Sędzia pełen sekretów
Joseph Crater był człowiekiem pełnym sprzeczności. Prowadził życie, które trudno było zamknąć w prostych ramach. Biograf opisał go jako wcielenie czterech różnych osobowości: „sędzia, profesor, filar Tammany Hall i głowa rodziny”. Do tej listy można by jeszcze dodać piątą: bon vivant, człowiek ze słabością do nocnego życia, sekretnych romansów i okazjonalnych kieliszków alkoholu w czasach prohibicji.
W kwietniu 1930 roku gubernator Franklin D. Roosevelt – przyszły prezydent Stanów Zjednoczonych – mianował go sędzią Sądu Najwyższego stanu Nowy Jork. Crater wydawał się wzorem cnót i odpowiedzialności. Miał 41 lat, był żonaty, ubierał się z elegancją i zachowywał z powagą odpowiednią dla swojego urzędu. Jednak zaledwie cztery miesiące po objęciu stanowiska zniknął bez śladu, pozostawiając za sobą splot intryg i pytań bez odpowiedzi.
Lato 1930 roku rozpoczęło się spokojnie dla sędziego i jego żony Stelli, którzy spędzali wakacje w stanie Maine. 3 sierpnia Crater otrzymał jednak niepokojący telefon. Treść rozmowy pozostaje nieznana, ale skłoniła go do powrotu do Nowego Jorku. Zapewnił Stellę, że wróci na jej urodziny 9 sierpnia. Według relacji był w dobrym nastroju, gdy wsiadał do pociągu.
Po przyjeździe do Nowego Jorku Crater udał się do swojego mieszkania przy Piątej Alei i powiedział pokojówce, że może wziąć kilka dni wolnego. W kolejnych dniach zajmował się swoimi zwykłymi sprawami, spotkał się też na obiedzie z dwoma innymi sędziami i był na spektaklu w teatrze. Kluczowym dniem była środa, 6 sierpnia – ostatni dzień, w którym ktokolwiek go widział.
Tego ranka Crater odwiedził swoje biuro w sądzie, przeglądał akta i poprosił asystenta o spieniężenie dwóch czeków na łączną sumę 5100 dolarów (dziś prawie 91 000). Powrócił do domu z gotówką i kilkoma skoroszytami zamkniętymi na klucz w dwóch walizkach. Wieczorem dołączył do znajomego prawnika i Sally Lou Ritz, tancerki kabaretowej i swojej domniemanej kochanki, na kolacji w steakhouse. Nic nie wskazywało na to, żeby coś było nie w porządku. Około 21.30 Crater wsiadł do taksówki, pomachał swym towarzyszom na pożegnanie – i nigdy więcej go nie widziano.
Zarezerwowany dla niego wcześniej pojedynczy bilet na wieczorne przedstawienie nowej sztuki zatytułowanej „Dancing Partner” ktoś odebrał, ale nikt nie pamiętał, żeby widziano Cratera w teatrze.
Romanse czy polityka?
Kiedy urodziny Stelli minęły bez wieści od męża, naturalnie zaczęła się martwić. Kontaktowała się z przyjaciółmi i współpracownikami, ale nikt go nie widział. 3 września, po niemal miesiącu, zgłosiła w końcu jego zaginięcie nowojorskiej policji. Sprawa nr 13595 szybko stała się tematem medialnym, a Ameryka wpadła w „gorączkę Cratera”.
Śledztwo było jednym z największych w historii Stanów Zjednoczonych. Oferowano nagrodę w wysokości 5000 dolarów, a policja otrzymała ponad 16 000 wskazówek. Cratera rzekomo widziano wszędzie – od kalifornijskich pól po szpital psychiatryczny w Missouri, od domów gry w Atlancie po salę bingo w Afryce Północnej. Żaden z tych tropów nie doprowadził jednak do celu.
Za to w toku dochodzenia detektywi odkryli zaskakujące fakty z życia Cratera. Kilka tygodni po nominacji na sędziego wypłacił on z banku 20 000 dolarów (dziś warte 300 000). Co się stało z tymi pieniędzmi, pozostaje niewiadomą. Ujawniono też jego liczne romanse, w tym relację z Vivian Gordon, luksusową prostytutką obsługującą elitę Nowego Jorku.
Co mogło się wydarzyć tamtej feralnej nocy? Istnieje co najmniej kilka teorii: zniknął dobrowolnie, by uniknąć skandalu – politycznego, prawnego lub seksualnego. Franklin Roosevelt, już wtedy myślący o kandydowaniu na prezydenta w 1932 roku, chciał go wyeliminować jako niewygodnego „protegowanego”, potencjalnie zamieszanego w skandale polityczne. Crater uciekł do Kanady (lub Europy, Ameryki Południowej albo dowolnego egzotycznego miejsca) z kochanką. I najczęściej pojawiająca się odpowiedź na każdą nierozwiązaną tego typu zagadkę: załatwili go gangsterzy.
Wielu badaczy, w tym autorzy Richard Tofel i Stephen Riegel, zgłębiało zagadkę zniknięcia Cratera. Ci dwaj zgadzają się, że zginął, a nie uciekł za granicę. Różni ich jedynie przekonanie co do przyczyny śmierci sędziego. Tofel, autor książki „Vanishing Point”, uważa, że miała ona związek z jego skłonnością do prostytutek. Swoją teorię opiera na wspomnieniach Polly Adler, właścicielki domu publicznego w Nowym Jorku. „Są powody, by sądzić, że mógł być jej klientem tamtej nocy, a zmarł in flagrante delicto, czyli podczas aktu seksualnego; jego ciało zostało potem sprzątnięte” – twierdzi.
Z kolei Riegel, autor „Finding Judge Crater”, uważa, że śmierć Cratera była wynikiem skandalu politycznego związanego z Tammany Hall, w który był zamieszany. Wszystko bowiem wskazuje na to, że zapłacił 22 500 dolarów (roczna pensja sędziego w tamtych czasach) za swoje stanowisko, co było powszechną praktyką w Tammany Hall, stowarzyszeniu politycznym związanym z Partią Demokratyczną. Według Riegela Crater planował ucieczkę, by uniknąć składania zeznań, ale wcześniej go zlikwidowano, ponieważ zbyt dużo wiedział.
Gdziekolwiek jesteś, Joe
Są podstawy, żeby twierdzić, że śledztwo było utrudniane przez korupcję w nowojorskiej policji oraz wpływy Tammany Hall. Jak zauważa Riegel, wielu urzędników miejskich nie było zainteresowanych znalezieniem Cratera, by w ten sposób uniknąć ujawnienia niewygodnych faktów o korupcji politycznej. Policja oficjalnie zamknęła sprawę w 1979 roku, niemal 50 lat po zaginięciu Cratera.
Dla Stelli zaginięcie męża przyniosło lata trudności finansowych. Bez jego pensji była zmuszona opuścić mieszkanie przy Piątej Alei i pracować jako telefonistka. W 1937 roku uzyskała prawne uznanie jego śmierci, co pozwoliło jej otrzymać pieniądze z polisy ubezpieczeniowej na życie w wysokości 20 561 dolarów (dziś około 450 000). Ponownie wyszła za mąż, ale ostatecznie się rozwiodła. Do końca życia Stella każdego 6 sierpnia odwiedzała mały bar w Greenwich Village, zamawiała dwa drinki, wznosiła toast i szeptała: „Powodzenia, Joe, gdziekolwiek jesteś”.
Zaginięcie sędziego Cratera pozostaje jedną z największych amerykańskich tajemnic kryminalnych.
Monika Pawlak