Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 21 listopada 2024 07:22
Reklama KD Market

Zmiana wektorów, czyli pięć minut Demokratów

Zmiana wektorów, czyli pięć minut Demokratów
fot. Peter Serocki

Jeszcze kilka tygodni temu w obozie Partii Demokratycznej panowały nastroje paniki i poczucie nieuchronnej klęski. Czerwcowa debata prezydencka Joe Bidena z Donaldem Trumpem okazała się wizerunkową katastrofą dla tego pierwszego. Urzędujący prezydent wydawał się po prostu zbyt stary na poprowadzenie kraju przez kolejną kadencję, co zresztą skrzętnie wykorzystywał w prowadzonej już kampanii jego niewiele młodszy potencjalny rywal.To był dopiero pierwszy cios w kampanię Demokratów. Kolejnym okazała się nieudana próba zamachu na Donalda Trumpa podczas wiecu wyborczego w Pensylwanii. Były prezydent rzeczywiście był o krok od śmierci, bo kula drasnęła go w ucho. W pamięci całego świata pozostał przede wszystkim ikoniczny wizerunek Trumpa sprowadzanego z podium przez agentów Secret Service, z uniesioną w górę pięścią i okrzykiem „Fight! Fight! Fight!”. Wreszcie trzecim ciosem była konwencja wyborcza Partii Republikańskiej, która zwróciła uwagę mediów z całego świata, a co ważniejsze – amerykańskich wyborców – na to, co się dzieje po prawej strony sceny politycznej. To zresztą akurat nic dziwnego – wielkie partyjne zjazdy w roku wyborczym, organizowane jako starannie zaplanowane eventy, zawsze poprawiały na chwilę notowania organizatorów.W czasie tych wydarzeń Partia Demokratyczna znalazła się na krawędzi politycznej klęski a nawet rozpadu. Prezydent Joe Biden długo opierał się argumentom, że dla dobra ugrupowania powinien zrezygnować ze starania się o kolejna kadencję, mimo sondażowego pikowania w dół. Co może jeszcze ważniejsze, a przynajmniej bardziej znamienne, od Demokratów odwróciło się wielu poważnych donatorów nie wierzących w sukces kampanii.Całkowita zmiana nastrojów nastąpiła dopiero po ogłoszeniu przez Bidena rezygnacji z ubiegania się o kolejne cztery lata w Białym Domu. Mimo chwilowych wahań szybko okazało się, że nowy kandydat może być tylko jeden – wiceprezydent Kamala Harris. Słupki poparcia Demokratów poszły w górę i nagle okazało się, że nowa pretendentka może skutecznie konkurować z Trumpem w większości tzw. swing states, choć różnice w sondażach ciągle bliższe są widełkom błędu statystycznego niż zdecydowanego poparcia.Zmiany w obozie Partii Demokratycznej miały historyczny charakter i najwyraźniej zaskoczyły Republikanów. Zniknął też jeden z głównych argumentów retoryki wyborczej kampanii Trumpa – o zaawansowanym wieku, czy wręcz starczej niedołężności Bidena, niezdolnego do pełnienia najwyższego urzędu w państwie. Wektory się odwróciły o 180 stopni: teraz to młodsza o kilkanaście lat Kamala Harrris może operować podobnymi argumentami wobec 78-letniego przeciwnika. Efekt nowości, świeżości, a nawet historycznej wyjątkowości (Harris może być nie tylko pierwszą kobietą w Białym Domu, ale jest także przedstawicielką mniejszości) jest teraz po lewej stronie sceny politycznej.Słupki poparcia podbiła także odbywająca się w Chicago konwencja Partii Demokratycznej. Choć planowana od miesięcy, wzbudza w tych dniach ogromne zainteresowanie. Z powodu zmiany kandydatów dosłownie za pięć dwunasta, w wielu miejscach musiano postawić na spontaniczność i improwizację. Łamano także dotychczas obowiązujące schematy, czego przykładem mogło być pojawienie się na scenie Kamali Harris już podczas pierwszego dnia konwencji. Nie ulega wątpliwości, że teraz to Demokraci mają swoje pięć minut.Warto tu jednak wylać kubeł wody na osoby wróżące łatwe zwycięstwo kandydatki Demokratów. Tzw. efekt konwencji, polegający na wzroście poparcia w słupkach sondaży wywołany m.in. zwiększoną obecnością danego ugrupowania w mediach, ma charakter przejściowy, o czym zresztą przekonali się nie tak dawno Republikanie po swoim zjeździe.Mimo obecnego optymizmu w obozie Demokratów i euforii towarzyszącej odbywającej się w Chicago konwencji, daleko jeszcze do ogłaszania końcowego zwycięstwa jakiejkolwiek ze stron. Wydarzenia ostatnich tygodni pokazują, jak wiele może się zmienić w świecie polityki w bardzo krótkim czasie. Rolę dodatkowych sterydów potęgujących reakcje wyborców odgrywają dziś media społecznościowe. Tocząca się kampania na pewno jeszcze nieraz nas zaskoczy, zanim udamy się do lokali wyborczych w pierwszy wtorek listopada.

Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama