Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 22 grudnia 2024 20:10
Reklama KD Market

Legenda kapitana „Hala” – rodzina Stykowskich w Warszawie i Chicago w 80. rocznicę Powstania Warszawskiego

Kapitan „Hal” Wacław Stykowski (na pierwszym planie piąty od lewej strony) fot. arch. rodz.

Jacek Stykowski: Już podczas powstańczego zrywu śpiewano piosenki o moim ojcu

80. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego, obchodzona w czwartek 1 sierpnia br., przywołała szczególne wspomnienia – nie tylko związane ze zrywem z 1 sierpnia 1944 roku – u rodziny śp. kapitana Wacława Stykowskiego pseudonim „Hal”, mieszkającej w Warszawie i w Chicago. Bratanek kpt. „Hala”, Rafał Stykowski, prezes firmy RadarSat oraz przedstawiciel Sling TV w USA, zafascynowany historią rodzinną, zachęca do zapoznania się z książkami i blogiem jego wujka Jacka Stykowskiego.

Wacław Stykowski fot. arch. rodz.

Autor publikacji „Kapitan „Hal”. Kulisy fałszowania prawdy o Powstaniu Warszawskim ’44”, Jacek Stykowski,  w wywiadzie z „Dziennikiem Związkowym” podkreśla, że chociaż nie jest zawodowym historykiem, podjął się badań, aby odpowiedzieć „fałszerzom historii”, którzy oczerniali w swoich publikacjach kapitana „Hala” i jego żołnierzy, oskarżając ich o antysemityzm i zbrodnie, których – jak udokumentował Jacek Stykowski – nie popełnili.

„Na blogu Kapitan Hal reaguję na takie właśnie rzeczy w odpowiedzi na oszczercze i oczerniające książki, publikacje i filmy” – zachęca do odwiedzenia strony https://kapitanhal.blogspot.com.

Kapitan „Hal” zmarł w 1981 r., a jego życie dla rodziny Stykowskich pozostaje źródłem dumy oraz inspiracji. „Rodzice chronili nas przed informacjami o ich patriotyzmie i heroicznych walkach” – mówi Jacek Stykowski, nawiązując do czasów PRL-u, w których dorastał. „Nie można było rozmawiać o tym, że ojciec czy matka byli w konspiracji czy w AK” – dodaje.

Żona kapitana, Halina, z domu Zielińska, pseudomin „Chmurka” w czasie Powstania Warszawskiego pełniła funkcję dowódcy sekcji łączności w sztabie „Hala” oraz funkcję telefonistki, a jej ojcem był Stanisław Zieliński, sierżant „Groźny”. Z kolei brat kapitana „Hala”, Czesław Stykowski, zginął w obronie Warszawy 7 września 1939 r.

Kapitan „Hal” nie uniknął represji ze strony komunistów. W 1949 r. został aresztowany przez bezpiekę i przebywał ponad rok w areszcie śledczym na warszawskim Mokotowie. Te wszystkie doświadczenia nie tylko wpłynęły na jego życie, ale także ukształtowały rodzinną narrację o patriotyzmie i walce o prawdę.

Joanna Trzos: Każda nadchodząca rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego 1 sierpnia 1944 roku jest dla Pana szczególnie ważna, bo losy rodziny Stykowskich są związane z tym zrywem.

Jacek Stykowski: Dla naszej rodziny jest to dosyć istotne ze względów na to, że duża część rodziny brała udział w konspiracji, w działaniach Polskiego Państwa Podziemnego i byli uczestnikami Powstania Warszawskiego `44. Przede wszystkim w te działania konspiracyjne, wojskowo zaangażowany był mój tata Wacław Stykowski, późniejszy kapitan „Hal”, który w konspiracji miał pseudonim „Gorczyc”. Ale spośród rodziny w działaniach tych brał udział mój dziadek, tata mojej mamy – Stanisław Zieliński, sierżant „Groźny” i moja mama, która miała pseudonim „Chmurka”. Rodzice pobrali się podczas okupacji w 1941 roku. Mama, z domu Zielińska, wyszła za kapitana „Hala”. Także cała moja rodzina  w tę rocznicę jest zaangażowana. Z kolei brat mojego taty, Czesław Stykowski, uczestniczył w wojnie obronnej 1939 roku i zginął w obronie Warszawy 7 września 1939 r.

Kapitan „Hal” Wacław Stykowski (trzeci od lewej) fot. arch. rodz.
Żona kpt. Wacława Stykowskiego Halina z domu Zielińska fot. arch. rodz.

A jak wyglądało dorastanie z ojcem, który miał taką przeszłość? Jakie były etapy kształcenia się Pana świadomości dotyczącej historii kapitana „Hala”?

– Oczywiście, muszę Pani powiedzieć, że czasy PRL-u były niełatwe. O takich rzeczach nie można było rozmawiać. Mój ojciec został aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa Wewnętrznego po powrocie do Polski. Po kilku latach pobytu w kraju został osadzony w więzieniu na Rakowieckiej. Ja urodziłem się w 1952 roku i informacjami o Armii Krajowej, Powstaniu Warszawskim czy Polskim Państwie Podziemnym zainteresowałem się jak już byłem dorosły. Informacje te można było usłyszeć tylko od ludzi, którzy dobrze się znali. Młodzież taka jak ja, kiedy uczęszczałem do szkoły, na lekcjach historii w ogóle nie słyszała o tych sprawach. Nie można było rozmawiać o tym, że ojciec i matka byli w konspiracji i byli żołnierzami  Armii Krajowej. Gdyby dowiedzieli się o tym ludzie z UB, którzy interesowali się takimi osobami jak mój ojciec, wtedy ponosilibyśmy konsekwencje w postaci różnych utrudnień, zakazów, a nawet aresztowań. Bardzo dużo ludzi zostało osadzonych w tamtych latach w więzieniach i skazanych za udział w konspiracji oraz w Powstaniu Warszawskim `44.

Kiedy rozpoczął Pan rozmowy ze swoim tatą na te trudne tematy związane z jego powstańczą i wojskową historią życia?

– Muszę powiedzieć, że zacząłem rozmawiać z tatą na ten temat dopiero jako dorosły człowiek, w latach 70. i 80.. Prosiłem go, aby opowiedział, jak to wszystko wyglądało. Usłyszałem niektóre rzeczy. Pamiętam, że w imieniny mojego taty Wacława, które obchodzimy we wrześniu, odwiedzało go wielu kolegów, składając mu życzenia. Byli to ludzie z konspiracji. Jako dzieciaki nie zdawaliśmy sobie sprawy, że to właśnie byli koledzy żołnierze, którzy wspólnie walczyli o wolność Polski. Polska wówczas nie była wolna, była ciągle zniewolona. Mieliśmy taki ustrój, jaki mieliśmy. Te lata komunizmu i wprowadzania go w Polsce były okrutne.

Jakie były wspomnienia kapitana „Hala” z Powstania  Warszawskiego?

– Jeżeli chodzi o Powstanie Warszawskie `44, tata miał różnego rodzaju odczucia. Najważniejsze wspomnienia taty, kiedy był już po 60-tce, nagrywałem podczas rozmów na magnetofon ZK 240, który produkowany był na licencji zachodniej. W tych nagraniach tata opowiadał swoje refleksje odnośnie samego wybuchu Powstania Warszawskiego `44, dlatego, że Warszawa nie była w ogóle przewidziana w żadnych planach związanych z wybuchem powstania. Dopiero w ostatnim okresie dowództwo zadecydowało, że wybuchnie powstanie w Warszawie. Oczywiście w czasach okupacji żołnierze późniejszej Armii Krajowej zaczęli działać. Warto wspomnieć, że Polskie Państwo Podziemne organizowało oddziały wojskowe w sposób zakonspirowany. Ludzie chcieli coś zrobić, aby wyzwolić się z okupacji niemieckiej. Robili to w ukryciu. Organizowano różnego rodzaju grupy bojowe. Mój tata, po zakończeniu działań obronnych w 1939 r. (między Bielanami i Żoliborzem – był wówczas dowódcą kompanii)  nie poszedł do niewoli i już w październiku `39 r. organizował  podziemną grupę bojową pod nazwą: Związek Czynu Zbrojnego. Był samodzielnym komendantem tej grupy w Warszawie. Grupa szybko się rozrastała i w pewnym okresie liczyła około 1500 osób. Później  ZCZ połączył się z Polską Organizacją Zbrojną, gdzie mój tata był dowódcą oddziałów w dzielnicy Wola. POZ wszedł następnie w skład Związku Walki Zbrojnej. Ostatecznie wszystkie scalone oddziały przekształciły się w Armię Krajową, która podczas okupacji działała na terenie całego kraju i liczyła, według dostępnych źródeł historycznych, około 250 tysięcy ludzi.

Czy te rozmowy były wtedy trudne dla kapitana „Hala”? W jaki sposób Pana tata o tym wszystkim opowiadał? 

–Tata był już w bardzo ciężkim stanie, ponieważ umierał na raka płuc, co skłoniło go do tego, żeby to wszystko o sobie mi opowiedzieć. Moi rodzice chronili nas wcześniej przed tą wiedzą. Było nas troje: moja siostra Elżbieta, mój brat Wojtek i ja, najmłodszy. Chronili nas przed informacjami o organizacjach, do których należeli, o ich patriotyzmie i heroicznych walkach. 

A co kapitan „Hal” mówił o budowaniu nowego, powojennego życia? O okresie po 1945 roku, kiedy powrócił z obozu przejściowego w Monachium do Polski.

– Mój tata wrócił do Polski, ponieważ była tu jeszcze duża część rodziny, a przede wszystkim moja mama i moja siostra. Mój brat jeszcze się nie urodził, bo przyszedł na świat w 1946 roku. Tata przystąpił do budowania nowej Polski, wierząc, że może ona stać się krajem demokratycznym, wolnym i normalnie rozwijającym się. Zaczął organizować rzemiosło na Dolnym Śląsku. Przed Powstaniem i przed II Wojną Światową pracował w Izbie Rzemieślniczej w Warszawie. Po powrocie z Monachium zgłosił się do Ministerstwa Przemysłu i został skierowany do organizacji rzemiosła na terenach wyzwolonych Dolnego Śląska. Zamieszkał we Wrocławiu i przez pewien okres czasu organizował tam rzemiosło i różne cechy rzemieślnicze. Jednak mój brat tam zachorował na serce, a lekarze powiedzieli, że klimat nad Odrą mu nie służy, więc tata wrócił do Warszawy i przeszedł do Spółdzielczości Inwalidzkiej, jako jeden z jej współorganizatorów. Był na różnych kierowniczych stanowiskach. Zawsze był człowiekiem czynu, zawsze coś organizował i chciał zostawić coś po sobie.

Czy mógłby Pan opowiedzieć więcej o wojskowej karierze swojego ojca przed i w czasie Powstania Warszawskiego? Jakie były jego kluczowe działania?

– Muszę na wstępie powiedzieć, że mój tata po maturze odbywał obowiązkową służbę wojskową w Dywizyjnej Szkole Podchorążych Rezerwy Piechoty w Grodnie. W styczniu 1936 r. został podporucznikiem rezerwy. Tata miał wyjątkowe umiejętności organizacyjne. W lipcu i w początkach sierpnia 1939 r. odbył 6-tygodniowy kurs dla oficerów – komendantów za i wyładowczych – w szkoleniu na kierowników węzłów kolejowych. Zmobilizowany 15 sierpnia 1939 roku z przydziałem do 21 p.p. w Warszawie w dyspozycji Sztabu Głównego. Pracuje w transporcie kolejowym. Między innymi organizując transporty dla Armii Poznań tuż przed wybuchem wojny. Po czym na rozkaz dowódcy ppłk Henryka Edwarda Lergetporera powrócił do  Warszawy. Następnie, poszukując przydzielonego sztabu, udał się w kierunku Mińska Mazowieckiego. Niestety sztabu nie znalazł. Z różnych rozbitych oddziałów zorganizował grupę wojskową, którą przyłączył do batalionu kapitana Feliksa Pioruna i walczyli w okolicach Kałuszyna, Siennicy, Kołbieli i Otwocka, przebijając się do Warszawy. Po dotarciu do stolicy zameldował się u generała Waleriana Czumy, po czym został skierowany do Cytadeli i wyznaczony na dowódcę kompanii. Z rozkazu przyłączył się do Pułku piechoty Legionu Bajończyków i brał udział w walkach na Żoliborzu, Młocinach i Bielanach. 28 września 1939 roku między Bielanami a Żoliborzem zakończył kampanię wrześniową. Po kapitulacji Warszawy – jak wcześniej wspomniałem – nie poszedł do niewoli i zaczął organizować grupę konspiracyjną Związek Czynu Zbrojnego, która później w strukturach Armii Krajowej brała udział w Powstaniu Warszawskim`44. Po reorganizacji jego żołnierze walczyli w różnych oddziałach na terenie Warszawy.

Z Pana publikacji dowiadujemy się, że kapitan „Hal” przyczynił się do utrzymania jednego z odcinków tzw. „twardego frontu”? Czy może Pan więcej o tym opowiedzieć?

– To jest mało znana historia i dopiero od niedawna  zaczyna się o tym mówić.  Tzw.  „twardy  front” charakteryzował się tym, że przez całe Powstanie Warszawskie `44, przez ten front nie przeszedł ani jeden żołnierz niemiecki. Oczywiście linia tego „twardego  frontu” zmieniała się o jedną, dwie ulice, ale z powrotem te ulice były odbijane. Linia „twardego frontu” utrzymała się  wzdłuż ul. Grzybowskiej, od ul. Wroniej do Placu Grzybowskiego, gdzie walczyły oddziały pod dowództwem komendanta III Obwodu Wola, dowódcy Odcinka Bojowego Północnego kpt. Wacława Stykowskiego.

I może odwołam się tutaj do tego, że 9 września 1944 roku Biuletyn Informacyjny, naczelny organ prasowy Komendy Głównej Armii Krajowej, pisał: „Jest w powstańczej Warszawie odcinek frontu, który wybitnie odznaczył się w czasie tych sześciu tygodni walk […] Jest to front o najwyższych wartościach bojowych. Twardy, zacięty front nieustępliwych żołnierskich piersi. Kiedyś historia w zadumie opowie za pomocą jak nikłych środków żołnierze ci przeciwstawiali się 6-tygodniowej nawale ognia i żelaza[…] Żołnierze tego odcinka swą heroiczną postawą wyświadczają walczącej stolicy usługę bardzo doniosłej miary: skupiając na swoich piersiach najintensywniej uderzenia nieprzyjaciela, odgrywają tym samym rolę tarczy dla pozostałych dzielnic miasta, nawet najbardziej od ich pozycji odległych”

Oczywiście na innych pododcinkach „twardego frontu” walczyły różne oddziały. Najbardziej znany to Grupa Chrobry II. Dodam, że na mocy rozkazu Dowódcy AK nr 406 z dnia 9 września 1944 r. kapitan „Hal” odznaczony został krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari V klasy. Żołnierze kapitana „Hala” (a precyzyjnie batalionu im. Sowińskiego) utrzymali do końca Powstania 1944 r. magazyny (Makowskiego) browaru Haberbuscha i Schielego  przy ul. Ceglanej. Był to największy spichlerz głodującej stolicy.

Czy z działaniami podczas walk powstańczych związane są  późniejsze ataki i oskarżenia wysuwane już po śmierci kapitana „Hala”? W tych publikacjach opisywane jest wydarzenie w Warszawie z 11-12 września 1944 r., w domu przy ul. Prostej 4 oraz w piwnicy i na posesji przy ul. Twardej 30, gdzie niezidentyfikowana grupa zbrojna zamordowała kilkanaście osób, w tym kobiety i dzieci. Nigdy nie ustalono tożsamości tych ofiar, rzekomo Żydów.

– Istnieją publikacje oczerniające żołnierzy AK z oddziałów kpt. „Hala”. Są to oskarżenia o dokonanie  morderstw kilkunastu osób ludności cywilnej, w tym kobiet i dzieci. Pierwszą z nich jest książka „Wicher wolności” autorstwa Wacława Zagórskiego wydana kilkanaście lat po wojnie w Londynie. Książka jest formą ścisłego pamiętnika opisującego dzień po dniu trudny czas powstania, ale zawiera wiele niedokładności i pomyłek.  Na przykład historia tzw. mordów na ulicy Twardej i Prostej została w tej książce opisana z przesuniętą datą o dwa tygodnie, jakby miały miejsce pod koniec Powstania Warszawskiego. W rzeczywistości zdarzenia te miały miejsce na początku września, 10 i 11-12 września 1944 roku. Pan Zagórski w swojej książce oczernia kapitana „Hala” i jego żołnierzy. Oskarżając ich o te zbrodnie opisuje je w obraźliwy sposób, że zbrodni tej dokonali „dranie z przybocznej bojówy Hala” czyli żołnierze AK z oddziałów kpt. „Hala”.

Kim był autor podczas Powstania Warszawskiego?

– Wacław Zagórski ps. „Lech Grzybowski”, dowódca batalionu w grupie Chrobry II, który okresowo był podporządkowany  dowódcy odcinka bojowego Kapitanowi Wacławowi Stykowskiemu ps. Hal. Kpt. Hal i por./kpt. Lech Grzybowski byli z sobą skonfliktowani, krótko mówiąc nie przepadali za sobą. Wielką burzę wywołał jednak artykuł Michała Cichego opublikowany w „Gazecie Wyborczej” na 50. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, zatytułowany „Polacy – Żydzi: Czarne karty Powstania”, z wstępem redaktora naczelnego Adama Michnika. Pomysł Zagórskiego postanowił kontynuować Cichy, który opisywał te sprawy, opierając się na dostępnych dokumentach. Dokumenty Cichy mógł przejrzeć, jednak manipulował nimi, aby dopasować fakty do z góry założonej tezy o mordowaniu niedobitków z getta warszawskiego  przez żołnierzy AK. Trzeba było oskarżyć powstańców warszawskich o mordowanie cywilów pochodzenia żydowskiego. W swojej książce odniosłem się do tego artykułu, przedstawiając dokumenty, które pokazują, że nieprawdziwe jest stawianie takich zarzutów pod adresem żołnierzy Armii Krajowej, ponieważ zbrodni tych dokonali inni sprawcy.

Czyli to skłoniło Pana bezpośrednio do pracy nad książką „Kapitan „Hal”. Kulisy fałszowania prawdy o Powstaniu Warszawskim ’44”?, która została wydana w 2017 r.?

– Związane z tym jest też wydarzenie, które zapamiętałem doskonale. Byłem  na spacerze z wnukami i weszliśmy do księgarni w centrum handlowym Sadyba Best Mall w Warszawie. Tam natrafiłem na świeżutką książkę „Warszawa 1944. Tragiczne powstanie” autorstwa Alexandry Richie. Wie Pani jak to jest, gdy ma się takich rodziców jak ja, sięga się po książki o Powstaniu Warszawskim. Otworzyłem tę książkę i wyszukałem pseudonim taty i na pierwszej stronie przeczytałem, że kapitan „Hal” walczył dzielnie. Wszystko było w porządku, dopóki na drugiej stronie nie natrafiłem na informację, że mój ojciec został oskarżony o antysemityzm, bo jego ludzie podczas Powstania Warszawskiego w okolicach browaru Haberbuscha zamordowali około trzynastu Żydów. Wtedy po prostu się wkurzyłem. Pomyślałem: „Nie może być tak, że takie bzdury są publikowane”.  Z jednej strony miałem na myśli artykuł z „Gazety Wyborczej”, a z drugiej – takie książki jak ta, które zaczynały powstawać. Kiedy zacząłem bardziej interesować się tymi sprawami, odkryłem ile od 1989 roku, po transformacji Polski z PRL do Rzeczypospolitej Polskiej, napisano książek, które oczerniają Powstańców Warszawskich, w tym żołnierzy kapitana „Hala” oraz samą postać mojego ojca. Z ubolewaniem stwierdzam, że w tym gronie publicystów jest wielu historyków. Z nimi to jest tak: jak jeden coś napisze, to następny się na niego powołuje i robi przypis bez sprawdzania, czy to prawda, czy nieprawda. Następni są już tak pewni, że dokładają coś od siebie i tak koło oczerniających rośnie.

Warto dodać, że wspomniana przez Pana książka „Warszawa 1944. Tragiczne powstanie” autorstwa Alexandry Richie miała patronat honorowy Muzeum Powstania Warszawskiego.

– Dlatego zwróciłem się do Muzeum Powstania Warszawskiego i w wysłanym liście zapytałem wprost: jak mogą wspierać takie książki? Skontaktowałem się z działem historycznym muzeum i spotkałem tam bardzo życzliwych ludzi, którzy mi pomogli. Spotkałem się również z Panią Aleksandrą Richie i zapytałem o to, dlaczego oskarża w swojej książce mojego ojca, kapitana „Hala”, o antysemityzm. Zastanawiałem się, na jakiej podstawie ona to napisała. Usłyszałem, że powołała się na Gunnara S. Paulssona, kanadyjskiego historyka pochodzenia szwedzkiego, który wykłada na Oxfordzie.

Odpowiedziała również, że jeśli wybitny historyk, taki jak Gunnar Paulsson, pisze tak o tej sprawie, to takich rzeczy się po nim nie sprawdza. Z kolei Paulsson w swojej pracy powoływał się na wspomnianą „Gazetę Wyborczą” i Cichego, a nie na dokumenty archiwalne. To jasno pokazuje, o co tu chodzi. Sprawa była w zasadzie grubymi nićmi szyta, mając na celu jedynie obciążenie powstańców warszawskich, sugerując, że byli odpowiedzialni za wymordowanie Żydów, którzy pozostali z getta. To nieprawda, i to udowodniłem. Zresztą, na mojej stronie, Blogu Kapitan „Hal” (https://kapitanhal.blogspot.com/)  opublikowany jest wyrok sądowy, który to potwierdza.

Jacek Stykowski fot. arch. rodz.

Czy  Pana ojciec spodziewał się aresztowania przez bezpiekę, którego doświadczył w 1949 r.?

– Muszę powiedzieć, że wszyscy akowcy spodziewali się, że prędzej czy później będą prześladowani, dlatego się ukrywali. Jeśli Państwo nie wiecie, to wielu ludzi na wysokich stanowiskach dowódczych lub średniego szczebla z konspiracji i powstania ukrywało się pod różnymi innymi nazwiskami. Mój tata nie ukrywał się pod żadnym innym nazwiskiem i nie zmienił swojego nazwiska. W końcu przyszła pora, żeby go aresztować. Siedział przez rok w więzieniu Mokotowskim na ul. Rakowieckiej bez postawienia zarzutów, po czym został zwolniony.

Trzeba jednak wrócić tu do konspiracji. Podczas reorganizacji, która nastąpiła, kiedy utworzono Polski Związek Powstańczy, Armię Krajową, mój tata został w marcu 1944 roku z Woli skierowany do pracy w Warszawskim Okręgu Armii Krajowej. Tata był kwatermistrzem tuż przed powstaniem, ale miał umówione z dowództwem Okręgu, że w momencie, kiedy wybuchnie powstanie, wróci na swoje stanowisko dowódcy drugiego rejonu w III Obwodzie Wola. Pracując w kwatermistrzostwie sprawował również odpowiedzialną funkcję szefa działu rachunkowo-pieniężnego intendentury IV wydziału Sztabu Okręgu Warszawskiego AK. W tamtym czasie miał pseudonim „Mer”, a to była podwójna konspiracja. Bardzo niewielu ludzi wiedziało, czym się zajmował. Ja dotarłem do dokumentu, który w lakoniczny sposób to potwierdza.

Po przeprowadzeniu badań w różnych archiwach, myślę, że gdyby ci prześladowcy z UB, którzy aresztowali ojca, wiedzieli o tym jego stanowisku, nie wypuściliby go. Prawdopodobnie zostałby sądownie zamordowany w tak zwanych „procesach kiblowych”. Prokurator i sędzia w celi wydający wyrok śmierci. Chodziło o pieniądze. Kto w konspiracji miał do czynienia z pieniędzmi, za komuny był w dużym niebezpieczeństwie. Komuniści szukali „kasy”. Tak było i tutaj można powiedzieć, że miał wiele szczęścia, bo prawdopodobnie nikt nie zeznał na jego niekorzyść.

Po ponad roku więzienia kapitan „Hal”  wyszedł na wolność. Jak potem toczyło się jego życie?

– Normalnie wrócił do pracy. Pracował i raczej już nie było żadnych wątpliwości co do jego przeszłości, bo ta została już odkryta i znana. Bardziej ukrywali się moja mama i mój dziadek – Stanisław Zieliński, którzy do samego końca nie mówili, kim byli w konspiracji. Moja mama w oddziałach kapitana „Hala” była dowódcą sekcji łączności. Zajmowała się łącznością, sekretariatem i kolportażem. Zajmowała się  rozprowadzaniem różnego rodzaju podziemnej prasy do różnych oddziałów i kontaktowała się z różnymi innymi Obwodami AK. Przenosiła różnego rodzaju rozkazy i informacje. Stanisław Zieliński, mój dziadek, pracował na kolei jako maszynista, więc również woził tę prasę po całej Polsce, ponadto w lokalu własnym dziadka przy Pl. Kazimierza Wielkiego 7 w Warszawie prowadzona była konspiracyjna szkoła podchorążych. Dziadek brał udział w Powstaniu Warszawskim ’44 walcząc w oddziałach kpt. Hala. Był kwatermistrzem oddziału. W powstaniu walczył również brat mojej mamy Kazimierz Zieliński. Plutonowy podchorąży Kazimierz Zieliński ps. „Witur” zginął od kuli niemieckiej 3 września 1944 r na ul. Grzybowskiej. Był żołnierzem AK z oddziału kpt. „Hala”.

Kapitan „Hal” zmarł 18 października 1981 roku. Jak pożegnano Pana ojca?

– Niedawno została wydana książka „Mity Powstania Warszawskiego. Propaganda i polityka” autorstwa Jarosława Kornasia, w której w jednym rozdziale jest opisany kapitan „Hal”, a ja udzielam tam wywiadu i opisuję sprawę związaną z pogrzebem taty. W tamtym czasie była już pewna odwilż. Ludzi nie traktowano już tak podejrzliwie, nastąpiło pewnego rodzaju rozluźnienie społeczne. Razem z rodziną i bratem myśleliśmy, że możemy zorganizować godny pogrzeb tacie, który był dowódcą i Komendantem III Obwodu Wola podczas Powstania Warszawskiego. Został wyznaczony na to stanowisko przez generała AK i zarazem Wojska Polskiego Antoniego Chruściela „Montera”, dowódcę Powstania Warszawskiego. Było to 9 sierpnia 1944 roku, ponieważ komendant Jan Tarnowski, ps. „Waligóra”, został ciężko ranny.

Z tego powodu tacie przysługiwała asysta wojskowa. Został pochowany na Powązkach Wojskowych w Warszawie, ale odmówiono mu asysty wojskowej, zaproponowano jedynie orkiestrę wojskową. Odmówiliśmy i zdecydowaliśmy się na normalny pogrzeb katolicki. Mogę wspomnieć, że kiedy moi rodzice brali ślub w 1941 roku, ślubu udzielał im ksiądz Władysław Zbłowski, pseudonim „Struś”, kapelan oddziałów wolskich. Kiedy tata zmarł, mszę pogrzebową odprawił ten sam ksiądz kapelan. Po śmierci mojej mamy, również on odprawiał jej mszę pogrzebową. To pokazuje, że moja rodzina, a zwłaszcza mój ojciec, była szanowana wśród swoich żołnierzy i przełożonych. Wielu z nich uczestniczyło w ceremonii pogrzebowej.

Już podczas Powstania Warszawskiego śpiewano piosenki o moim ojcu.  Jak wspomina ksiądz kapelan  mjr Władysław Zbłowski ps. „Struś” w swojej książce: „Hal zasługiwał na awans na majora, gdyż był wspaniałym i dzielnym dowódcą. Już w czasie powstania żołnierze nucili o nim piosenki”. Słowa jednej z nich, żołnierz kapitana “Hala”, Pan Marian Śmiech ps. „Boguś” przekazał Panu Markowi Strokowi, historykowi i konsultantowi Muzeum Powstania Warszawskiego

Jeden z dowódców (podczas Powstania Warszawskiego z-ca Komendanta IV Rejonu połączonych sił AK Śródmieścia Warszawy z Wojskowej Służby Ochrony Powstania) por. czasu wojny Tadeusz Zarzycki pisał  o ojcu w książce „Pierwszy i ostatni dzień”: „Kpt “Hal” Wacław Stykowski był klasycznym typem dowódcy powstańczego. Szczupły, niezbyt wysoki, o gorejących oczach i sugestywnym spojrzeniu, wyrażającym siłę i odwagę. Opanowany, mówiący nieco powolnym i przyciszonym głosem, ale dosadnie i rzeczowo. W konspiracji i w dniu wybuchu powstania dowodził 2-gim rejonem w Obwodzie Wola. Od chwili oddania pierwszych strzałów znalazł się pod miażdżącym ogniem przeważających  sił nieprzyjaciela, usiłującego za wszelką  cenę i przy zastosowaniu barbarzyńskich środków przebić żywotną linię komunikacyjną przez Wolską, Chłodną i pl. Żelaznej Bramy. W  tych nierównych walkach, broniąc każdej barykady, chłostanej huraganowym ogniem, i każdego załomu ulicy, oddział Hala, krwawiąc obficie i ponosząc ogromne straty w ludziach, wycofał się krok za krokiem w kierunku Śródmieścia. W dniu 7 sierpnia osiągnął je i podporządkował się dowódcy IV rejonu”.

Rozumiem, że wszystko rozpoczęło się z powodów rodzinnych, by walczyć o dobre imię ojca. A czy teraz historia stała się Pana pasją? 

–  Nie mogłem nie reagować na próby dalszego szkalowania osoby mojego ojca i jego żołnierzy. To oczernianie było coraz większe. Przygotowanie się do książki i jej wydanie trwało około 5 lat. Musiałem zwiedzić pewne archiwa, dotrzeć do dokumentów i znaleźć ludzi życzliwych, którzy mi pomogą. Z wykształcenia jestem tylko budowlańcem, nie historykiem, więc musiałem nauczyć się, jak czytać dokumenty i jak je interpretować. To jest bardzo istotne. Nauczyli mnie tego życzliwi historycy. Praca związana z dotarciem do archiwaliów i dokumentów była niesamowicie uciążliwa. Teraz jest trochę łatwiej, bo kiedyś mogli to robić tylko ludzie z wykształceniem historycznym i tylko oni mieli dostęp do dokumentów. Dlatego ci historycy mogli zakłamywać historię, jak tylko chcieli. Dzisiaj mają trudniej, bo jest wielu entuzjastów historii, którzy sprawdzają fakty, kopią w archiwach i weryfikują informacje. Kiedyś nie można było tego zweryfikować, bo nie było takiego dostępu do dokumentów. 

Pana praca amatorska, niezawodowa, pokazała, jak łatwo można  historię jednak fałszować.

–Jak można tę historię fałszować na zamówienie. Bo tego się nie robi tak dla siebie, a robi się z jakiś powodów – dla brzęczącej monety, dla idei, dla jakiejś lepszej sprawy. Wracając do mojego bloga, ja reaguję na takie właśnie rzeczy na stronie – „W odpowiedzi  fałszerzom historii”. Na blogu Kapitan Hal (https://kapitanhal.blogspot.com), który prowadzę, można to na bieżąco sprawdzać w zakładce – „Oszczercze i oczerniające książki, publikacje i filmy”.

A jakie są Pana najbliższe plany do zrealizowania z tym związane? 

– Moim dążeniem byłoby przetłumaczenie książki „Kapitan Hal” na język angielski, aby dotrzeć do czytelnika, który nie czyta po polsku. Bo proszę pomyśleć, ile krzywdy zrobił taki artykuł z „Gazety Wyborczej”, bo był przetłumaczony na kilkadziesiąt języków świata. 

Panie Jacku, serdecznie dziękuję za rozmowę, a wszystkich zainteresowanych tym tematem odsyłamy do Pana książek i bloga (Kapitanhal.blogspot.com) poświęconych kapitanowi „Halowi”.

Autor: Joanna Trzos
[email protected]


Tekst piosenki o kapitanie „Halu”

„Wiara z Woli”

I
Z krańców Woli do Działdowskiej
Barbarzyństwo spływa szkopskie
Wola płonie, ludność płonie
Choć obrońcom mdleją dłonie
Sześć dni w dymie, pyle, znoju
Zapał rośnie w krwawym boju
Jednak przemoc czołgów łamie
Bez nabojów zbrojne ramię.

Refren
Nasza wiara nie nawala
Bośmy z Woli od Hala
Prowadź, prowadź kapitanie
Chłopców z Woli nic nie złamie
Okażemy dowód męstwa
Aż do śmierci lub zwycięstwa
Prowadź nas w bój kapitanie 
A sprawimy szkopom lanie.

II
Rosną szparko naszą dłonią
Od Granicznej aż po Wronią
Wzdłuż Grzybowskiej barykady
Krwawy wrogu nie dasz  rady.
I nie wjedziesz do Śródmieścia
Wiara z Woli broni przejścia
W sowińskiego blasku sławy
Życie odda dla Warszawy.

III 
Nasze pięści są ze stali
Goliat, Tygrys ich nie zwali
Idzie w pomoc dla stolicy
Żołnierz Polski znad Pilicy
Pomoc blisko – drżyjcie katy
Już zza Wisły grzmią armaty
Powrócimy Wolo miła
Będziesz piękna, będziesz żyła.


Wacław Stykowski fot. arch. rodz.

Wacław Stykowski fot. arch. rodz.

Żona kpt. Wacława Stykowskiego Halina z domu Zielińska fot. arch. rodz.

Żona kpt. Wacława Stykowskiego Halina z domu Zielińska fot. arch. rodz.

Jacek Stykowski fot. arch. rodz.

Jacek Stykowski fot. arch. rodz.

Kapitan „Hal” Wacław Stykowski (trzeci od lewej) fot. arch. rodz.

Kapitan „Hal” Wacław Stykowski (trzeci od lewej) fot. arch. rodz.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama