Ameryka od środka
Jak wykazują statystyki, coraz mniej Amerykanów wierzy w to, że tzw. efekt cieplarniany, czyli stopniowe ocieplanie się ziemskiego klimatu, spowodowane przez wydzielanie zanieczyszczeń do atmosfery, jest naukowym faktem. Większość uważa, że to albo całkowita bajka, albo też rzeczywistość, która nie stanowi dla nikogo żadnego zagrożenia. Przekonania tego typu nasiliły się jeszcze bardziej z chwilą, gdy ostatnio okazało się, iż grupa naukowców na brytyjskim uniwersytecie koloryzowała fakty, by podkreślać klimatyczne niebezpieczeństwa.
Tymczasem nauka, w tym również ta rzetelna i w żaden sposób nie barwiona uprzedzeniami, już dawno ustaliła ponad wszelką wątpliwość, że efekt cieplarniany to nie tylko fakt, ale ogromne wyzwanie dla wszystkich mieszkańców globu. Dziś trzeba być kompletnym, kapuścianym głąbem, by zaprzeczać w miarę oczywistym faktom. Niestety w USA obok efektu cieplarnianego występuje też efekt kapuściany – dyskusja nie powinna dotyczyć tego, czy ocieplanie się klimatu jest faktem, lecz tego, jak na ten fakt reagować. W Waszyngtonie dominuje niestety kompletna głupawka, napędzana dodatkowo tegoroczną zimą.
Wygląda zatem na to, że obaj panowie senatorowie doszli do wniosku, iż obfite opady śniegu w Waszyngtonie to oczywisty dowód na to, że klimat się nie ociepla, a Gore i reszta opowiadają bzdury. Ciekawe, czy ci sami politycy są absolutnie przekonani o tym, że jutro nie będzie padać, bo nie padało dziś. Ich “dowód” ma bowiem mniej więcej taką samą logiczną moc. Nie chodzi wszak o jakieś konkretne wydarzenia pogodowe, lecz o procesy, które trwają przez kilkadziesiąt lat. Klimatolodzy już od dawna postulują, że efekt cieplarniany nie objawi się nagle tym, że na Florydzie można będzie smażyć jaja w świetle słonecznym, a w Chicago w zimie będzie 15 stopni C. Zwiastunami tego, że ziemski klimat ulega destabilizacji będą przede wszystkim pogodowe anomalia, trudne do wyjaśnienia zjawiska, gwałtowne burze w nieoczekiwanych miejscach, susze, etc. W tym kontekście zwały śniegu w Waszyngtonie oraz wiosenna plucha na olimpiadzie w Vancouver to nie materiał dowodowy, lecz symptomy postępującej, ekologicznej choroby.
Niestety wszystko wskazuje na to, że poziom dyskusji na te niezwykle ważkie tematy w Waszyngtonie utrzymuje się w dolnej strefie stanów kapuścianych. Tak długo, jak w stolicy reprezentują nas ludzie, którzy naukowe fakty traktują z niczym nieuzasadnionym lekceważeniem bądź ignorancją, o ekologii w zasadzie nie ma sensu w ogóle wspominać. A gdy już kiedyś ktoś o tym na serio wspomni, może się okazać, że jest za późno.
Andrzej Heyduk