W pierwszej połowie dominacja, ale i nieskuteczność Jagiellonii, była bardzo duża. Mistrzowie Polski praktycznie cały czas utrzymywali się przy piłce, jeśli jej nie mieli, to szybko odbierali przeciwnikowi. Petrocub tylko w pierwszym kwadransie był w stanie zagrać akcje na połowie białostoczan, przez dalszą część tej połowy praktycznie cały czas bronił się całym zespołem.
Przez ponad 20 minut białostoczanie nie mogli sforsować tej obrony. Co prawda w 9. min dobrą sytuację miał Afimico Pululu, bardzo aktywny w grze ofensywnej, który podjął próbę przelobowania bramkarza ale nie trafił, ostatecznie okazało się, że był też na pozycji spalonej.
W 19. min płasko, ale niezbyt mocno strzelał Jesus Imaz, który w środę przedłużył kontrakt z Jagiellonią o kolejny sezon. I to Hiszpan miał najlepsze okazje, by w pierwszej połowie dać gospodarzom prowadzenie. W 39. min przegrał jednak pojedynek sam na sam z bramkarzem Petrocubu Silviu Smaleneą, a w 45. min nie zdołał pokonać go z kilku metrów. W 26. min na listę strzelców powinien był wpisać się Darko Churlinov, ale macedoński skrzydłowy nie trafił w idealnej sytuacji z pola karnego. W doliczonym czasie gry niezłą sytuację zmarnował też Kristoffer Hansen.
Druga połowa również zaczęła się od ataków gospodarzy, których z rytmu wyraźnie jednak wybiła analiza VAR z 50. min. Sędziowie sprawdzali potencjalną czerwoną kartkę dla obrońcy Petrocubu za zagranie ręką, ostatecznie okazało się, że Jesus Imaz był w tej akcji na spalonym i gracz zespołu gości nie dostał nawet żółtej kartki.
Ok. 60. minuty Petrocub zaczął przez krótki czas grać śmielej, ale nie był w stanie stworzyć bramkowej sytuacji. Za to Jagiellonii udało się w 69. min wyjść na prowadzenie. Po akcji prawą stroną Tarasa Romanczuka i Mikkiego Villara piłka trafił do Pululu, który tyłem do bramki, uderzeniem piętą zdobył gola.
Trzy minuty później, pochodzący z Angoli napastnik podwyższył prowadzenie Jagiellonii. Podawał mu Villar, a Pululu strzałem pod poprzeczkę trafił do bramki Petrocubu.
Prowadząc 2:0 Jagiellonia, już tak nie atakowała, skupiała się na kontroli sytuacji na boisku. Goście w doliczonym czasie gry mieli rzut wolny tuż zza pola karnego, ale piłka uderzyła w mur.
W pojedynku Legii z TSC Backa Topola już 12. minucie Luquinhas dośrodkował z lewego skrzydła. Obrońca serbskiej drużyny wybił piłkę wprost pod nogi nadbiegającego Bartosza Kapustki, który umieścił piłkę w bramce. Brazylijczyk w podobnej sytuacji podał do wychodzącego na wolną pozycję Kacpra Chodyny, który ostatecznie został uprzedzony przez defensorów.
Później Marc Gual podał do Luquinhasa, a ten uderzył bez przyjęcia. Piłka przeleciała obok słupka. Pod koniec pierwszej połowy bramkarz Veljko Ilic przeciął podanie, które było adresowane do Guala.
Legia z przytupem rozpoczęła drugą połowę. Strzał Guala został zablokowany, jednak bramkarz był bez szans przy dobitce Luquinhasa. Po chwili Paweł Wszołek uderzył głową, lecz tym razem Ilic złapał piłkę. Ruben Vinagre w 62. min podał do wchodzącego w pole karne Kacpra Chodyny, który podwyższył na 3:0.
Gospodarze najlepszą okazję stworzyli sobie w 83. min, gdy Aleksandar Cirkovic oddał potężny strzał, który został obroniony przez Kacpra Tobiasza. Pod koniec meczu Migouel Alfarela otrzymał podanie w pole karne, lecz nieudolnie przelobował bramkarza i posłał piłkę nad poprzeczką. W doliczonym czasie Ifet Djakovac strzelił niecelnie ze skraju pola karnego.
Legia jest jedną z dziewięciu drużyn, która po dwóch kolejkach fazy ligowej ma komplet zwycięstw i zajmuje trzecie miejsce w Lidze Konferencji. Wyprzedzają ją tylko Chelsea Londyn i Fiorentina. Osiem zespołów zagwarantuje sobie udział w 1/8 finału, a kluby z miejsc 9-24. zagrają w barażach.
W trzeciej kolejce 7 listopada Legia podejmie Dynamo Mińsk, a Jagiellonia - Molde.