Powiedzieć, że polski prezydent Andrzej Duda znajduje się na ścieżce kolizyjnej z obecnym rządem koalicyjnym to nie powiedzieć nic. Kohabitacja, czyli według definicji sytuacja w polityce, gdy rząd i prezydent pochodzą z przeciwnych obozów politycznych to dla każdej demokracji niełatwy okres. Polska nie jest tu wyjątkiem, choć właśnie przydarza się okazja, aby ten głęboki podział wykorzystać zgodnie z własną racją stanu.Klasycznym przykładem kraju, gdzie kohabitacja zdarza się najczęściej jest Francja. O kohabitacji można mówić także w USA, gdy obie gałęzie władzy – wykonawcza (prezydent) i ustawodawcza (Kongres) znajdą się pod kontrolą przeciwnych obozów politycznych, choć po tej strony oceanu rzadko używa się tego terminu. Częściej używa się określenia „divided government”.Kohabitacji zwykle daleko do elegancji, zwłaszcza w wydaniu polskim. Doświadczył jej w wolnej Polsce prawie każdy z urzędujących prezydentów, z wyjątkiem Bronisława Komorowskiego. Współpraca z rządami tworzonymi przez przeciwników politycznych nigdy nie należała do łatwych, choć prerogatywy polskiej głowy państwa są dużo mniejsze niż w krajach o systemach prezydenckich, takich jak USA czy Francja.Tym razem jednak polski model kohabitacji będzie można wykorzystać, podczas zapowiedzianej wizyty prezydenta Andrzeja Dudy w USA. W najbliższą niedzielę ma się pojawić w Doylestown w Pensylwanii, aby przy okazji nawiedzenia świątyni Matki Boskiej Częstochowskiej spotkać się także z republikańskim kandydatem na prezydenta Donaldem Trumpem.To, co jednych ucieszyło, innych wręcz napełniło obrzydzeniem. W Polsce liberalne media już odsądziły prezydenta od czci i wiary. „Polska nie może mieszać się do wyborów w USA, dlatego prezydent Andrzej Duda powinien, a wręcz musi odwołać swoją wizytę w Pensylwanii. Wymaga tego racja stanu” – przeczytałem w „Gazecie Wyborczej”. „Jeśli Duda to zrobi, to podejmie jedną z najgorszych decyzji swojej prezydentury” – napisał z kolei „Newsweek”. Powodem jest nie tylko przynależność polityczna Trumpa, ale przede wszystkim to, co republikanin mówi o zakończeniu konfliktu na Ukrainie.Odwrócę kota ogonem: prezydent RP właśnie dlatego powinien spotkać się z Trumpem, że ten ostatni ma niezgodny z polską racją stanu pomysł na zakończenie konfliktu za wschodnią granicą. Duda o naszych interesach powinien przypomnieć w imieniu wszystkich Polaków, a także Amerykanów polskiego pochodzenia o prawicowych poglądach, których przecież nie brak. Bo o obecności całej Polonii przypomniała już podczas telewizyjnej debaty prezydenckiej wiceprezydent Kamala Harris, mówiąc o 800 tys. wyborców polskiego pochodzenia w samej tylko Pensylwanii.Tego właśnie wymaga interes Polski – przypominać Ameryce, że jej najwierniejszy sojusznik w Europie, inwestujący ogromne pieniądze w amerykańskie uzbrojenie nie jest zainteresowany rozwiązaniami, które będą wzmacniać imperialne aspiracje Rosji.To nie jest wtrącanie się w amerykańskie wybory, bo prezydent Duda spotykał się także z Joe Bidenem, a w marcu nawet (niech żyje kohabitacja!) poleciał do Białego Domu z premierem Donaldem Tuskiem. Ostatnio, gdy w Warszawie pojawił się sekretarz stanu Antony Blinken, został przyjęty zarówno przez prezydenta, jak i szefa MSZ Radka Sikorskiego.Jednym z największych błędów poprzedniego obozu władzy w Polsce,było całkowite nieprzygotowanie na zwycięstwo wyborcze Joe Bidena w 2020 roku. Niżej podpisany miał wówczas okazję do rozmów z prominentnymi politykami Prawa i Sprawiedliwości. Nieśmiałe sugestie, że może warto przygotować plan „B”, na wypadek, gdyby to Trump nie uzyskał reelekcji, napotykały na wzrok pełen niedowierzania. „To Trump może w ogóle przegrać?” – dziwiono się. Okazało się że może, a brak kontaktów z Demokratami doprowadził to do tego, że początkowo relacje amerykańsko-polskie były bardzo chłodne, co pogłębiały także oskarżenia Zachodu o łamanie praworządności nad Wisłą. Paradoksalnie relacje USA-RP uratowała dopiero rosyjska agresja na Ukrainę, wobec której zastrzeżenia dotyczące polskiego Trybunału Konstytucyjnego i majstrowania przy sądownictwie zeszły na dalszy plan. Polska jako państwo przyfrontowe i hub przesyłowy pomocy dla Ukrainy zyskała na znaczeniu, tym bardziej, że jednocześnie sama zintensyfikowała wysiłki zbrojeniowe.Błędu sprzed czterech lat nie można powtórzyć. I tu właśnie powinna się przydać kohabitacja. Prezydentowi z racji własnej proweniencji politycznej bliżej jest do obozu Republikanów, obecnej koalicji rządzącej – do Demokratów. W niepewnych czasach kandydatom z obu stron warto przypominać o polskiej racji stanu i cenie za głosy polonijnych wyborców. Z okazji corocznej sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ do USA przyjadą zarówno prezydent, jak i szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski. Niech każdy robi swoje.
Tomasz Deptuła
Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”.