Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 25 września 2024 16:18
Reklama KD Market

Poeci chicagowscy

Legenda o poszukiwaniu tożsamości wśród emigrantów jest znana od zarania wieków, akcja tej legendy rozgrywa się w czasie i przestrzeni, nie jest więc czymś obcym człowiekowi a zarazem kulturze. W starożytnej Grecji było największą karą wypędzenie z ojczyzny a nie kara śmierci. Wielu Greków wolało umrzeć z własnej ręki, niż dobrowolnie udać się na banicję. O poczuciu tożsamości pisze także nasz jeden z najwybitniejszych poetów XX wieku Zbigniew Herbert w wierszu pt. „Dlaczego klasycy”.
Dla A. H.
1. w księdze czwartej Wojny Peloponeskiej Tukidydes opowiada dzieje swej nieudanej wyprawy
pośród długich mów wodzów
bitew oblężeń zarazy
gęstej sieci intryg
dyplomatycznych zabiegów
epizod ten jest jak szpilka
w lesie
kolonia ateńska Amfiopolis
wpadła w ręce Brazydasa
ponieważ Tukidydes spóźnił się z odsieczą
zapłacił za to rodzinnemu miastu
dozgonnym wygnaniem
egzulowie wszystkich czasów
wiedzą jaka to cena
Każdy z nas potrzebuje swojej tożsamości i przez całe życie jej poszukuje, a emigrant jest w tej „trudnej” sytuacji, bo musi poszukiwać co najmniej dwóch tożsamości, tej wyniesionej ze starej ojczyzny i tej nowej, nabytej w miejscu, do którego przybył i w którym zamierza zapuścić korzenie. Jakże ważna jest tożsamość w literaturze, niech świadczą słowa naszego największego poety, romantyka Adam Mickiewicza, zaczynające „Pana Tadeusza” :
„Litwo! Ojczyzno moja! ty jesteś jak zdrowie”.
Pomimo, że świat a Europa w szczególności ma tendencje do łączenia się, ujednolicenia się, człowiek i tak pozostanie indywidualistą i nigdy dobrowolnie nie zrezygnuje ze swojej tożsamości i wolności w życiu społecznym jako komórka i jako jednostka w kulturze. Aby być kimś, aby cokolwiek znaczyć potrzebujemy właśnie tożsamości, która przekłada się na indywidualizm.
Dowodem na to, co powiedziałem, niech będzie najnowsza, trzecia już antologia poetów chicagowskich pt. „Czy może być inaczej”, wydana pod koniec roku 2009 w Polsce u zaprzyjaźnionego z poetami Macieja Andrzeja Zarębskiego, który ma swoje wydawnictwo pn. „Świętokrzyskie Towarzystwo Regionalne” pod Kielcami. Antologia ta jest obszerna, bo licząca dwieście dwadzieścia sześć stron, na których znajdują się utwory dwudziestu trzech poetów. Średnia wieku poetów też jest wysoka, to w dużym stopniu „podpowiada” tematykę wierszy. Na emigracji piszą ludzie, którzy mają już poza sobą wiele lat doświadczeń życiowych poza granicami kraju, które wbrew pozorom wciąż w nich tkwią, mocno osadzone w świadomości. Wielu chicagowskich poetów zaczęło pisać wiersze dopiero po trzydziestym, a nawet czterdziestym roku życia. Co oczywiście nie oznacza, że wcześniej nie podejmowali próby napisania wiersza, lecz dopiero wiek średni dodał im odwagi od śmielszych wystąpień na forum publicznym.
Emigranci przeważnie nie piszą o tym, jak żyją, jak się znaleźli w nowej ojczyźnie, jak im się powodzi, co stracili, a co zyskali. Nie doszukują się przyczyn, dla których nie wracają do starej ojczyzny. Piszą o starej ojczyźnie, mitologizują, ubarwiają, słodzą, idealizują to, co w niej pozostało, tęsknią, wspominają, ona po nocach im się śni, cierpią, ale do niej nie wracają. Dlaczego?
Współczesna poezja tworzona poza granicami kraju jest nadal zjawiskiem niecodziennym, większość naszych uznanych twórców piszących i tworzących poza granicami w ciągu ostatnich 20 lat powróciła do ojczyzny. A jednak, mimo wszystko, są twórcy, poeci piszą wiersze i wydają książki. Wiersze poetów chicagowskich nie były publikowane w pismach społeczno-kulturalnych, nie mówiąc o pismach literackich. Czytelnicy krajowi i emigracyjni nie mają dostępu do ich twórczości. Nie jest to najlepszy znak dla poezji powstającej poza granicami kraju, świadczy to o ubóstwie intelektualnym chicagowskiej społeczności i brakiem zainteresowania tym, co tutaj powstaje, w naszej ojczyźnie.
Na uwagę zasługują utwory poetów, którzy działają na chicagowskiej scenie literackiej. Są to wiersze Roberta Pawła Redlińskiego, Aliny Szymczyk, Janusza Klisia, Grzegorza Kaźmierskiego, i Andrzeja Chojnowskiego. Do prezentowanych w antologii poetów jest trudno znaleźć wspólny mianownik, zastosować wspólne kryteria. Nie jest łatwo ocenić ich pod względem literackim, trzeba powiedzieć, że są duże różnice pomiędzy poetami. Wiele jest wierszy bezpretensjonalnych, szczerych, raczej poetyckie wypowiedzi niż wiersze.
Wiele wierszy z tej antologii nawiązuje do tematu ojczyzna-Bóg. Porusza sprawy metafizyki, ale poetyka w wielu przypadkach wciąż jest w powijakach. Czytając te wiersze trudno jest doznać jakiś większych wrażeń, doszukiwać się oryginalnych przemyśleń czy głębi. Są to tematy tak już wypróbowane przez cały XIX wiek w naszej literaturze, że po wielkich Romantykach i poetach pozytywizmu, trudno jest coś napisać nowego, odkrywczego, świeżego. Te odwieczne dla nas Polaków „tu i teraz” w chicagowskiej poezji wygląda mało literacko.
Ojczyzna, a tak naprawdę jej brak. Pisze o tym wielu poetów w swoich wierszach m.in. Elżbieta Oliwkiewicz-Allen w wierszu pt. „Moja ulica” i „Ojczyzna”. Antonii Bosak w wierszu pt. „Najjaśniejsza Rzeczpospolita”. Andrzej Chojnowski w wierszach pt. „Czy pamiętasz?”, ”Patologie”. Danuta Maria Drążkowska w wierszu pt. „Wierzba płacząca”. Janusz Kliś w wierszu pt. „pamiętam maj”, Alina Szymczyk w wierszach pt. „Byłaś jak podarta flaga”, „Ojczyzna w potrzebie”. Jan Żółtek w wierszach pt. „Brukselskie salony”, „Wspomnienia emigranta”. Innym poetom z tej antologii tęsknota, troska, miłość, rozłąka, myśli o ojczyźnie nie są obce. Wiele wierszy jest napisanych głosem, w którym słychać troskę o losy ojczyzno, wielu poetów podchodzi do sprawy ojczyzny z patosem i powagą. Nie ma nic w tym złego, ale w wielu przypadkach poeci przegrywają z tematem, po prostu nie znajdują w sobie wystarczającej siły poetyckiej, aby nadać swoim wierszom liriki, Brak metafory, przenośni, porównania, natomiast jest w nich gadulstwo i moralizatorstwo.
Wiersze pisane przez wiele różnych piór ludzi dojrzałych, jedzących chleb nie z jedne-
go pieca, których wspólnym mianownikiem są rzeczy nadrzędne: Bóg, papież Jan Paweł II, ojczyzna, patriotyzm, tęsknota za ojczyzną, nie zawsze tą dużą ojczyzną
Polską, w wielu przypadkach tęsknota za małą ojczyzną miejsca, w którym autor się urodził i wychował. Trzy


główne tematy tej książki: Bóg, papież i ojczyzna, tym żyje dzisiejsza poezja w Chicago. Twórcy wciąż nie mogą się otrząsnąć po śmierci naszego wielkiego rodaka, wkładają w swoje wiersze piękne i wzniosłe słowa, jest w tym szczerość, ale niestety nie ma w nich natchnienia i warsztatu poetyckiego. Z taką twórczością jest trudno dyskutować czy poddawać ją analizie lub krytyce literackiej.
Są jednak wyjątki. Są poeci, którzy chcą jeszcze coś innego dostrzec i uwzględnić w swojej twórczości. Maria Chluba-Pawlik nawiązała w swoje poezji do Z. Herberta i stworzyła żonę pana Cogito, panią Cogito, która w wierszu pt. „Żona pana Cogito wspomina ojca” nawiązała do swojego dzieciństwa. Anna Marzena Konarska w swojej poezji „dotyka” Ameryki, po prostu zauważa ją w takich wierszach jak: „Deadwood”, „Góry Bighorn” czy „Prerie”, ale i ona nie zapomina o tym, że jest emigrantką. Grzegorz Kaźmierski wymyka się mojemu opisowi, ponieważ w swoich wierszach mocno zaakcentował własne „Ja”. Kilka jego wierszy rozpoczyna się w pierwszej osobie, np.” uczę się,” „ubrany w marynarkę,” „dojrzały już prawie”, wiersze tego poety wyróżniają się spośród innych poetów właśnie tym, że są pisane w pierwszej osobie i autor ich skupia swoją uwagę przede wszystkim na sobie i swoich własnych przeżyciach i problemach.
Mówiąc językiem kolokwialnym, kiszenie się we własnym sosie, czyli pisanie sobie a muzom, nie jest najlepszym rozwiązaniem, do niczego nie prowadzi. Wiersze chicagowskich poetów powinny trafić do większego grona. Poeci polonijni powinni znaleźć klucz do pism, krytyków, recenzentów, bibliotek w ojczyźnie, aby ta jak najwięcej skorzystała z ich twórczości, a przede wszystkim poszerzyła horyzonty tematyczne i wzbogaciła polską literaturę. Polonijna kultura jest od 20 lat w wielkiej potrzebie, prasa polonijna to krajowe przedruki. Wielkie polskie Chicago nie ma nawet dodatków czy wkładek literackich do gazet codziennych, nigdy ich nie miało. Dzisiaj nic nikomu się nie opłaca i nikt na nic nie ma pieniędzy. Doprowadziło to do sytuacji dramatycznej, wręcz beznadziejnej.
Polonijne Chicago nie jest dobrą szkołą dla poetów, wciąż nie czują tematu, jakim jest to miasto, Ameryka i sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy. Jednakże antologia ta jest ważna, bo pokazuje, o czym poeci myślą i jak piszą na początku XXI wieku w Chicago. Powinniśmy być zadowoleni i nie narzekać, że taka antologia w ogóle powstała, i to, że wbrew bardzo ciężkim warunkom w jakich poezja powstaje, coś się tutaj dzieje, są ludzie, którzy piszą, mają czas na poezję. Miłym akcentem są wiersze pisane po góralsku przez autentycznych górali podhalańskich, Józefa Maciasza-Brodę i Jana Żółtka.
W Chicago poeci nie mają łatwego życia. Nawet jeśli wydają wiersze, to za własne pieniądze w bardzo ograniczonym nakładzie, bez ogólnego dostępu do czytelnika. Polonijny chicagowski rynek wydawniczy właściwie nie istnieje, natomiast jest kilka drukarni drukujących książki. Mówienie o promocji czy dystrybucji tomiku wierszy w Chicago jest wręcz niemożliwe. Dlatego publikacja Antologii Poetów Chicagowskich wciąż jest pozycją prekursorską na rynku emigracyjnym. Mimo że mamy już XXI wiek, w Chicago wciąż panują wieki średnie, o których niewiele możemy powiedzieć. Odcięci do ojczyzny wbrew współczesnej technologii i technice poeci chicagowscy są daleko w tyle za tym wszystkim, co się dzieje w ich ojczyźnie na polu literatury i kultury. Natomiast chętnie nadstawiają ucha na nowinki polityczne, utarczki między partiami czy politykami.
Trzecia antologia to wciąż się początki polskiej poezji w Chicago, chociaż te początki mają ponad sto lat, ale wciąż początki, bo nic nie wiemy o wcześniejszych twórcach, nie znamy historii chicagowskiej Polonii. Trzecia Antologia poezji tak jak i te wcześniejsze jest wynikiem starań i zapobiegań właściwie jednej osoby, poetki Aliny Szymczyk. Kobiety o niewielkim wzroście, ale za to wielkim sercu, której się chce coś robić, która tryska energią i pomysłami, aby coś robić.
Zdaje ona sobie doskonale sprawę z tego, że nie będzie chicagowskiej Polonii, jeśli Polonia nie będzie miała swoich własnych twórców. Nie ma znaczenia, ile domów, biznesów należy w Chicago do Polaków ani ilu jest polskich dentystów, adwokatów, budowlańców czy biur podróży, jeśli nie ma polskiej kultury i ludzi kultury. Zadziwiające jest to, jak bardzo mały wpływ na kulturę polonijną mają polskie sobotnie szkoły, które żyją swoim własnym życiem, bardzo potrzebnym polskości, ale one są oderwane od polonijnej rzeczywistości. Istnieją tylko jakby dla siebie nie uczestnicząc w życiu kulturalnym Polonii. Dowodem na to niech będą organizowane konkursy literackie, na które młodzież polonijna nie odpowiada. Absolwenci tych szkół nie odgrywają większej roli ani w życiu Polonii amerykańskiej, ani w życiu amerykańskim.
W sztuce, literaturze, poezji nie ma równości i nie może być mowy o żadnej demokracji, o tym należy przez cały czas pamiętać, również tutaj w Chicago. Jak w każdej takiej antologii jest kilku poetów, którzy powinni jeszcze poczekać z publikacją swoich utworów, aby te zyskały jak najwięcej, aby się odleżały, dojrzały, aby autorzy mieli tzw. nowe na nie spojrzenie. Poeci ci powinni też czytać, czytać i jak najwięcej czytać poezję.
Wielkie brawa im wszystkim się należą, i niech ta antologia będzie jeszcze jednym dowodem dla nich i rodaków, że jeśli czegoś bardzo się chce, to można to zrobić. Książka ta powinna znaleźć się nie tylko w polonijnych bibliotekach szkolnych, ale w każdym polonijnym domu w Chicago.
Adam Lizakowski
Chicago/ styczeń/ 2010
„Czy może być inaczej”. Antologia Poetów Chicagowskich. Wydawca: Świętokrzyskie Stowarzyszenie Regionalne. Tom wydano przy współpracy ze Zrzeszeniem Literatów Polskich im. Jana Pawła II w Chicago. Stron 227. Zagnańsk. Polska.

Podziel się
Oceń

ReklamaDazzling Dentistry Inc; Małgorzata Radziszewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama