W ub. roku w całym kraju zaobserwowano wzmożony nabór członków do ekstremistycznych organizacji. Raport Departamentu Bezpieczeństwa Kraju w tej sprawie został zignorowany przez prawicę, która uznała zawarte w nim treści za propagandę demokratów. Dziś okazuje się, że nie było w nim przesady, lecz nie ma również powodu do paniki z powodu antyrządowych ruchów, takich jak chrześcijańska milicja Hutaree z Michigan.
Greg Stinson, wykładowca na wydziale socjologii w Valparaiso University, nie wierzy, że tego typu grupy są zdolne do wywołania rebelii w całym kraju. Uważa, że ważne jest to, by ludzie zdawali sobie sprawę z ich istnienia, gdyż mogą stanowić zagrożenie na poziomie lokalnym.
Hutarees postrzegają siebie jako wojowników Boga bezkompromisowo strzegących "prawdziwej wiary".
W Indianie grupy ekstremistów tworzą zazwyczaj biali konserwatyści. Profilowanie ich jest jednak coraz trudniejsze, ponieważ często wywodzą się z różnych środowisk socjalno-ekonomicznych.
Stinson osobiście nie wierzy, że antyrządowe organizacje są zagrożeniem dla społeczeństwa. "Takie same ostrzeżenia słyszałem w latach sześćdziesiątych i na początku siedemdziesią-tych. Jak widać nic się nie stało. Ciągle tutaj jesteśmy. To samo obserwowaliśmy w Oklahomie, Ruby Ridge i na olimpiadzie w Atlancie".
Grupy nienawiści tworzą się w zależności od politycznej sytuacji w kraju. Lata temu mieliśmy do czynienia z lewicową ekstremą organizacji typu Weathermen i Chicago Seven.
Obecnie powstają głównie grupy prawicowe, niezadowolone z przejęcia Kongresu przez demokratów i władzy pierwszego afroamerykańskiego prezydenta.
(CST – eg)