Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
wtorek, 12 listopada 2024 10:30
Reklama KD Market

25 lat po zbrodni zagadek nie brak - (Korespondencja własna „Dziennika Związkowego”)

Warszawa – Rozświetlony fronton kościoła św. Stanisława Kostki w Warszawie, z którego dwóch wież spływają szarfy biało-złota i biało-czerwona. Na balkonie odprawiana jest Msza św. z pokrzepiającym kazaniem. Wokół świątyni rozmodlony wielotysięczny tłum wiernych, z którego wyrastają sztandary „Solidarności” z różnych stron kraju. Z tysięcy ust wznoszą się ku niebu słowa „Ojczyzno ma, tyle razy we krwi skąpana…” Wszystko razem niby przenosi uczestnika czy obserwatora do mrocznych lat stanu wojennego z jednym wyjątkiem: zabrakło młodego kapłana, który w tamtych latach zmaltretowanemu narodowi dodawał otuchy i nadziei.

Msza, o której mowa, odprawiona została w tym tygodniu w żoliborskiej parafii z okazji 25. rocznicy bestialskiego mordu dokonanego przez tajnych agentów jaruzelskiego reżimu na ks. Jerzym Popiełuszce. Podczas uroczystości prezydent Lech Kaczyński przekazał w Warszawie rodzinie duchownego przyznane mu pośmiertnie najwyższe państwowe odznaczenie – Order Orła Białego.
„Nie po raz pierwszy w ciągu czterech już lat swojej kadencji wręczam Order Orła Białego, zawsze robię to z przekonaniem, z głębokim przekonaniem, że postępuję słusznie – powiedział prezydent. – Ale w żadnym przypadku nie było przekonania tak mocnego, jak w przypadku ks. Jerzego. (…) Jego zasługi kapłańskie oceni Pan Bóg i Kościół, zaś patriotyczne oceni naród”.

Order odebrała matka księdza, Marianna, a rodzina Popiełuszków postanowiła go ofiarować znajdującemu się w podziemiach świątyni muzeum. Gromadzi się tam pamiątki po zamordowanym w 37 roku życia kapłanie, służące m.in. jako dowody potrzebne w jego procesie beatyfikacyjnym. Oczekuje się, że beatyfikacja może nastąpić w ciągu najbliższych miesięcy, choć ostateczna decyzja zależy od papieża Benedykta XVI.

Ks. Popiełuszko, kapłan robotników Huty Warszawa, a w stanie wojennym środowisk związanych z podziemną „Solidarnością”, zasłynął z comiesięcznych Mszy za Ojczyznę. Nabożeństwa te rozpraszały mroki jaruzelszczyzny. Na nich ks. Jerzy głosił prawdy, których nie potrafiły zagłuszyć kłamstwa Jerzego Urbana. Nawoływał do ładu opartego na miłosierdziu i wybaczaniu i powtarzał „zło dobrem zwyciężaj”, wobec reżimu, który wyznawał tylko zemstę, przemoc i zniewolenie.
Był jednym z nielicznych kapłanów, którzy tak dobitnie mówili o prawdzie, wolności, sprawiedliwości i godności człowieka. Kościół św. Stanisława Kostki stał się skrawkiem wolnej Polski, gdzie ludzie słyszeli to, co sami myśleli i czuli.
W kościele na Żoliborzu otrzymywali pomoc ludzie w stanie wojennym pozbawieni pracy, rodziny internowanych i więzionych. Dlatego młody kapłan stał się tak groźny dla władz posługujących się fałszem, terrorem i zniewoleniem.

Od kwietnia 1982 roku SB zaczęła intensywnie inwigilować. Był obserwowany na okrągło – jego rozmowy telefoniczne podsłuchiwane, do otoczenia wprowadzono agentów. „Nieznani sprawcy” uszkodzili mu samochód, a do mieszkania podrzucono materiały wybuchowe i podziemne ulotki. W związku z tym był przesłuchiwany, a Urban ośmieszał i oskarżał go w „Expressie Wieczornym” w artykule pod tytułem „Garsoniera ob. Popiełuszki”. Mszy za Ojczyznę nazwał „seansami nienawiści”.

Nękanie podniesiono na wyższy poziom, gdy w drodze powrotnej z Bydgoszczy do Warszawy ks. Jerzy został porwany przez trzech SB-owców 19 października 1984 r. i zamordowany. Do dziś nie wiadomo, czy tego samego dnia, czy najpierw był przez parę dni gdzieś przetrzymywany i torturowany. Dopiero 30 października jego zmasakrowane ciało wyłowiono z Wisły w okolicach zapory we Włocławku. W zakończonym w lutym 1985 roku wyreżyserowanym przez reżim procesie toruńskim skazano cztereech oficerów MSW. Wszyscy skorzystali z amnestii i od wielu lat są na wolności. Proces toruński jednak nie wyjaśnił ani wszystkich okoliczności mordu, ani nie ujawnił jego inspiratorów

Kpt. Grzegorz Piotrowski, główny oprawca i morderca ks. Jerzego, mimo młodego wieku był jedną z ważniejszych postaci w departamencie MSW zajmujący się zwalczaniem Kościoła. Piotrowski wręcz ział nienawiścią do Kościoła i duchownych, a Popiełuszkę uznał za swego osobistego wroga. To on na naradzie we wrześniu 1984 roku przekonał zebranych, że najgroźniejszy spośród księży wspierających „Solidarność” jest ks. Popiełuszko i osobiście podjął się przeprowadzenia akcji, która miała wstrząsnąć kapłanem „aż do granicy zawału serca”

W dziedzinie „brudnych zadań” Piotrowski miał już spore doświadczenie. Na przełomie 1982 i 1983 uczestniczył w porwaniu i polaniu żrącym płynem działacza opozycyjnego Janusza Krupskiego. Planował również napad na mieszkanie ks. Andrzeja Bardeckiego w Krakowie, aby mu podrzucić spreparowane pamiętniki mające kompromitować Papieża-Polaka. Akcja ta nie doszła do skutku, bo Piotrowski po rozbiciu samochodu po pijanemu został zdekonspirowany. Był też podejrzewany o udział w morderstwie wiosną 1984 roku Piotra Bartoszcze, działacza wiejskiej „Solidarności”.

Za wierność „ludowej ojczyźnie” Piotrowski szybko awansował i chyba zrobiłby dalszą karierę, gdyby nie jedno niezgodne z planem wydarzenie. Porwanemu wraz z ks. Jerzym, Waldemarowi Chrostowskiemu, udało się wyskoczyć z pędzącego samochodu porywaczy i sprawa wyszła na jaw. Reżim nie miał innego wyjścia, jak oskarżyć trójkę SB-owców i ich bezpośredniego przełożonego Adama Pietruszkę o morderstwo.

W czasie procesu Piotrowski przyznał się do zabójstwa ks. Popiełuszki, a sąd go skazał na 25 lat więzienia. Dzięki amnestii wyszedł na wolność już po 15 latach, w sierpniu 2001 roku. Ale pobyt za kratami nie wyleczył go z nienawiści do religii. W marcu 2000 roku w czasie przepustki brał udział w promocji startującego wówczas skrajnie katolikożerczego łódzkiego pisma „Fakty i Mity”. Podobno nawet zasilał jego łamy artykułami pisanymi pod pseudonimem.Choć byłoby absurdem sądzić, że to wiceszef antykościelnego departamentu MSW Pietruszka mógł samodzielnie wydać swoim podwładnym wyrok śmierci na księdza, próby osądzenia jego przełożonych, generałów Zenona Płatka i Władysława Ciastonia, spełzły na niczym. Po dwuletnim procesie Sąd Wojewódzki w Warszawie w 1994 r. uniewinnił obu generałów. Do dziś jednak nie wyjaśniono tajemniczego podpalenia mieszkania jednego z ławników, w wyniku którego zginęła jego matka.

W 1996 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie zwrócił sprawę sądowi I instancji, uwzględniając apelację strony pokrzywdzonej. W 2000 r. proces Płatka zawieszono z powodu jego choroby. Na wokandę wróciła zaś sprawa samego Ciastonia, który z braku dowodów został ponownie uniewinniony w 2002 r.

Nie zaleziono nigdy rozkazu zamordowania ks. Jerzego na piśmie, bo prawdopodobnie takiego nigdy nie było. Przebiegli, wytrawni członkowie władz PRL takich dowodów po sobie nie pozostawiali. Tak drażliwe i potencjalnie niebezpieczne polecenia wydawali ustnie i nawet wtedy nieco eufemistycznie. Nie „zabić Popiełuszkę”, a raczej: „na zawsze musi zamilknąć!” Niby to samo, ale każdy adwokat potrafi udowodnić, że jego klient coś innego miał na myśli, nie zabójstwo.

Hipotez nie brakuje. Z podsłuchów wynika, że żona Pietruszki uważała, iż zabójstwo ks. Jerzego miało być „prezentem” na urodziny ministra spraw wewnętrznych gen. Czesława Kiszczaka. Dodała też, że „cała góra” o tym wiedziała. Sam Kiszczak sugerował, że morderstwo wyreżyserowała frakcja twardogłowych w PZPR, aby obalić „reformatorów”, czyli jego i Jaruzelskiego. Pietruszka mó
wił o sowieckim łączniku, agencie KGB, z którym miał się kontaktować Piotrowski. Płatek wspomniał o tym, że w dniu morderstwa Piotrowski na krótko opuścił wspólników mordu, Chmielewskiego i Pękalę, i mógł w tym czasie udać się do sowieckiej bazy wojskowej w Bydgoszczy.
Czy te niesprawdzone wątki, domysły i plotki wnoszą coś do rozwiązania tej zagadki? Czy raczej odwrotnie, wymyślone dla ratowania własnej skóry, puszczone zostały w obieg jako fałszywe tropy, żeby całą sprawę jeszcze bardziej zaciemnić?

Jedno jest pewne. Niezależnie od tego, czy Jaruzelski i/lub Kiszczak bezpośrednio czy pośrednio polecili zgładzić kapłana „Solidarności”, po 25 latach muszą dokładnie wiedzieć, kto, co, jak i dlaczego. Mimo to milczą i prawdopodobnie tajemnicę tę zabiorą do grobu.

Ale IPN nadal sprawę bada i lada dzień nowe fakty mogą ujrzeć światło dzienne. Prędzej czy później ktoś zacznie sypać i wyjdzie na jaw jakiś nowy, niezbity dowód. Nie będzie to miało żadnego znaczenia dla zasług Sługi Bożego Jerzego Popiełuszki. Ale może rzucić nieco światła na dzieje przywiezionego na sowieckich bagnetach systemu, który naród polski zniewalał przez 45 lat, oraz na jego czołowych kolaborantów.
Robert Strybel
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama