Rozgrywki Ligi Narodów UEFA zostały stworzone m.in. w celu uniknięcia meczów bez stawki, czyli w praktyce zastąpiły liczne wcześniej spotkania towarzyskie, które od tego czasu zdarzają się coraz rzadziej (niewiele jest wolnych terminów w kalendarzu).
Biało-czerwoni od pierwszej edycji LN, czyli od 2018 roku, występują niezmiennie w najwyższej dywizji, dzięki czemu mają okazję rywalizować z najlepszymi w Europie.
Wciąż jednak czekają na zwycięstwo w starciach z faworytami, a takich okazji mieli już łącznie piętnaście. Po cztery razy rywalizowali z Włochami i Holandią, trzykrotnie z Portugalią, po dwa razy z Belgią i Chorwacją. Pięć z tych meczów zremisowali, a dziesięć przegrali.
W inauguracyjnej edycji (2018/19) najwyższa dywizja LN liczyła tylko 12 drużyn - trzy grupy po cztery zespoły. Reprezentacja Polski, prowadzona wówczas przez Jerzego Brzęczka, trafiła na Włochy i Portugalię.
Początek był całkiem obiecujący. 7 września 2018 roku, w debiucie Brzęczka na stanowisku selekcjonera, biało-czerwoni zremisowali na wyjeździe z Włochami 1:1, tracąc gola w 78. minucie z rzutu karnego. W kolejnym miesiącu nastroje znacznie się pogorszyły - kadra przegrała oba mecze w Chorzowie, 2:3 z Portugalią i 0:1 z Włochami.
To oznaczało, że przed listopadowym starciem w Guimaraes z Portugalczykami - zakończonym remisem 1:1 - piłkarze Brzęczka nie mieli już szans uniknięcia ostatniego miejsca w grupie, natomiast gospodarze byli pewni pierwszego. Oba zespoły zagrały bez swoich największych gwiazd - Polacy bez Roberta Lewandowskiego, a rywale bez Cristiano Ronaldo. Portugalczycy triumfowali później w turnieju finałowym LN.
Tymczasem biało-czerwoni, mimo ostatniej pozycji w grupie A3, nie spadli do niższej dywizji. W 2019 roku Komitet Wykonawczy UEFA zdecydował bowiem o powiększeniu elity z 12 do 16 drużyn.
W drugiej edycji (2020/21) reprezentacja Polski trafiła na Holandię, Włochy oraz Bośnię i Hercegowinę, która awansowała z dywizji B.
W momencie losowania, czyli na początku marca 2020 roku, Polska w rankingu FIFA zajmowała 19. miejsce, Italia plasowała się na 13. pozycji, "Oranje" - jedną niżej, a Bośnia i Hercegowina dopiero na 49.
Ten ostatni rywal wydawał się więc absolutnie w zasięgu Polaków, co potwierdziła rywalizacja na boisku. Piłkarze Brzęczka dwukrotnie wygrali z Bośniakami - na wyjeździe 2:1, a u siebie 3:0.
Natomiast niewiele mieli do powiedzenia w konfrontacji z faworytami. Z Holendrami dwukrotnie przegrali - 0:1 na wyjeździe i 1:2 u siebie, a z Włochami zdobyli łącznie jeden punkt (0:0 u siebie i 0:2 na wyjeździe).
Wszystkie te mecze rozegrano od września do listopada 2020 roku, czyli w czasie dużych obostrzeń związanych z pandemią koronawirusa. Biało-czerwoni zajęli trzecie miejsce w grupie A1, więc uniknęli spadku, ale - jak się okazało - dwa miesiące później zwolnienia nie uniknął trener Brzęczek, którego w styczniu 2021 roku zastąpił Portugalczyk Paulo Sousa.
W kolejnej (trzeciej) edycji Ligi Narodów reprezentację prowadził już jednak inny selekcjoner - Czesław Michniewicz, powołany na stanowisko w styczniu 2022 roku w miejsce Sousy, który zrezygnował z tej funkcji.
To był szczególny rok, ponieważ mundial w Katarze odbył się dopiero późną jesienią, więc mecze fazy grupowej Ligi Narodów rozgrywano między czerwcem a wrześniem 2022 roku. Polska trafiła do grupy A4 z Holandią, Belgią i beniaminkiem Walią.
Sytuacja wydawała się podobna jak dwa lata wcześniej. Holendrzy i Belgowie są zaliczani do europejskiej czołówki, ale z Walią szanse biało-czerwonych wydawały się całkiem duże. Nawet mimo faktu, że wówczas Walijczycy byli nieco wyżej w rankingu FIFA od Polaków.
Te przewidywania ponownie się sprawdziły. Ze "Smokami" podopieczni Michniewicza dwukrotnie wygrali - w czerwcu we Wrocławiu 2:1, a we wrześniu w ostatniej kolejce w Cardiff 1:0.
W pierwszym przypadku zadanie ułatwili... rywale, którzy - mając kilka dni później decydujący mecz barażowy z Ukrainą o awans na MŚ 2022 (przełożony z marca z powodu wojny) - wystawili na Polskę w dużej mierze rezerwowy skład, bez m.in. Garetha Bale'a i Aarona Ramseya.
Dzięki tym zwycięstwom kadra Michniewicza utrzymała się w najwyższej dywizji, znów zajmując trzecie miejsce w swojej grupie.
W pozostałych meczach zgodnie z przewidywaniami było znacznie trudniej o punkty. Z Belgami polscy piłkarze dwukrotnie przegrali - w Brukseli aż 1:6, a w Warszawie 0:1, natomiast z Holendrami zremisowali w Rotterdamie 2:2 ("Pomarańczowi" nie wykorzystali w końcówce rzutu karnego), a w Warszawie ulegli 0:2.
Obecna edycja LN zaczęła się we wrześniu. Prowadzona przez Probierza reprezentacja Polski w grupie A1 ma dwóch teoretycznie silniejszych rywali - Portugalię i Chorwację, a jednego znacznie bardziej w jej zasięgu - Szkocję, co na razie znów się potwierdza.
We wrześniu rozegrano dwie kolejki. W Glasgow biało-czerwoni, głównie dzięki świetnej grze Nicoli Zalewskiego, pokonali Szkotów 3:2, ale trzy dni później - po słabym występie - przegrali w Osijeku z Chorwatami 0:1.
Kolejne dwa spotkania - 12 i 15 października - rozegrali Warszawie. Najpierw ulegli prowadzącym w grupie Portugalczykom 1:3, a następnie zremisowali z Chorwatami 3:3, odrabiając straty od stanu 1:3.
Teraz podopiecznych Probierza czekają dwa ostatnie mecze w grupie A1, w której zajmują na razie trzecie miejsce. W piątek spotkają się z Portugalczykami na Estadio do Dragao w Porto, zaś trzy dni później podejmą Szkotów na PGE Narodowym Warszawie.
Potyczka z Portugalią to kolejna z wielu szans na historyczne zwycięstwo nad topowym zespołem w Lidze Narodów. Zadanie nie będzie łatwe, zabraknie lekko kontuzjowanego Lewandowskiego, ale przecież bez niego biało-czerwoni potrafili zremisować 1:1 wspomniany mecz LN w listopadzie 2018 roku w Guimaraes.
"Gramy z zespołami z europejskiego topu. To dla nas weryfikacja, wprowadzamy młodych piłkarzy. Wiemy, co nas czeka i co musimy zrobić, żebyśmy w najbliższym czasie grali z takimi drużynami jeszcze lepiej. Ale już dzisiaj rywalizujemy z nimi jak równy z równym. Brakuje nam tylko stabilizacji w niektórych momentach meczów. Potrafimy być groźni dla najlepszych" - stwierdził Probierz podczas niedawnego zjazdu PZPN w Warszawie.
Ogółem na zwycięstwo nad przeciwnikiem z europejskiej czy światowej czołówki w meczu o punkty polscy kibice czekają ponad dziesięć lat. Od 11 października 2014 roku, gdy kadra narodowa - prowadzona wówczas przez Adama Nawałkę - pokonała w Warszawie Niemców 2:0 w eliminacjach mistrzostw Europy.