Przerażenie ogarnia na samą myśl, że Hitler mógłby mieć do dyspozycji bombę atomową. W czasie, kiedy niemiecka armia przegrywała na wszystkich frontach II wojny światowej, wódz III Rzeszy bez wątpienia użyłby jej w Europie. Wtedy jeszcze nie w pełni zdawano sobie sprawę, jak potężną i niszczycielską siłę stanowi broń jądrowa. I jak śmiertelne skutki wywołuje promieniowanie emitowane po wybuchu takiej bomby...
Wstrząsające wieści
Zrzucenie bomb atomowych na kilka najważniejszych stolic Europy zatrzymałoby ludzkość w rozwoju na wiele lat. Polska także stałaby się celem, żeby zatrzymać ofensywę wojsk rosyjskich. A same Niemcy, otoczone promieniotwórczym powietrzem ze wszystkich stron, doznałyby chyba największych strat w ludziach.
Tylko czy hitlerowskie Niemcy były w stanie zbudować bombę atomową? W czasie wojny alianci tego nie wiedzieli. Dlatego dla przywódców wolnych państw, którym fizycy uzmysłowili, jak groźną bronią jest bomba atomowa, niemiecki program badań jądrowych był na pierwszym miejscu na liście do zniszczenia.
Niemcy w 1938 roku jako pierwsi rozszczepili uran – a to podstawa do zbudowania bomby atomowej. Wieść o tym, że szykująca się na wojnę III Rzesza opanowała potęgę atomu, wstrząsnęła światem uczonych. Fizycy wysyłali alarmujące ostrzeżenia. I to dzięki nim przywódcy Stanów Zjednoczonych zmobilizowali amerykańskich uczonych, aby zajęli się bronią jądrową.
Wyścig fizyków
Do 1941 roku Niemcy i Amerykanie szli łeb w łeb w atomowym wyścigu. Naukowcy obu stron przewidywali, że skonstruowanie bomby atomowej zajmie około czterech, pięciu lat. Amerykanie byli przezorniejsi. Postawili na to, że broń atomowa może odmienić losy wojny. Natomiast Niemcy uznali, że wojna skończy się najdalej w ciągu trzech lat. Ich zwycięstwem oczywiście. Ich zdaniem ta hipotetyczna cudowna broń nie będzie już w stanie odmienić biegu dziejów. Poza tym Hitler początkowo nie doceniał energii jądrowej jako broni. Uważał, że aby wygrać wojnę, wystarczy broń pancerna i samoloty. Zmienił zdanie dopiero po klęsce pod Stalingradem.
Amerykanie zainwestowali miliony dolarów i zbudowali miasteczko naukowców Los Alamos. Niemcom szkoda było tracić cennych surowców na badania. Liczby mówią same za siebie. Przy projekcie atomowym Manhattan pracowało 130 tysięcy ludzi. W podobnym niemieckim projekcie uczestniczyło tysiąc osób. Kiedy Hitler i jego generałowie zorientowali się, że popełnili błąd, było już za późno. W wyścigu atomowym Amerykanie przegonili ich o kilka lat. Chociaż, zdaniem niektórych historyków, nie było to całkiem tak. Jednym z nich jest Rainer Karlsch.
Odkrycia Rainera Karlscha
Po dwóch latach Niemcy powrócili na serio do prac nad budową bomby atomowej. Co do tego, jak dalece byli w tym zaawansowani, są różne zdania. Rainer Karlsch twierdzi, że w ostatnich miesiącach wojny odnosili sukcesy w testach nad praktycznym zastosowaniem broni jądrowej. A także dokonywali już próbnych wybuchów atomowych w Rugii i Turyngii.
Jako dowody Karlsch przytacza odnaleziony po wojnie podberliński bunkier, który służył do prowadzenia doświadczeń jądrowych. Ponadto powołuje się na odnalezione gotowe już schematy budowy niemieckiej bomby. Na rysunkach widać, że Niemcy i Amerykanie koncentrowali się na tych samych problemach i stosowali te same metody. Zdaniem niemieckiego historyka to dowód na to, że Hitler był bliski wejścia w posiadanie bomby atomowej.
Zamach na Heisenberga
Niemcom brakowało wybitnych umysłów naukowych. Sami się o to postarali, zmuszając żydowskich fizyków do opuszczenia III Rzeszy przed wojną. Wielu z nich brało później udział w Projekcie Manhattan. Ale mieli Wernera Heisenberga. Zdaniem naukowców pracujących w Los Alamos tylko on jeden, spośród wszystkich specjalistów III Rzeszy, był w stanie zbudować bombę atomową.
Kiedy Hitler objął władzę w Niemczech, Heisenberg przebywał w Stanach Zjednoczonych. Wówczas od samego Heinricha Himmlera otrzymał propozycję objęcia kilku ważnych stanowisk naukowych w Niemczech. Przyjął ją.
Heisenberg kierował niemieckim zespołem starającym się zbudować broń jądrową. Po wojnie tłumaczył się, że zgodził się zostać szefem tego zespołu, aby spowolnić prace i nie dopuścić do wyprodukowania przez Niemcy broni atomowej. Nie znaleziono podstaw, żeby w to uwierzyć. Przesiedział kilka lat w więzieniu amerykańskim.
Amerykanie do końca 1944 roku nie mieli sprawdzonych informacji o stopniu zaawansowania Niemców w budowę bomby atomowej. Wiedzieli tylko, że w Niemczech żyje fizyk, który jest w stanie ją zbudować – Werner Heisenberg. W tej sytuacji z inicjatywy generała Grovesa, nadzorującego Projekt Manhattan, zdecydowano o przeprowadzeniu zamachu na Heisenberga.
Wykonawcą miał być amerykański agent Morris „Moe” Berg. Według planu miał zastrzelić Heisenberga, gdy ten będzie prowadzić wykład w Zurichu. Berg był nietuzinkowym człowiekiem. Znany baseballista. Ukończył Uniwersytet Princeton, władał kilkunastoma językami. Szybko wypatrzył go wywiad amerykański.
Ostateczną decyzję, zabić Heisenberga czy nie, miał podjąć sam Berg. Zależało to od tego, czy podczas wykładu Heisenberg w jakiś sposób zdradzi, że Niemcy są bliscy zbudowania bomby atomowej. Berg doprowadził do bezpośredniego spotkania z niczego nieświadomym Heisenbergiem. Wówczas wybitny fizyk powiedział mu, że Niemcy przegrają wojnę. Wtedy Berg doszedł do wniosku, że Niemcy nie tylko nie mają bomby, ale są jeszcze daleko od jej stworzenia. I darował życie Heisenbergowi.
Bitwa o ciężką wodę
Obie strony wyścigu, którego celem było stworzenie bomby atomowej, szybko zorientowały się, że do produkcji nowego rodzaju broni niezbędna jest ciężka woda. To odmiana zwykłej wody, której wytwarzanie jest skomplikowane i czasochłonne. Tylko ciężką wodę można było wykorzystać do zatrzymywania neutronów wewnątrz reaktora, a tym samym do podtrzymywania energii jądrowej. Była absolutnie niezbędna do produkcji broni atomowej.
Jedynym wytwórcą ciężkiej wody w Europie były zakłady elektrolizy w Vemork w Norwegii. W połowie 1940 roku Wehrmacht zdobył Norwegię. Niemcy uzyskali nieograniczony dostęp do ciężkiej wody. Natychmiast zdecydowali zwiększyć jej produkcję z 500 kilogramów do 5 tysięcy kilogramów rocznie. W tej sytuacji dla Amerykanów stało się jasne, że Niemcy znają wartość tej substancji. Od tej chwili, przez kolejne cztery lata, zakłady w Vemork stały się jednym z najważniejszych celów alianckiego wywiadu. Konkretnie zajmował się tym wywiad brytyjski.
Za pierwszym razem premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill nakazał zbombardować fabrykę ciężkiej wody. Nie udało się. Fabryka leżała w górach z głębokimi wąwozami. Poza tym niemieckie samoloty panowały w powietrzu. Ani jedna z bomb nie trafiła do celu.
Więc do Vemork wysłano 34 brytyjskich saperów. Zrzuceni na spadochronach mieli zniszczyć fabrykę i uciec do neutralnej Szwecji. Ta operacja była pierwszym przykładem wykorzystania alianckich sił powietrzno-desantowych w czasie drugiej wojny światowej. Zakończyła się całkowitym fiaskiem. Z powodu złych warunków pogodowych samoloty transportujące saperów rozbiły się w górach. Ocaleli Anglicy wpadli w ręce Niemców i zostali rozstrzelani.
Do kolejnej akcji wysłano norweskich komandosów. Na brytyjskim poligonie przeszli trening, ćwicząc zakładanie ładunków wybuchowych w naturalnej wielkości makiecie zakładów w Vemork. Operacja była połowicznie udana. Norwegowie zniszczyli część urządzeń produkcyjnych i 1,5 tony ciężkiej wody.
Nieuchronna klęska
Pod koniec 1943 roku Niemcy przestali być panami na niebie. Alianci zrezygnowali z finezyjnych akcji. Do zbombardowania fabryki ciężkiej wody wysłali 150 bombowców w silnej obstawie samolotów myśliwskich. Zakłady przestały istnieć. Lecz podziemne żelbetonowe magazyny, przechowujące 16 tysięcy ton ciężkiej wody, pozostały nienaruszone.
Wówczas Niemcy podjęli decyzję o przewiezieniu do Rzeszy zmagazynowanej ciężkiej wody. Dowiedział się o tym norweski ruch oporu. Norwegowie podłożyli ładunki wybuchowe pod statkiem przewożącym ciężką wodę. Cały ładunek poszedł na dno. Tak się skończyły marzenia niemieckiej generalicji o bombie atomowej. Pod koniec wojny tylko w niej widzieli wybawienie od nieuchronnie nadchodzącej klęski.
Ryszard Sadaj