniała, czego nie da się ukryć. Do centrów handlowych chodzi się teraz w Polsce po odpust.
31marca 2010