Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 22:28
Reklama KD Market
Reklama

Reforma


W ostatnią niedzielę przez całe popołudnie i wieczór śledziłam uważnie transmisję przebiegu debaty w Izbie Reprezentantów amerykańskiego Kongresu, a następnie głosowania nad reformą lecznictwa. Nie jestem członkiem żadnej organizacji partyjnej, ale prawo do życia i prawo do ochrony zdrowia jest dla mnie ważnym wyznacznikiem cywilizacji i sprawiedliwości społecznej w państwie.  


 



Kiedy 27 sierpnia 2005, niecałe trzy tygodnie po przyjeździe do Chicago, zachorowałam nagle i mój mąż zdecydował zawieźć mnie natychmiast do najbliższego szpitala, doświadczyłam na własnej skórze tego, co mogą przeżywać miliony ludzi w tym kraju. Umowa z ubezpieczalnią męża Blue Cross zaczynała się dopiero 1 września, a ja potrzebowałam pomocy lekarskiej natychmiast.  


 


W szpitalu spędziłam kilka godzin, które wypełniło czekanie w bólach na izbie przyjęć, wypełnianie karty pacjenta, rutynowe badanie pulsu i ciśnienia, pytania i odpowiedzi, następnie czekanie na studenta medycyny, który przyuczał się do zawodu i miał zdać sprawozdanie z mojego stanu zdrowia i dolegliwości swojemu mentorowi, aż w końcu na lekarza dyżurnego. Mimo że nie otrzymałam fachowej pomocy, bo nie było akurat odpowiedniego specjalisty w szpitalu, ten pobyt na izbie przyjęć kosztował nas prawie tysiąc dolarów, które notabene mąż musiał natychmiast zapłacić. Już w drodze do lekarza specjalisty zrozumiałam, jak łatwo jest tu popaść w ruinę finansową, gdy nagła choroba zmusza do pukania w szpitalne drzwi, a brak ubezpieczenia każe zaglądać coraz głębiej we własną kieszeń. Na szczęście byłam jeszcze ubezpieczona w Europie i moja stara firma ubezpieczeniowa pokryła w końcu koszty leczenia. Jednak proces wydobycia potrzebnych dokumentów z chicagowskiego szpitala, w którym należało zapłacić natychmiast, zajął prawie cały rok.  


 


Nic dziwnego, że od tej pory zaczęłam się baczniej przyglądać sytuacji amerykańskiej opieki zdrowotnej. Sam fakt, że istniejące predyspozycje (cukrzyca, skłonności do raka w rodzinie, astma etc.) pozwalały firmom ubezpieczeniowym na odmowę opłaty za leczenie, był dla mnie znakiem, że coś niedobrego dzieje się w tym kraju. Nawet to, że samo bycie kobietą mogło spowodować wzrost kosztów ubezpieczenia o około 45%, albo wręcz jego odmowę, świadczyło w moim przekonaniu, że naród, który uważa się za najwspanialszy pośród wszystkich narodów, może nie w pełni zasługuje na takie miano, skoro nie otacza jednakową troską wszystkich swoich członków, a w podstawowych jego strukturach widać tak wyraźne luki.


 


To przecież tutaj moja koleżanka ze szkolnej ławy, Zofia, która ma obywatelstwo amerykańskie od przeszło dziesięciu lat i dobrze prosperujący sklep w Teksasie, ciągle jeszcze nie jest ubezpieczona. Inna koleżanka, Sylwia, po kolejnym poronieniu i pobycie w szpitalu, została zdyskwalifikowana przez swoją firmę ubezpieczeniową i straciła ubezpieczenie, na które płaciła składki przez całe lata, a koszta leczenia zmusiły ją do sprzedania domu. Zygmunt, student psychologii, którego poznałam przy okazji zakupów w “Dominick’s” powiedział mi, że chociaż urodził i wychował się w Stanach, jego rodziny nie stać na wygórowane opłaty ubezpieczeniowe. Kiedy w ubiegłym roku jego ojciec dostał nagle kolki nerkowej, Zygmunt zawiózł go do stanowego szpitala, gdzie po szesnastogodzinnym czekaniu w bólu nie do zniesienia (ataki kolki nerkowej należą do najbardziej bolesnych) udzielono mu co prawda pomocy “za darmo”, ale też natychmiast odesłano do domu. Takie i inne przykłady mogłabym wyliczać w nieskończoność. 


 


Nie dbałam o to, która partia polityczna wyjdzie zwycięsko z niedzielnego głosowania w Izbie Reprezentantów i jaki to będzie miało wpływ na losy poszczególnych polityków, albo kto wygra następne wybory prezydenckie. Zależało mi na tym, by zrobiono pierwsze kroki do przemian w kierunku bardziej sprawiedliwego traktowania potencjalnych pacjentów. Kiedy więc późnym wieczorem w ostatnią niedzielę zobaczyłam na ekranie telewizyjnym te potrzebne 216 głosów, a nawet kilka więcej, nie bacząc na śpiących sąsiadów, wykrzyknęłam głośno: Hurra! i kazałam mężowi otworzyć szampana. Nareszcie uchwalono ustawę o reformie opieki zdrowotnej, która zapewnia ubezpieczenia medyczne nieubezpieczonym Amerykanom i kładzie kres dyskryminacyjnym praktykom firm ubezpieczeniowych. Byłam świadoma, że ta ustawa nie jest doskonała, ale to dobry początek. Ustawa gwarantuje, że firmy ubezpieczeniowe nie będą mogły – jak to się dzieje obecnie – odmówić ubezpieczenia osobom cierpiącym już na chroniczne schorzenia, cofnąć ubezpieczenie w wypadku zachorowania lub – pod różnymi pretekstami – odmówić zwrotu kosztów leczenia, a dzieciom i młodzieży daje możliwość ubezpieczenia pod "parasolem" rodziców aż do 26. roku życia.  


 


Jakże mile byłam zaskoczona następnego dnia rano, gdy w mojej poczcie e-mailowej zobaczyłam list, wysłany już o 1:25 w nocy:



Mario,



Po raz pierwszy w historii naszego narodu Kongres uchwalił ustawę o reformie opieki zdrowotnej. Od stu lat Ameryka czekała na ten moment i walczyła o niego przez dekady. Dzisiejszej nocy, dzięki Tobie, dotarliśmy do niego… Dziekuję Ci!



Prezydent Barack Obama 


 


Wiem, że to był ogólny list dziękczynny, ale kiedy go czytałam, poczułam, że moje oczy robią się coraz bardziej szkliste, a po policzkach płyną łzy, może dlatego, że wyobraziłam sobie całe rzesze chorych, którzy nie doczekali tego momentu, bo brak ubezpieczenia i pomocy medycznej skrócił ich życie, a może dlatego, że stałam się świadkiem historycznej przemiany i nowej nadziei w kraju, który od niedawna jest moją drugą ojczyzną. 


 


Dzisiaj, 23 marca 2010, tuż przed południem czasu wschodniego, podczas uroczystości w Białym Domu pan prezydent Obama przywołał najpierw pamięć prezydentów Roosevelta, Johnsona, Clintona i jego żony, następnie wielkiego adwokata reformy, zmarłego niedawno senatora Kennedy'ego, by w końcu podpisać ustawę o reformie opieki zdrowotnej. 


 


Myślę, że to zaledwie początek, że przed nami jeszcze daleka droga i dużo walki, ale jest szansa, by słabsi w społeczeństwie poczuli mocne, opiekuńcze ramiona państwa, gwarantowane prawem. Bo przecież prawo do życia i ochrony zdrowia to jedno z podstawowych praw człowieka!




Maria Pawlik








Anonimowych listów nie umieszczamy. redakcja zastrzega sobie prawo do skracania listów. Listy przeznaczone do umieszczenia należy pisać na maszynie z podwójnym odstępem i na jednej stronie kartki. Umieszczone poniżej opinie nie zawsze są zgodne ze stanowiskiem redakcji.


 


 



Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama