W ostatnich dwóch tygodniach miałem szczególnych gości. Przyjechali do mnie koledzy księża z rocznika, w zakonnym żargonie: współbracia, na tak zwane spotkanie kursowe. Kurs oznacza rocznik. Dokładnie 32 lata temu spotkaliśmy się pewnego sierpniowego dnia, rozpoczynając nowicjat zakonny w wiosce Bagno, koło Wrocławia. Było nas wtedy 33, co oznaczało bardzo duży rocznik. Po 12-miesięcznym nowicjacie, czyli wprowadzeniu w życie zakonne złożyliśmy ślub i rozpoczęliśmy 6-letnie studia najpierw z filozofii, później z teologii, również we wspomnianej wiosce Bagno. W tym roku mamy swój jubileusz 25 lat po święceniach kapłańskich. Co jakiś czas próbujemy się spotkać, żeby wymienić się doświadczeniami życia i pracy oraz najzwyczajniej trochę razem pobyć, bo te lata wspólnego bycia na roku stworzyły z nas „klasową rodzinę”. Dobre są takie spotkania, tym bardziej że w tym roku udało się przylecieć dwom pracującym w Australii i jednemu z Meksyku, pozostali pracują w USA i w Polsce. Po latach, mimo różnych dróg i doświadczeń możemy stwierdzić, że tak naprawdę są w nas ciągle ci sami ludzie, ze swoimi charakterami i pomysłami. Nie musimy grać przed sobą kogoś, kim nie jesteśmy. Jedynie co jest nowe, to odkrywanie, że z roku na rok jesteśmy coraz starsi i to rodzi nowe tematy.
W ramach naszego wspólnego czasu głównie zwiedzaliśmy okoliczne metropolie i ciekawe miejsca. Pozwoliliśmy sobie na wyjazd nad Niagarę i do Waszyngtonu D. C. W tym czasie doświadczyliśmy także tego, że chociaż mijają lata, to mamy poczucie jakby nasze studiowanie zakończyło się dopiero wczoraj. Miłe są również wspomnienia niezliczonych historii z czasów seminarium i studiów, za którymi stoją wydarzenia i konkretni ludzie, najczęściej nasi ówcześni profesorowie.
Po raz kolejny stwierdzam, że takie spotkania, czy to w grupie byłych studentów, czy uczniów poszczególnych szkół są nam wszystkim potrzebne. Zwłaszcza kiedy żyje się daleko od siebie. W podobny sposób często organizujemy się jako byli absolwenci klas ze szkoły podstawowej i średniej. Łączą nas nie tylko dawne historie, ale najczęściej także ten sam wiek. Dzielenie się życiem odnawia i tworzy relacje przyjaźni, a te pomagają w wielu sytuacjach zwłaszcza wtedy, gdy bywa trudno. Najważniejsze to chcieć i się zorganizować. A w czasie spotkań unikać narzekania i koncentrowania się na tym, co w życiu nie wychodzi. Takie spotkania dodają sporo dobrej energii, której w życiu bardzo potrzeba. Warto o tym pomyśleć planując wyjazd do Polski lub mając okazję do spotkań w miejscach, gdzie żyjemy. Spróbować zarzucić hasło i mobilizować do pozytywnej odpowiedzi jak największej ilości koleżanek i kolegów.
Piszę o tym w kontekście czasu urlopowo-wakacyjnego. W kontekście potrzeby odpoczynku, o którym nie można w życiu zapominać. W ostatnią niedzielę w kościołach czytany był bardzo piękny fragment z Ewangelii według św. Marka o tym, jak Pan Jezus słuchając rozentuzjazmowanych apostołów wracających z misyjnych wypraw, widzi ich zmęczenie i mówi im wprost: „Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco. Tak wielu bowiem przychodziło i odchodziło, że nawet na posiłek nie mieli czasu” (Mk 6, 31-32). Pan Jezus dosłownie każe iść swoim apostołom na urlop, połączony z tak konieczną ciszą i chwilami dla siebie. Mam wrażenie, że z tym, jak dobrze i zdrowo odpoczywać, mamy coraz większe problemy. Poddajemy się intensywności życia, nieskończonej ilości spraw, spotkań i rozmów, mnogości informacji, które męczą nas nie tylko fizycznie i psychiczne, ale także wypalają wewnętrznie i duchowo. Tak przepracowani i przemęczeni doświadczamy wewnętrznego chaosu, nieładu i pustki. A to udziela się nie tylko nam, ale i najbliższemu otoczeniu.
Przeczytałem ostatnio świetny komentarz na ten temat, który w swojej homilii do pszczelarzy wygłosił abp Adrian Galbas. Otóż przypomniał on, że każdy człowiek jest powołany nie tylko do działania, ale także odpoczynku, a pierwszym, który odpoczął był Bóg. „Człowiek, który nie odpoczywa, biegnie od sprawy do sprawy, od roboty do roboty, coraz słabiej widzi sens tego co robi, coraz trudniej znaleźć mu też w tym radość. W ucieczce od odpoczywania, w pracoholizmie jest też jakiś rodzaj pychy. Pyszni są ludzie, którzy sobie i innym, z dziwną złością w oczach, wmawiają, że nie mogą ani na chwilę wypuścić z własnych rąk steru codziennych obowiązków, bo – gdyby to zrobili – natychmiast i niechybnie cały okręt roztrzaskałby się o bezlitosne skały brutalnego życia. Właśnie takie gadanie podszyte jest brzydką pychą i możnowładczym przekonaniem o własnej niezastępowalności oraz strachem, że a nuż się okaże, że beze mnie inni zrobili to lepiej niż ze mną” – mówił (za: katowicka.pl).
Bardzo mądra to obserwacja i diagnoza. Świadomość tego, że mamy powołanie nie tylko do pracy, ale i odpoczynku, może pomóc w organizacji czasu urlopowego i spotkań, także z tymi, z którymi jakoś związało nas kiedyś lub teraz życie. Jednym z dobrych przykładów takiego odpoczywania pozostanie dla mnie św. Jan Paweł II. Jego miłość do gór, a także uprawianie sportu nie było dla nikogo tajemnicą. Już będąc papieżem regularnie wymykał się na górskie przechadzki, a towarzyszyli mu zawsze najbliżsi przyjaciele. I jak wspominał jeden z nich, śp. ks. prof. Tadeusz Styczeń, salwatorianin, był to zawsze czas wędrowania, w którym nie tylko rozmawiano, ale były także chwile milczenia, wspólnej i osobistej modlitwy oraz kontemplacji piękna stworzenia.
Z urlopu/wakacji można wrócić wypoczętym, pełnym energii i motywacji. Można także, niestety, wrócić zmęczonym i do niczego. To wszystko zależy od tego, jak się ten czas zaplanuje i z kim chce się go spędzić. Trzeba mądrego planowania także w tym względzie. Trzeba świadomości, że od dobrze przeżytych wakacji zależy dobre funkcjonowanie w życiu codziennym.
ks. Łukasz Kleczka SDS
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.