Adwokatka Dorota Brejza, żona europosła Koalicji Obywatelskiej Krzysztofa Brejzy, podczas swobodnej wypowiedzi przed komisją śledczą ds. Pegasusa opowiedziała w czwartek o "bezprecedensowym" nadużyciu systemu inwigilacji, które dotknęło jej rodzinę.
Oskarżyła służby specjalne, prokuraturę i media o manipulowanie materiałami operacyjnymi, pozyskanymi za pomocą szpiegowskiego oprogramowania Pegasus, aby zdyskredytować jej męża i jego partię przed wyborami parlamentarnymi w 2019 r.
Jak mówiła Brejza, ataki medialne na Krzysztofa Brejzę rozpoczęły się w sierpniu 2019 r., kiedy TVP Info "regularnie nadawała materiały szkalujące jego osobę". "Od rana do wieczora, codziennie, zwłaszcza w okresach największej oglądalności, emitowano zniesławiające treści, opatrzone sensacyjnymi, przestępczymi kontekstami" – mówiła. Jej zdaniem, kampania medialna była wynikiem nielegalnego wycieku zmanipulowanych materiałów operacyjnych, które zostały pozyskane dzięki inwigilacji za pomocą Pegasusa.
W grudniu 2021 r. agencja Associated Press ujawniła, że telefon Krzysztofa Brejzy był wielokrotnie zainfekowany Pegasusem, co potwierdziły badania Citizen Lab i Amnesty Tech. "Stało się dla nas jasne, że cała kampania nienawiści była oparta na nielegalnie pozyskanych materiałach" – stwierdziła Dorota Brejza. Dodała, że śledztwo przeciwko jej mężowi opierało się na pomówieniach Agnieszki Ch., osoby później oskarżonej o wyłudzenia, a kontrola operacyjna była oparta na niewiarygodnych dowodach.
Według Doroty Brejzy, użycie Pegasusa miało na celu nie tylko inwigilację, ale także manipulowanie treściami w celu wywierania politycznego nacisku. "Komisja PEGA Parlamentu Europejskiego nazwała użycie Pegasusa w Polsce +europejską Watergate+, co pokazuje, że narzędzie to zostało wykorzystane do prób wpłynięcia na wynik wyborów parlamentarnych" – zauważyła.
W swobodnej wypowiedzi Brejza podkreśliła też skalę inwigilacji: z telefonu jej męża pobrano 85 tys. wiadomości tekstowych, które zawierały również dane lokalizacyjne. Zwróciła uwagę na to, że żadna z tych operacji nie doprowadziła do potwierdzenia zarzutów wobec jej męża. "Służby użyły Pegasusa i zostały kompletnie z niczym" – podkreśliła.
Brejza zaapelowała o pełne wyjaśnienie afery Pegasusa, wskazując na konieczność rozliczenia osób odpowiedzialnych za to naruszenie prawa. Jej zdaniem, historia Pegasusa jest dowodem na "degenerację instytucji państwa" oraz na "niemoralność i niegodziwość działań upolitycznionych służb specjalnych, prokuratury i mediów". Wskazała również na potrzebę reformy systemu kontroli operacyjnej, aby uniknąć podobnych nadużyć w przyszłości.
Odpowiadając na pytanie szefowej komisji Magdaleny Sroki (PSL-TD), Brejza powiedziała, że o tym, iż zabezpieczenia telefonu jej męża zostały przełamane dowiedziała się w sierpniu 2019 r., kiedy na portalu TVP Info Samuel Pereira opublikował komunikaty pochodzące z telefonu Krzysztofa Brejzy. Dodała, że telefon jej męża został w grudniu 2019 r. zbadany przez Instytut Citizen Lab i wówczas dowiedzieli się, że urządzenie zostało zainfekowane systemem Pegasus.
Brejza zeznała, że od kwietnia do października 2019 r. - czyli w okresie bezpośrednio poprzedzającym wybory 2019 r. - telefon jej męża został zainfekowany kilkadziesiąt razy. Według niej początkowo telefon był infekowany za pomocą wysyłanych przez służby profilowanych wiadomości zawierających linki, które udawały wiadomości od osób, z którymi jej mąż na co dzień się kontaktował. Dodała, że od lipca 2019 r. infekcja nie wymagała już żadnej interakcji ze strony użytkownika.
Brejza przekazała, że wykradzione informacje pochodziły z różnych komunikatorów i skrzynek mailowych; były to także dane dotyczące lokalizacji, informacje o stanie zdrowia, kalendarz, historia wyszukiwań internetowych i hasła do bankowości elektronicznej. "Była to totalna inwigilacja" - powiedziała.
Brejza wskazała również na manipulacje w materiałach przedstawianych w mediach rządowych, dotyczących jej męża. Jak zeznała, informacje pochodzące z jego prywatnych wiadomości zostały zmanipulowane i przedstawione w sposób wypaczający ich treść. "W telewizji rządowej widzieliście państwo łudząco podobne informacje do tych wygenerowanych przez Krzysztofa Brejzę, które były zmanipulowane, odwrócono słowa i znaczenia, co wypaczało treść wiadomości" – mówiła Brejza, dodając, że w niektórych przypadkach zamieniano nadawcę z odbiorcą, a wiadomości niezależne od siebie kompilowano w jeden komunikat.
Zeznania Brejzy dotyczyły także manipulacji związanych z przedstawianiem kontekstu wiadomości. Mecenas podkreśliła, że "informacje, które były neutralne, przedstawiano w kontekście przestępczym". Zwróciła uwagę, że w mediach rządowych prezentowano materiały operacyjne, które w tamtym czasie były oklauzulowane, co stanowiło dodatkowe naruszenie prawa.
"Media rządowe dysponowały materiałami operacyjnymi, które były niejawne" – stwierdziła, wskazując na publikację przez b. wiceszefa TAI i szefa TVP Info Samuela Pereiry nie tylko zmanipulowanych wiadomości, ale także fragmentów przesłuchań, które były przedstawiane jako wiarygodne, mimo że - jak dodała - "kontrola operacyjna tych kłamstw nie potwierdziła".
Podkreśliła, że systemem Pegasus inwigilowany był nie tylko jej mąż, ale pośrednio również wszystkie osoby, z którymi się kontaktował, a więc środowisko Koalicji Obywatelskiej. Dodała, że na antenie TVP Info publikowane były wiadomości, które Brejza wymieniał z innymi osobami. "To było tak po ludzku, najzwyczajniej w świecie, podłe" - oceniła.
Według adwokatki systemu Pegasus użyto m.in. w związku z postępowaniem dotyczącym wyłudzeń w Kruszwicy w urzędzie miasta Inowrocławia. "Oczywiście mój mąż nie tylko nie miał z tą sprawą nic wspólnego, nie miał też żadnej wiedzy, że ten proceder się toczy" - zapewniła.
Zastrzegła, że ostatecznie Pegasusa nie użyto wobec osób, które brały udział w procederze wyłudzeń. "Inwigilowano Pegasusem polityków (...). Ja uważam, że Pegasusa użyto po to, żeby zapytać pana woźnego OSIR z Inowrocławia, czy Krzysztof Brejza załatwił mu pracę. To jest jeszcze bardziej absurdalne" - oceniła.
Brejza poinformowała, że "zmasowana medialna nagonka", którą rozpoczęła TVP Info wobec jej męża, była "bardzo trudnym doświadczeniem dla całej jej rodziny", a także dla jej dzieci. Podkreśliła, że w tamtym okresie dzieci odczuwały "poczucie zagrożenia, przygnębienie i strach" rodziców.
Dodała, że efektem materiałów publikowanych przez TVP Info był także fakt, że Brejzowie zaczęli otrzymywać groźby, kierowane także pod adresem dzieci. Przypomniała, że przez kilka tygodni jej rodzina została w związku z tym faktem objęta policyjną ochroną.
Brejza powiedziała, że z powodu braku autoryzacji systemu Pegasus i braku integralności systemu w zakresie przetwarzania informacji niejawnych, właściwie nikt nie wie, co się obecnie dzieje z materiałami, które zostały pozyskane przy pomocy tego systemu.
"One mogą w tej chwili wędrować po całym świecie i być w dostępie najróżniejszych służb specjalnych, niekoniecznie polskich" - stwierdziła. Brejza przypomniała, że na początku stycznia 2022 r. portal Onet opublikował o godz. 6 rano informację o tym, że wraz z mężem pozwała Jarosława Kaczyńskiego za jego słowa, iż użycie systemu Pegasus do inwigilacji Krzysztofa Brejzy było zasadne. Dodała, że później tego samego dnia ojciec Krzysztofa Brejzy, ówczesny prezydent Inowrocławia Ryszard Brejza, otrzymał wezwanie do prokuratury okręgowej w Gdańsku w charakterze podejrzanego.
"Ten ciąg zdarzeń polityczno-procesowych uważam za skandaliczny" - powiedziała. Jej zdaniem postawienie zarzutów jej teściowi "w tej formule" to "wstyd i hańba dla prokuratury". "Jak można w taki sposób manipulować opinią publiczną i materiałem dowodowym?" - pytała. Dodała, że ostatecznie prokuratura nie postawiła Ryszardowi Brejzie zarzutów.
W październiku 2017 r. wybuchła tzw. inowrocławska afera fakturowa, gdy wyszło na jaw, że w magistracie wystawiano fałszywe faktury, które rzekomo pochodziły od firm mających w większości siedzibę w innych województwach. Te przedsiębiorstwa przeważnie nie miały jednak o nich żadnego pojęcia. Według śledczych pieniądze trafiały głównie do osób, które te faktury wystawiały. Nieprawidłowości wykryto w wydziale kultury, promocji i komunikacji społecznej. Po ich ujawnieniu pracę straciła jego naczelniczka Agnieszka Ch., podległa prezydentowi miasta Ryszardowi Brejzie (ojcu Krzysztofa Brejzy). To on zawiadomił prokuraturę o fałszywych fakturach. Łączna kwota szkody wyrządzonej Urzędowi Miasta Inowrocław oraz Centrum Kultury i Sportu Ziemowit w Kruszwicy przekroczyła 300 tys. zł. Główną podejrzaną jest Agnieszka Ch., która nadal nie przyznaje się do winy.
Ch. winą obarczyła przede wszystkim Krzysztofa i Ryszarda Brejzów. W postępowaniu przygotowawczym Agnieszka Ch. podkreślała, że pieniądze przeznaczano na utrzymywanie "farmy trolli" w inowrocławskim ratuszu. Jak wynika z wyjaśnień Ch., farma "miała budować pozytywny wizerunek Brejzów, a jednocześnie szkalować ich oponentów politycznych". Zeznania Agnieszki Ch. dały służbom podstawę do zawnioskowania do Sądu Okręgowego w Warszawie o zgodę na kontrolę oraz zastosowanie Pegasusa wobec Krzysztofa Brejzy.
Dorota Brejza zeznała przed komisją śledczą, że w 2018 r. służby wszczęły operację o kryptonimie "Jaszczurka", w której jej mąż figurował pod pseudonimem "Grzechotnik". "Wyjaśnienia Agnieszki Ch. na tamtym etapie powinny być po prostu weryfikowane procesowo, zarówno poprzez przesłuchania, jak i poprzez analizy finansowe" – mówiła Brejza. Dodała, że prokuratura już w 2019 r. dysponowała analizami, które wykazały niewiarygodność tych zeznań, przygotowanymi przez prokuraturę regionalną w Gdańsku.
Brejza zarzuciła organom ścigania, że mimo wiedzy o niewiarygodności Agnieszki Ch., wniosek o kontrolę operacyjną opierał się właśnie na jej zeznaniach. "Prokuratura sama wiedziała, że Agnieszka Ch. nie jest wiarygodna. W tym stanie rzeczy uważam, że kierowanie wniosku o kontrolę operacyjną na podstawie tego materiału było próbą wyłudzenia zgody sądu na kontrolę operacyjną, zresztą udaną" – oświadczyła.
Dorota Brejza zaznaczyła również, że poza zeznaniami Agnieszki Ch., wniosek o kontrolę opierał się na tzw. osobowym źródle informacji (OZI), które było politycznie uwikłane. "Nie mam zatem wątpliwości co do tego, że nie było żadnych podstaw do takich działań" – dodała.(PAP)