Pod takim tytułem zamieszcza religijny tygodnik “Obserwator” artykuł ostro krytykujący żądanie administracji amerykańskiej w sprawie całkowitego zaprzestania budownictwa we Wschodniej Jerozolimie.
Żądanie to zbulwersowało nie tylko religijnych i prawicę, ale również lewicę i centrum, które twierdziły i twierdzą, że sprawa Jerozolimy jest poza wszelką dyskusją. W Jerozolimie, a ściślej biorąc w miasteczku rządowym Givat Ram, zareagowano z gniewem na eskalację propalestyńskiego stanowiska Białego Domu. – Deklaracja USA sprzeciwiająca się rozbudowie dzielnicy Gilo we wschodniej Jerozolimie jest zupełnie czymś nowym, ponieważ dotychczas różnice zdań koncentrowały się tylko na osiedlach na Zachodnim Brzegu. Dzielnica Gilo – obszar pagórków w pobliżu Jerozolimy w arabskiej części miasta – została przyłączona oficjalnie do stolicy 34 lata temu.
Dzisiaj jest to największa dzielnica mieszkaniowa w całej Jerozolimie, w której mieszka ponad 50 tysięcy Żydów. W okresie intifady Gilo było przez trzy lata ostrzeliwane przez Palestyńczyków, którzy jednocześnie usadowili się w Bejt Dżela, dzielnicy Betlejem, i terroryzowali miejscową ludność chrześcijańską. Wydaje mi się, że administracja Obamy popełni poważny błąd rozszerzając swoją ingerencję na Jerozolimę. Te przesadne żądania jeszcze bardziej uzasadniają izraelskie obawy i niepokoje, co niewątpliwie odbije się również na całokształt stosunku Izraela do amerykańskich planów pokojowych na Bliskim Wschodzie. Nie ulega wątpliwości, że na porządku dziennym mogą i powinny znaleźć się ważniejsze i bardziej pryncypialne sprawy, które charakteryzują izraelskie podejście do Palestyńczyków i które wywołują od lat sprzeciw nie tylko w Waszyngtonie.
Błąd taktyczny Białego Domu doprowadzi do usztywnienie stanowiska rządu izraelskiego, który już teraz mówi o propalestyńskiej i jednostronnej postawie ekipy Baracka Obam Henryk Szafir
Redakcja
