Sabalenka już w fazie grupowej zapewniła sobie - po raz pierwszy w karierze - utrzymanie pozycji numer jeden w rankingu WTA na koniec roku.
To była dziewiąta konfrontacja Gauff z Białorusinką i teraz korzystniejszy bilans 5-4 ma Amerykanka, choć w tym roku pokonała tę rywalkę po raz pierwszy (wcześniej dwie porażki).
20-letnia Gauff została najmłodszą od 2010 roku tenisistką, która awansowała do decydującego meczu w WTA Finals. Czternaście lat temu podobnej sztuki dokonała Dunka polskiego pochodzenia Caroline Wozniacki (przegrała wówczas w finale z Belgijką Kim Clijsters).
Jednocześnie Amerykanka jest trzecią od 2010 zawodniczką, która w WTA Finals pokonała "jedynkę" i "dwójkę" światowego rankingu. W fazie grupowej wygrała bowiem z aktualną wiceliderką listy WTA Igą Świątek 6:3, 6:4.
Jej półfinałowy pojedynek z Sabalenką trwał godzinę i 50 minut.
Liderka światowego rankingu miała od początku problemy z serwisem, który często stanowi jej duży atut. Tym razem Białorusinka w całym pojedynku nie zanotowała żadnego asa (Amerykanka - trzy), za to trzy podwójne błędy serwisowe (Gauff - dwa).
Forma Sabalenki była bardzo nierówna, świetne zagrania - wzbudzające aplauz na trybunach - przeplatała sporymi błędami.
W pierwszym secie obie tenisistki przegrały po dwa gemy przy swoim podaniu. Konieczny był tie-break, w którym Gauff bardzo szybko uzyskała przewagę. Prowadziła już 4-0 i 6-1, ale wówczas rywalka wygrała trzy kolejne wymiany. I zapewne Sabalenka wygrałaby następną, lecz przy stanie 6-4 dla rywalki - stojąc tuż przy siatce - w prostej sytuacji posłała piłkę w aut po bardzo mocnym uderzeniu.
Drugi set miał nieco inny przebieg. Białorusinka była chyba jeszcze myślami przy poprzedniej partii, bowiem przegrywała już 1:4. Wówczas, przy serwisie Amerykanki, miała aż osiem szans na przełamanie i ostatecznie wygrała tego długiego gema, ale w kolejnym kompletnie się pogubiła i błyskawicznie zrobiło się 2:5.
Po chwili... znów przełamała rywalkę, lecz w następnym gemie Amerykanka zrewanżowała się tym samym i zwyciężyła 6:3.
Wcześniej w piątek rozstawiona z "siódemką" tegoroczna mistrzyni olimpijska Qinwen Zheng pokonała Barborę Krejcikovą 6:3, 7:5.
Starcie siódmej na liście WTA Zheng, tegorocznej mistrzyni olimpijskiej, z turniejową "ósemką", ale trzynastą w rankingu Krejcikovą trwało godzinę i 40 minut.
Pierwszy set przebiegł bez historii. Chinka, która miała jeden dzień odpoczynku więcej od rywalki, objęła prowadzenie 3:0 i do końca tej partii pilnowała już swojego serwisu, utrzymując trzy gemy przewagi.
Znacznie bardziej emocjonujący okazał się drugi set, trwający aż godzinę. Zheng znów prowadziła 3:0, ale wówczas do walki poderwała się Krejcikova.
Czeszka była odważna w swoich zagraniach i bardzo precyzyjna, dzięki czemu odrobiła stratę, a następnie wyszła na prowadzenie 4:3 i 5:4.
Od tego momentu inicjatywę znów przejęła jednak 22-letnia Chinka. U rywalki, która wróciła na korty po problemach zdrowotnych (w ostatnich miesiącach grała bardzo rzadko), widać już było chyba zmęczenie.
Przy stanie 6:5 i serwisie Zheng kibice obejrzeli jeszcze kilka ciekawych wymian. Czeszka miała nawet okazję na przełamanie, ale ostatecznie Chinka wygrała całe spotkanie, wykorzystując (po błędzie przeciwniczki) drugą piłkę meczową.
"Krejcikova, jedyna zawodniczka spoza pierwszej dziesiątki w tej imprezie, czasami wyglądała na zmęczoną, co biorąc pod uwagę jej niedawną historię, nie było zaskakujące" - napisano na stronie WTA.
Zgodnie z zasadami turnieju, brało w nim udział osiem najlepszych tenisistek sezonu, ale Krejcikova miała prawo wystąpić (z numerem 8.) z racji triumfu w jednym z czterech wielkoszlemowych turniejów w 2024 roku - wygrała Wimbledon.
W piątkowym pojedynku istotny okazał się m.in. świetny serwis Zheng. Chinka posłała dziewięć asów (rywalka - tylko jeden), zwiększając swój wynik w turnieju w tym elemencie do 35.
Jak podkreślono na stronie WTA, Zheng wygrała aż 31 z 36 meczów od tegorocznego Wimbledonu, co jest najlepszym wynikiem wśród zawodniczek WTA Tour w tym okresie.Finał zaplanowano na sobotę. Zwyciężczyni zgarnie rekordową kwotę 4,8 mln dolarów, największą nagrodę pieniężną w historii kobiecego tenisa zawodowego.
Broniąca tytułu sprzed roku Świątek zajęła trzecie miejsce w "Grupie Pomarańczowej", za Krejcikovą i Gauff. Z Czeszką wiceliderka światowego rankingu wygrała w trzech setach, ale przegrała w dwóch wspomniany pojedynek z Amerykanką.
Świątek w Arabii Saudyjskiej wróciła na korty po dwumiesięcznej przerwie, w trakcie której zmieniła trenera - Belg Wim Fissette zastąpił w październiku Tomasza Wiktorowskiego.
Turniej w Rijadzie kończy tenisowy sezon singlistek, jeśli chodzi o cykl WTA. W rankingu "na bieżąco" Sabalenka ma 9416 pkt, Świątek ponad tysiąc mniej - 8370, a trzecia Gauff - w tym momencie 6030.