To nieco prowokacyjne pytanie postawione w tytule stawiam na tydzień przed uroczystością, którą w Kościele katolickim obchodzi się w dniu 1 listopada, a nazywa się „Wszystkich Świętych”. Choć ma ona lub przynajmniej mieć powinna swoje szczególnie uroczyste znaczenie, a to chociażby ze względu na przypomnienie sobie o celu życia, do którego wezwany jest każdy człowiek, to jednak wydaje się być z roku na rok coraz mniej świętowana. Jest przyciemniona z jednej strony przez coraz huczniej „świętowane” dzień wcześniej niby-komediowe Halloween, przynoszące spore zyski światu komercji, a z drugiej przez sprowadzenie dnia Wszystkich Świętych do roli dnia lub nawet święta zmarłych. W wielu tradycjach i kulturach wspominanie zmarłych jak i sama śmierć są obchodzone na różny sposób. A to osładza się cukierkami i smakołykami pamięć zmarłych, a to ubiera się je w kolorowe stroje. Nawet nasze polskie zapalanie zniczy i stawianie pięknych kwiatów na grobach ma swoje piękno i pokazuje, jak ważna jest pamięć o tych, którzy odeszli już z tego świata. Mimo wszystko jednak powinno przywrócić się na nowo istotę chrześcijańskiego przeżywania tych dni. Obok pamięci o zmarłych potrzeba przede wszystkim refleksji nad życiem tu na ziemi i w przyszłości, która przecież jest i my, chrześcijanie w to wierzymy i chcemy temu dać świadectwo.
W ostatnich dwóch tygodniach zauważyłem jak z dnia na dzień (dosłownie) zmienia się kolorystyka drzew. Jeszcze niedawno zastanawiałem się, kiedy te zielone piękne drzewa się zakolorują. Nie minęło kilka dni, żeby się stało to, na co czekałem. Złota jesień jest w pełni. Jest piękna, radosna, zwłaszcza w słoneczne dni, kolorowa i pachnąca. Spadające liście tworzą wielobarwne dywany. Dokładnie jest tak, jak mówi o tym Pismo święte, że stworzenie wielbi swojego Stwórcę. Są jednak dni, w których jest pochmurnie, wydaje się być wręcz ponuro. Takie jest też życie człowieka. Idealnie wpisuje się we wszystkie pory roku. I warto tu zaznaczyć, że okres jesienny życia może być bardzo piękny i szczęśliwy, a dni pochmurne można przyjąć jako coś bardzo normalnego, one też muszą być. Przecież za chmurami świeci słońce.
Powyższa obserwacja zamienia się w głębszą refleksję. Nie byłoby dobrze, gdyby była pozbawiona przemyśleń dotyczących życia na ziemi jako drogi do celu. O tym celu trzeba wciąż sobie i innym przypominać, bo to on nadaje sens zarówno drodze, jak i wszystkiemu co się dzieje. Ono mówi o tym po co i dla Kogo się żyje. Dlatego trzeba przywrócić tego uroczystego znaczenia dniu Wszystkich Świętych, wydobyć go z cienia i postawić na szczególnym miejscu. Wszyscy święci to znaczy wszyscy ci, którzy doszli do celu życia: zjednoczyli się z Bogiem, swoim Ojcem, na zawsze, powiększyli wspólnotę zbawionych, czyli szczęśliwych, którzy żyją na wieki tam, gdzie „śmierci już nie będzie. Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już nie będzie” (Ap 21,4). Tym miejscem jest nowe niebo i nowa ziemia, „Miasto Święte – Jeruzalem nowe”, w którym na tronie zasiada Ten, który jest początkiem i końcem i powie: „Oto czynię wszystko nowe” (Ap 21,5). On też pragnącemu da „darmo pić ze źródła wody życia”. I mówi wprost o tych, którzy zwyciężyli. Wszystkich Świętych to uroczystość świętowania celu życia na ziemi, jakim jest ta nowa, szczęśliwa rzeczywistość. Trzeba jednak pamiętać, że Pismo święte mówi też o innej rzeczywistości, nazywając ją „śmiercią drugą”: „A dla tchórzów, niewiernych, obmierzłych, zabójców, rozpustników, guślarzy, bałwochwalców i wszelkich kłamców: udział w jeziorze gorejącym ogniem i siarką. To jest śmierć druga” (Ap 21,8).
Jeśli życie w świętości jest obrazem szczęśliwym, to czy nie jest tak, że kiedy przychodzimy do naszych kościołów na liturgię, modląc się we wspólnocie, wielbiąc Boga, nie czujemy tego szczególnego smaku, który odpowiada na najgłębsze pragnienia duszy? Wychodzimy z liturgii jacyś duchowo mocniejsi, radośniejsi, umotywowani na dalszą drogę. To jest jednak tylko przedsmak tego, co ma być w wieczności. Wielu może się z tego śmiać i negować. Robią to ci, którzy nie rozumieją prawdziwego chrześcijaństwa. Także ci, którym sumienie wyrzuca wiele złego, a oni nie mają odwagi, żeby się do tego przyznać. To o takich mówi Apokalipsa jako o „tchórzach”. Dlatego zagłuszają i przyciemniają wszystko to, co wiąże się z Bogiem, Kościołem, wiarą i życiem wiecznym. Żeby nie być z dala od rzeczywistości. Wiele razy sam tego doświadczam tak w swoim życiu, jak i dzięki tym, którzy przystępują do szczerej spowiedzi świętej. Ten przywrócony uśmiech na twarzy, uczucie lekkości na duszy, nowa motywacja do życia i energia do działania. Chociaż jeszcze kilkanaście minut wcześniej wszystko wydawało się być nie tylko ponure, ale wręcz ciężkie i nie do uniesienia.
Odpowiadając na postawione w tytule pytanie, po co nam wszyscy święci? Tutaj jest odpowiedź: dla przypomnienia, że jest cel, który nazywamy niebem, a jest nim życie wieczne i że życie na ziemi jest drogą do tego celu, dlatego trzeba je przeżyć najlepiej i najpełniej. Jest też przypomnieniem o tym, że świętość jest możliwa w każdym wieku i stanie, jest dla wszystkich. To ma być święto radości. Ma być ponad wszystkim tym, co mówi o śmierci, bo ona jest, ale ma być tylko bramą wejścia do życia, a nie końcem, jak to uważa wielu. Trzeba w dniu Wszystkich Świętych usłyszeć w kościele na nowo Ewangelię Błogosławieństw, czyli ten unikalny przepis na szczęśliwe życie i tu i w przyszłości, wolne od wszystkiego, co trudne. Trzeba ucieszyć się na nowo świętością. I dopiero w tej perspektywie warto i trzeba pójść na cmentarze, by powspominać tych, którzy umarli, mając na uwadze szczególnie tych, którzy w czyśćcu przechodzą czas oczyszczenia. To tych, nawet bezimiennych, wspieramy szczególną modlitwą, mszą świętą, darem odpustów. Wtedy nie trzeba specjalnie upiększać śmierci. Ona jest bramą. Dla jednych do życia w wieczności, dla innych dramatem, gdyż widzą tylko pustkę. Wszyscy święci już to wiedzą: po życiu jest życie i jest ono szczęśliwe, warto obierać wciąż ten, a nie inny kierunek.
ks. Łukasz Kleczka SDS
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.