Okiem felietonisty
W „Listach do Redakcji” Dziennika Związkowego znalazłem list czytelniczki podpisującej się inicjałami R.N. Jak podkreśla redakcja, nie jest to list anonimowy, ale czytelniczka nie podpisuje go imieniem ani nazwiskiem, pragnąc jednak zachować anonimowość. Czytelniczka powołuje się na list poety Władysława Jana Burzawy, który podobno ją „ośmielił”. Dodaje jednak, że ośmielił ją „z licznymi zastrzeżeniami”, o czym informuje czytelników już na początku własnego listu. Te dwa listy są od siebie odległe jak dwa bieguny. Jak się jednak okazało, list poety uruchomił zupełnie odmienną frustrację czytelniczki. Każdy z nas inaczej widzi te same zjawiska. Czytelniczka stwierdza, że od wielu lat czyta uważnie Dziennik Związkowy, ale ten dziennik jest według niej „nieobiektywny” i „robi wrażenie tuby pewnych sił i partii”. Jakich sił i jakich partii, tego się z tego listu nie dowiemy. Czytelniczka nie opisuje nam również własnych spostrzeżeń ani nie podaje przykładów osiągnięć, jakie mogą być powodem samozadowolenia czytelniczki ze zmian, jakie dokonały się w Polsce i w krajach z Polską sąsiadujących. Nie dzieli się ona również z nami przewidywaniami, jakie będą konsekwencje tych zmian za parę lat. A zmiany te są tak ciężkie jak chmura gradowa.
Czytelniczka dzieli się tylko ogólnymi spostrzeżeniami ze swoich wyjazdów do Polski na przestrzeni ostatnich 20 lat, w czasie których odnajduje tam kraj, o którym nawet nie śmiała marzyć.
Cytuję: „2-3 lata po wstąpieniu do Unii zastałam inny kraj, o jakim nie śmiałam nawet marzyć nigdy wcześniej: bezpieczny, czysty, ludzi pełnych energii i inwencji, a co najważniejsze bardziej otwartych na innych i uśmiechających się”.
Rzeczywiście, tak się oni tam otworzyli na innych, że 90 procent kapitału bankowego oddali tym „innym”, przy tym się dalej uśmiechając. Do czego oni się tam śmieją, pozostanie ich tajemnicą i mediów komercyjnych robiących wodę z mózgu.
Czytelniczka odwiedza regularnie Polskę. Może się tam razem wybierzemy, aby poznać te okolice, w których się Polacy tak radośnie uśmiechają. W marcu jadę do Polski na 10 dni, może się tam spotkamy. Polskie biura podróży mogłyby robić specjalne tury szlakiem osiągnięć rabunkowej transformacji. Na przykład wycieczki szlakiem hinduskich hut, chociaż mnie się wydawało, że Polska nie leży nad Gangesem. Można też zwiedzać Polskę podróżując szlakiem francuskiej sieci wielkich sklepów czy niemieckich zakładów energetycznych, czy też mediów zarządzanych zdalnie przez europejskie instytucje finansowe. Czy do czytelniczki dotarła taka informacja, że podczas zmiany naczelnego redaktora jednego z polskich dzienników właściciel mówił do dziennikarzy korzystając z pomocy tłumacza. Precedens takiego zachowania znajdziemy tylko w odległych czasach stalinowskich, ale wtedy dbano o „etykietę” i dorabiano zwierzchnikom polskie życiorysy. Teraz walą prosto z mostu, won, to są ich pieniądze i ich władza. Można też robić tury wycieczkowe szlakiem upadłych stoczni i zakładów kooperujących. Ale można też robić wycieczki szlakiem dawnych marszów głodowych, informując równocześnie tych „obecnie sytych”, że zasiłek dla bezrobotnych został podniesiony do wysokości 717 zł na miesiąc, co w przybliżeniu wynosi 60 dolarów na tydzień, przy cenach zbliżonych do cen nam znanych w Stanach. Można się zdrowo „uśmiać” będąc jednym z tych 12 procent bezrobotnych. Czy czytelniczka wie, że co czwarty Polak rezygnuje z kupowania niezbędnych leków, a taką decyzję podejmuje 40 procent starszych osób. Czy czytelniczka jest poinformowana, że minęła właśnie pierwsza rocznica od wydania zarządzenia przez rząd premiera Tuska likwidującego nauczanie historii w dwóch najwyższych klasach szkoły średniej.
Za parę lat liczba „śmiejących się” do siebie Polaków gwałtownie wzrośnie po wydaniu kolejnych podobnie „rozumnych” zarządzeń. W roku 2010 rząd premiera Tuska sprzeda resztki po polskim majątku narodowym. Oczywiście nie kupią tego Polacy, bo nadmiar wolnego pieniądza, który fruwa po spekulacyjnym rynku globalnym jest poza polską kontrolą. Jednym z przedsiębiorstw, którego nazwa zawsze się dobrze kojarzyła z Polską, jest LOT. W internecie można znaleźć informację, że on również będzie sprzedany, a sprzedażą biletów w roku 2010 będzie się zajmowała firma hinduska. Tak to wygląda gloobalizm od kuchni. Za parę lat zostanie z Polski tylko nazwa na znaczkach pocztowych. Bardzo bym chciał poznać czytelniczkę i autorkę listu do Dziennika Związkowego. Pozostając dalej anonimową, może pani odwiedzi kabaret „Bocian” w czasie styczniowego przedstawienia w DiDi.
Jestem w tym kabarecie stałym gościem i chętnie ulegnę pani argumentom na rzecz totalnej rezygnacji z polskiej suwerenności ekonomicznej i politycznej, do czego „konsekwentnie” dążą kolejne rządy Rzeczpospolitej, co jest powodem powszechnie okazywanej w Polsce radości. Czy o taką Polskę walczyła „Solidarność”?
6 stycznia 2010
www.wojciechborkowski.com