Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 25 września 2024 00:22
Reklama KD Market

Kursk, czyli przekleństwo Putina

Kursk, czyli przekleństwo Putina

Po drugiej wojnie światowej Kursk kojarzył się przede wszystkim z największą bitwą czołgów w historii – miejscem, w którym wojska Trzeciej Rzeszy podjęły w 1943 r. ostatnią próbę przejęcia inicjatywy strategicznej na froncie wschodnim II wojny światowej. Porażka otworzyła Armii Czerwonej drogę na zachód – do samego Berlina.

Dziś Kursk po raz drugi staje się symbolem porażki Władimira Putina. Pierwszą katastrofą było zatonięcie atomowego okrętu podwodnego o tej nazwie w 2000 roku, zaledwie kilka miesięcy po objęciu przez niego urzędu prezydenta. Na dnie Morza Barentsa zginęła wówczas cała 118-osobowa załoga, a podczas akcji ratunkowej rosyjskie służby wykazały się rażącą nieudolnością. Gdy wydobyto wrak okazało się, że eksplozje torped wewnątrz kadłuba okrętu początkowo przeżyły 23 osoby, jednak udusiły się dwutlenkiem węgla, ponieważ Rosjanie długo odmawiali przyjęcia pomocy międzynarodowej. W Rosji panowała wówczas względna wolność słowa, więc rosyjskie kanały telewizyjne krytykowały Putina za to, jak radził sobie z katastrofą.

Serwis BBC przypomniał, że w tym tygodniu minęły 24 lata od zatonięcia K-141 Kursk. I po raz kolejny słowo Kursk pojawia się w serwisach prasowych. Tym razem chodzi o obwód kurski, gdzie wojska ukraińskie rozpoczęły niespodziewany rajd na rosyjskie terytorium. A może raczej kozacki zagon.

Jeszcze kilka tygodni temu nastroje związane z konfliktem na Ukrainie były raczej ponure. Rosjanie bardzo powoli, ale zdobywali kolejne miejscowości. Dziś nastroje odwróciły się o 180 stopni. To Ukraińcy, których żołnierze zajmują terytorium Rosji mają powody do zadowolenia, a na Kremlu nastroje są bliskie paniki. Przekroczona została kolejna czerwona linia, która zmusza Kreml do zmiany sposobu prowadzenia działań wojennych. Ukraina deklaruje co prawda, że nie zamierza okupować zajmowanych terytoriów, ale obecność jej wojsk zmusza Putina do reakcji. W tym także – do podjęcia próby okrutnego odwetu.

Ofensywa Ukrainy w Rosji trwa już ponad tydzień. Pomimo rozmieszczenia posiłków ściąganych naprędce z okolic Chersonia czy Królewca w obwodzie kurskim rosyjskie wojsko nie odzyskało jeszcze kontroli na tych obszarach. Niezależnie od celu strategicznego tej operacji, im dłużej wojska ukraińskie będą przebywać w obwodzie kurskim czy biełgorodzkim, tym większe będą wyrządzać szkody reżimowi Putina. Poza tym szkody zostały już wyrządzone – wprowadzenie chaosu w rosyjskiej armii i administracji oraz zmuszenie Rosjan do wycofania części sił z frontu. Prezydent Rosji kreował swój wizerunek jako człowieka, który zapewnia bezpieczeństwo swoim obywatelom. Nawet tak zwana „specjalna operacja wojskowa”, czyli pełnoskalowa inwazja na Ukrainę była przedstawiana w rosyjskich mediach jako sposób na wzmocnienie bezpieczeństwa kraju. Bilans owego „wzmacniania” jest co najmniej wątpliwy, a mit silnego człowieka chroniącego wzorem cara swoich lojalnych poddanych zaczyna się chwiać w posadach. Gospodarka kraju przeszła na tryb wojenny i musi radzić sobie z izolacją i sankcjami. Straty osobowe Rosjan liczone są już w setkach tysięcy ludzi. Rosyjskie lotniska wojskowe są regularnie atakowane przez ukraińskie drony, często nawet kilkaset mil od granicy. Akty sabotażu dokonywane są na całym obszarze Rosji. Szwecja i Finlandia dołączyły do Sojuszu NATO, co sprawiło, że Bałtyk z wyjątkiem Petersburga i eksklawy królewieckiej stał się wewnętrznym morzem paktu.

Daleki jestem od wróżenia rychłego upadku reżimu Putina. Jednak zagon przeprowadzony przez Ukraińców stanowi potwierdzenie prawa Kijowa do prowadzenia wojny w taki sposób, aby jak najskuteczniej paraliżować Rosję. Ukraina egzekwuje tu też inne prawo – do korzystania z zachodniej broni w działaniach na terytorium Rosji. Czy zmieni to wynik całej wojny – trudno dziś powiedzieć. Ale na pewno Władimir Putin nie będzie miał dobrych skojarzeń związanych z Kurskiem. Kontrofensywa Ukrainy wzbudziła w Rosjanach uczucie paniki oraz okazała się kompromitacją ich przywództwa politycznego. Dyktatorzy zwykle słabo sobie radzą z takimi porażkami. I w tym cała nadzieja.

Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”.


Podziel się
Oceń

ReklamaDazzling Dentistry Inc; Małgorzata Radziszewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama