Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 25 września 2024 02:23
Reklama KD Market

Paraliż


Ameryka od środka



Jak zawsze w styczniu przed połączonymi izbami Kongresu przemówienie o stanie Unii wygłosił prezydent. Wystąpienie Baracka Obamy nie było ani fascynujące, ani też żenująco kiepskie, ale w sumie znaczna większość Amerykanów uważa dziś słusznie, że żadne przemówienia nie są w stanie zastąpić rzetelnego działania rządu federalnego, szczególnie jeśli chodzi o gospodarkę kraju. Z tym rzetelnym działaniem jest jednak wielki problem. W miarę upływu lat, szczególnie od czasu zakończenia II wojny światowej, amerykańska demokracja systematycznie grzęzła w przedziwnym paraliżu, który dziś wydaje się wręcz nie do pokonania. Niemoc Kongresu wynika przede wszystkim z zasad, jakie rządzą pracą Senatu.

W przeciwieństwie do Izby Reprezentantów, w której wszystkie decyzje zapadają na mocy zwykłej większości głosów, w Senacie już od dawna istnieje tzw. “filibuster”, czyli możliwość blokowania dowolnej ustawy aż do czasu, gdy opowie się za nią 60 senatorów. W praktyce oznacza to, że uchwalenie czegokolwiek w systemie dwupartyjnym jest prawie niemożliwe, jeśli żaden z członków opozycji nie zdecyduje się poprzeć partii rządzącej. Ów “filibuster” nie istnieje w konstytucji USA ani też nie ma tam ani słowa o konieczności zatwierdzania czegokolwiek przez co najmniej 60 senatorów. Są to po prostu wewnętrzne przepisy Senatu, które teoretycznie mogą ulegać zmianie, ale które w praktyce pozostają nietykalne. Konsekwencje tej sytuacji są fatalne.


Przed końcem lat 60. ubiegłego stulecia dochodziło średnio do siedmiu “gadań bez końca” w każdej kadencji Kongresu. W pierwszej dekadzie XXI wieku ten sam wskaźnik jest 7-krotnie większy. Nic zatem dziwnego, że ponad 80% wyborców uważa obecnie, że Kongres jest ciałem niemal całkowicie sparaliżowanym. Prezydent Obama przekonał się już o tym kilka razy, bo niemal wszystkie jego dotychczasowe propozycje ustawodawcze przepadły w obliczu totalnego “nie” ze strony republikanów. Nie jest to jednak problem, który dotyczy konkretnego prezydenta lub konkretnej partii politycznej – jest to problem całej amerykańskiej demokracji. Z prawa do blokowania ustaw w Senacie korzystają chętnie obie partie polityczne, o ile tylko znajdują się w opozycji.


Natomiast postępująca polaryzacja poglądów politycznych amerykańskich polityków sprawia, że słowo “kompromis” stało się w Kongresie niemal wyzwiskiem. W tych warunkach wspomniana na początku przemowa o stanie Unii staje się z wolna dość smutnym cyrkiem. Kolejni prezydenci występują przed ustawodawcami i są rzęsiście nagradzani brawami przez posłów z ich własnych partii, podczas gdy reszta siedzi w głuchym milczeniu i sprawia wrażenie grupy małolatów obrażonych o to, że ktoś im zabrał zabawki. Tak było za czasów Clintona i Busha, a Barack Obama nie jest niestety w stanie niczego w tym względzie zmienić. Wszyscy zebrani doskonale wiedzą o tym, że prezydent wygłasza słowa, które w większości są tylko pobożnymi życzeniami.


Nie inaczej było tym razem. Obama sporo czasu poświęcił na “zachęcanie” Kongresu do szukania ugody i kompromisu, bo w przeciwnym razie rządzenie krajem nie jest możliwe. Zapewne zdaje sobie jednak sprawę z tego, że zaraz potem wszystko wróci do “normy”, czyli do codziennego paraliżu ustawodawczego. Senat mógłby oczywiście zmienić swoje zasady działania. Istnieje zapis, na mocy którego zmiana taka wymagałaby zgody 67 senatorów, co jest mniej więcej tak samo prawdopodobne jak ugoda między Żydami i Palestyńczykami. Zresztą zawsze proponowanie tego rodzaju zmian wywołuje niemal totalną rewoltę ze strony tej partii, która w danej chwili jest w opozycji. Gdyby dziś zaproponowaliby coś takiego demokraci, republikanie oskarżyliby ich o chęć “uzurpowania sobie władzy”. Gdyby zaś republikanie byli w większości i mieli podobne pomysły, demokraci oskarżyliby ich o dokładnie to samo. Nic zatem dziwnego, że w Senacie przeważnie nie dzieje się nic z wyjątkiem próżnej gadaniny. 



Andrzej Heyduk


Podziel się
Oceń

ReklamaDazzling Dentistry Inc; Małgorzata Radziszewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama