"Decyzja została podjęta na podstawie wytycznych odpowiednich władz, w trosce o zdrowie i bezpieczeństwo wszystkich uczestników" - przekazano.
W piątek spotkanie rozpocznie się o godz. 10.
Hiszpańska agencja meteorologiczna (AEMET) ogłosiła w nocy z wtorku na środę czerwony alarm pogodowy w większości prowincji Malaga w Andaluzji na południu kraju.
Szkoły i uniwersytety odwołały zajęcia, a kluby sportowe zaplanowane treningi. Wiele instytucji zawiesiło zaplanowane wydarzenia, a praca odbywa się w dużej mierze zdalnie. Jak donosi dziennik "El Pais", w związku z ostrzeżeniami pogodowymi na ulicach miasta "prawie nie ma ruchu".
Po ostatnich powodziach, które skutkowały ponad 200 ofiarami śmiertelnymi, Hiszpania znów mierzy się z falą ulewnych deszczy, które mogą potrwać kilka dni. Władze zalecają zachowanie szczególnej ostrożności.
Mecz Polska - Hiszpania miał w środę, zainaugurować rywalizację w turnieju finałowym Billie Jean King Cup. Na zwyciężczynie tego spotkania czekają już Czeszki, które razem z trzema innymi najwyżej rozstawionymi ekipami (Kanadą, Włochami i Australią), do rywalizacji przystąpią od ćwierćfinału.
W czwartek w 1. rundzie Słowacja zagra z USA, a Japonia z Rumunią. Na piątek, zgodnie z wcześniejszym harmonogramem, zaplanowane jest też spotkanie Niemcy - Wielka Brytania.
Polki do turnieju finałowego awansowały po wyjazdowej wygranej ze Szwajcarkami 4:0. Do Malagi kapitan Dawid Celt zabrał wiceliderkę światowego rankingu Igę Świątek, Magdalenę Fręch (25. WTA), Magdę Linette (38. WTA), Maję Chwalińską (165. WTA) i Katarzynę Kawę (258. WTA).
Nazwa rozgrywek, znanych wcześniej jako Fed Cup, została zmieniona na Billie Jean King Cup w 2020 roku, żeby uhonorować Amerykankę, 12-krotną triumfatorkę imprez wielkoszlemowych, która była w zwycięskiej ekipie USA w pierwszej edycji drużynowych zmagań w 1963 roku.
W listopadzie ubiegłego roku turniej finałowy w Sewilli wygrały Kanadyjki, które w finale pokonały Włoszki.