Tryska energią, czaruje uśmiechem, imponuje polszczyzną. Z jednej strony sumienna i odpowiedzialna, najstarsza z piątki rodzeństwa. Z drugiej – wesoła i wygadana, typowa nastolatka. Tegoroczna absolwentka liceum Glenbard South w Glen Ellyn i córka polskich imigrantów już za parę dni wyruszy na podbój Princeton University, który wybrała spośród kilkunastu najlepszych uczelni w kraju, do których się dostała. U progu nowego roku szkolnego opowiedziała nam, jak tego dokonała.
18-letnia Emily Puchalski z Glen Ellyn, na zachodnich przedmieściach Chicago, minionej wiosny miała twardy orzech do zgryzienia. Musiała wybrać pomiędzy studiami na uniwersytetach Harvarda, Princeton, Yale, Brown i Dartmouth – pięciu z prestiżowej ósemki tzw. Ivy League, grupy najlepszych uczelni w Stanach Zjednoczonych i jednych z najlepszych na świecie.
Jakby tego było mało, dostała się również do elitarnej politechniki MIT (Massachusetts Institute of Technology) oraz dziesięciu innych świetnych prywatnych i publicznych uniwersytetów w całym kraju.
Wybrała Princeton, gdzie wyrusza 21 sierpnia, aby rozpocząć studia z inżynierii chemicznej i biologicznej. Princeton University w News Jersey to najlepsza uczelnia w Stanach Zjednoczonych w roku akademickim 2024/25, według rankingu U.S. News and World Report.
Na Harvardzie ludzie wydawali jej się „trochę za bardzo nadęci”, a w Yale – „trochę za bardzo wyluzowani”. Princeton jest mniejszy, bardziej zorientowany na studenta, a ludzie najbardziej entuzjastyczni – twierdzi. Pomógł też fakt, że uczelnia zaoferowała jej największą pomoc finansową.
– Wiem, że będzie trudno – mówi rozpromieniona Emily, na którą wszyscy mówią Emilka.
Zorientowała się też, że różni się nieco od przydzielonych jej trzech współlokatorek, z którymi wkrótce zamieszka.
– Wszystkie chodziły do prywatnych szkół, pochodzą z zamożnych rodzin, często jedynaczki, a ich rodzice i/lub dziadkowie też studiowali w Princeton. Całe życie chciały tam iść. Ja panikowałam, że nigdzie się nie dostanę – śmieje się.
Przez kury do Princeton
Emilka wciąż nie dowierza, jak wszystko się potoczyło. Złożyła 18 podań na studia w obawie, że „nigdzie się nie dostanie”. Każdy pomagał tak jak mógł, ale drogę wytyczyła sobie sama, gdyż ani rodzice, którzy nie skończyli studiów, ani doradcy z niedużego liceum, do którego uczęszczała, nie mieli doświadczenia w procesie aplikacji do szkół z grupy Ivy League.
Podejrzewa, że pomogły lata aktywności w klubach i drużynach szkolnych, zaangażowanie w lokalną społeczność oraz eseje aplikacyjne, w które włożyła ogromną ilość pracy. Udały się też interviews, czyli rozmowy z przedstawicielami uczelni, na które była zapraszana.
– Ludzie myślą, że wystarczy się dobrze uczyć i grać w sport, żeby dostać się na dobre studia. To nieprawda. Poświęciłam bardzo dużo czasu, żeby napisać kreatywny esej – i to niejeden – wyznaje Emilka.
W głównym eseju aplikacyjnym, w Stanach Zjednoczonych zwanym Common App Essay, Emily powiązała swoją ciekawość i zainteresowanie chemią z polskimi korzeniami, przywołując wakacje na wsi u rodziny w Polsce.
– Dlaczego u babci w Polsce kury jedzą pokrzywę, natomiast ludzi ona parzy? Okazuje się, że jest w tym dużo biologii i chemii. Tak pokazałam w eseju moją ciekawość. Dla ludzi od rekrutacji to było coś niecodziennego, fascynującego. Dopytywali się potem o te kury podczas interview – śmieje się Emily.
Oprócz głównego eseju niektóre szkoły wymagały dodatkowego. Tu znowu trzeba było wykazać się pomyślunkiem i wiedzą, na co kładzie nacisk dana szkoła.
– W eseju dla Princeton przywołałam pracę w laboratorium w Lemont, dla Yale nawiązałam do literatury wschodnioeuropejskiej, MIT jest bardziej techniczny, więc pisałam coś o malowaniu… – wylicza Emily.
Proces składania aplikacji zapamięta jako długi, skomplikowany i wyczerpujący. Gdy tylko się zakończył, przyszła pora na nową serię podań – o stypendia. Odetchnęła z ulgą, gdy udało się jej uzbierać odpowiednią sumę. Koszt pierwszego roku w Princeton, z zakwaterowaniem, ze stu tysięcy dolarów spadł praktycznie do zera – dzięki stypendiom.
– Wysłałam dziesiątki wniosków. Trzeba szukać stypendiów, bo nie wszystkie programy się reklamują: stypendia chemiczne, polonijnych organizacji, nawet z pola golfowego. Każdy cent się liczy – podpowiada Emily.
Laboratorium, Springfield i polska szkoła
Nie bez znaczenia była też aktywność, którą Emilka wykazała się przez cztery lata szkoły średniej.
W liceum działała m.in. w klubie matematycznym, samorządzie uczniowskim, klubach politycznych. Była kapitanem tenisowej drużyny, którą doprowadziła na zawody stanowe.
Poza szkołą działała w Wydziale Zdrowia powiatu DuPage jako ambasador ds. młodzieży. Doprowadziło ją to do spotkania z gubernatorem J.B. Pritzkerem i legislatorami w Springfield, gdzie lobbowała na rzecz środków na zdrowie psychiczne i zapobieganie uzależnieniom wśród młodzieży.
Ponieważ interesuje ją polityka, służyła też jako sędzia elekcyjny w powiecie DuPage. W programie kongresmena Seana Castena została wybrana jako Stem Scholar.
Bardzo pozytywnie wspomina również swoją działalność typu outreach w Narodowym Laboratorium Argonne w Lemont, gdzie jej zadaniem było przekładanie trudnej nauki na codzienny język dla członków okolicznej społeczności.
Emilka skończyła też Polską Szkołę im. Faustyny Kowalskiej w Lombard, gdzie do dziś ze wzruszeniem wspomina inspirujące nauczycielki oraz ulubione przedmioty – historię i geografię.
– Zawsze lubiłam się uczyć i czytać – w szkole i poza szkołą. Nikt nie może ci zabrać wiedzy, którą nabyłeś w życiu. Próbowałam wielu rzeczy, ale do niczego się nie zmuszałam. Robiłam to, co lubiłam i lubiłam to, co robiłam. Myślę, że to pomogło – twierdzi Emily.
Fajnie i wesoło
Szkoła to przecież nie wszystko. Jest jeszcze rodzina, domowe obowiązki, ważna rola starszej siostry dla czworga rodzeństwa – w wieku 16, 11, 6 i 4 lat. Emily mówi, że jest wdzięczna za swoją dużą rodzinę, w której zawsze jest „fajnie i wesoło”.
– Pomagam, jak mogę. Czasami denerwuje mnie, że są tacy mali i głośni, kiedy ja chcę się uczyć. Wyjazd z nimi do sklepu to doświadczenie, którego nie życzę nikomu – śmieje się 18-latka. – Ale wspierają mnie zarówno w szkole, jak i poza szkołą – dodaje.
Rodzice Emily wyjechali do Stanów tuż po szkole średniej. Mama pochodzi z Warszawy, a tata ze Straszęcina, niewielkiej miejscowości niedaleko Dębicy. Karolina Puchalski zajmuje się domem i dziećmi. Piotr Puchalski prowadzi rodzinną firmę PJ Hardwood Flooring, ale ma za sobą cztery lata w U.S. Marines.
Emily długo zastanawia się nad pytaniem o dyscyplinę w domu.
– Oh man, nie wiem, co powiedzieć. Rodzice nie są surowi… ale mają swoje oczekiwania, każdy zna swoje miejsce. W domu jest rozsądna dyscyplina. Nic bez powodu. Jest etyka pracy, której nauczyłam się od rodziców. Oboje są bardzo pracowici – mówi Emilka.
Według Karoliny Puchalski, Emilka jako dziecko była raczej nieśmiała. Do wieku 4 lat mówiła tylko po polsku. W podstawówce dostała się do klasy dla uzdolnionych uczniów. W gimnazjum sama zaczęła szukać dodatkowych zajęć i wolontariatów, i nabrała pewności siebie. Dyscyplina, ambicja i wytrwałość to cechy, które odziedziczyła po tacie.
– Dzieci trzeba zachęcać, popychać i angażować w różne zajęcia – twierdzi Puchalski. – One nie zdają sobie sprawy, jakie to ważne, aż do czasu, kiedy to zaowocuje. – Cieszę się, że Emilka wychodzi w świat, bo ona jest go tak ciekawa! Ona jest po prostu gotowa – podsumowuje Karolina Puchalski.
Sky is the limit
Haresh Harpalani, nauczyciel matematyki z liceum Glenbard South, nazwał Emily jedną z najlepszych uczennic w jego 30-letniej karierze.
„Była oczywiście wybitną uczennicą matematyki – dociekliwą, precyzyjną i wnikliwą. Ale poza tym ma bezgraniczną energię, entuzjazm i pasję do budowania społeczności zarówno w klasie, jak i poza nią oraz dążenie do doskonałości we wszystkich swoich działaniach (…)” – napisał w e-mailu o swojej byłej uczennicy.
Emilka śmieje się, że cztery lata nie wystarczą, aby wchłonąć wiedzę ze wszystkich dziedzin, które ją interesują. Wciąż zastanawia się nad kierunkami studiów. Choć wybrała inżynierię chemiczną i biologiczną, interesuje ją też materiałoznawstwo (Material Science), ekonomia ilościowa (Quantitative Economics), matematyka, polityka, biznes, biotechnologia.
– A może połączyć to wszystko i tłumaczyć politykom rzeczy związane z nauką? – zastanawia się.
Zdaniem Harpalani, dla Emily nie ma granic –„sky is the limit”.
„To osoba o ogromnym potencjale akademickim i przywódczym, która ma zapał, uwagę i predyspozycje do realizacji każdego ze swoich marzeń” – podsumował.
Te marzenia wbrew pozorom nie są sprecyzowane.
– Nie mam konkretnego marzenia. Chyba tylko to, żeby wywrzeć swoim życiem pozytywny wpływ na świat – i to nie musi być na tle akademickim – mówi 18-latka.
Joanna Marszałek
[email protected]