I nie tylko w piosence Maryli Rodowicz, ale każdego dnia w najróżniejszych zakątkach świata. Płaczą mali, płaczą duzi, dzieci i dorośli, ci całkiem młodzi, a także już całkiem wiekowi, niektórzy z żalu, inni z radości, wzruszenia, zarówno dziewczynki, jak i chłopcy, kobiety i mężczyźni… A jednak, choć nie ma na świecie człowieka, który nigdy nie uroniłby łzy, to większość z nas stara się to ukryć, jako oznakę swojej słabości.
A przecież łzy towarzyszą nam na każdym etapie życia, pomagają, uwalniają, oczyszczają i pokazują innym, że wciąż potrafimy być i czuć. Dlaczego w takim razie tak trudno nam sobie z nimi poradzić, zaakceptować i zwyczajnie pozwolić czasem płynąć…?
Dzieci
Ten dziecięcy płacz jest najbardziej akceptowalny, ale do pewnego wieku. Zarówno rodzice, jak i osoby z zewnątrz rozumieją, że jest on sposobem na komunikację z otoczeniem, na zwrócenie uwagi opiekunów, że coś się dzieje, czegoś potrzeba lub czegoś brakuje. Nad dziecięcym płaczem pochylamy się i mimo tego, że niekiedy nie wiemy, możemy tylko przypuszczać, co jest jego źródłem, staramy się działać delikatnie, ale skutecznie, aby dziecko wyciszyć.
Niekiedy bywa on jednak dla nas męczący. Kiedy nie wiemy z czego wynika, jak mu „stawić czoła”, tłumaczymy sobie, że dziecko próbuje za jego pomocą coś wymusić, nagiąć nas do swoich potrzeb, czy też pomysłów. To właśnie wtedy pojawia się frustracja, niekiedy złość i obwinianie dziecka, co rzadko prowadzi do konstruktywnych i budujących rozwiązań. W takich momentach bowiem, tylko spokój może nas uratować.
Tak jest w większości przypadków, choć oczywiście zdarzają się sytuacje kiedy dziecko męczy długotrwały ból, nawracające dolegliwości i choroby, które powodują, że płaczu nie da się łatwo wyciszyć. W takich chwilach, niekiedy dniach, tygodniach, miesiącach, czy nawet latach, serca rodziców rozdzierane są bezradnością. Każda kolejna łza uświadamia nam słabość, a jednocześnie w jakiś tajemniczy sposób pozwala bardziej być z dzieckiem, ze sobą i dalej trwać, a nawet wspierać.
Sportowcy
Łzy to również nieodłączny element sportu, czego mogliśmy być świadkami przy zakończonych dopiero co Mistrzostwach Europy w piłce nożnej, Copa America, czy też Wimbledonie. Dosłownie chwilę temu świat piłki nożnej obiegła informacja o łzach Cristiano Ronaldo po niestrzelonym karnym. Komentatorzy podzielili się na dwa obozy, z których jeden rozumiał emocje, a drugi uznał, że piłkarz powinien być mężczyzną a nie zalewać się łzami, bo to niemęskie i nieprofesjonalne. Czy na pewno?
Tak łatwo nadal odbiera się mężczyznom prawo do okazywania emocji, wymagając jednocześnie od nich, aby byli wspierający i empatyczni w stosunku do swoich najbliższych. Czy jedno bez drugiego jest możliwe? Czy rzeczywiście łzy Ronaldo, czy Messiego, który kontuzjowany schodził z boiska i nie miał jak pomóc swojemu zespołowi, to rzeczywiście oznaka bycia mało męskim? W mojej opinii, jest to dowód jedynie wysokiej mobilizacji, odpowiedzialności i ogromnej miłości do tego, co się robi.
W bardzo podobny sposób jeszcze w ubiegłym roku krytykowano Arynę Sabalenkę, która po przegranym meczu roztrzaskała swoją rakietę o ziemię. Takie zachowanie dla odmiany miało być mało kobiece, bo przecież kobieta „powinna” wszystko znosić z godnością, a najlepiej z uśmiechem na twarzy i ewentualnie może popłakać, ale w zaciszu swoich czterech ścian.
Zdecydowanie nie jest łatwo być sportowcem w dzisiejszych czasach, kiedy kamery zaglądają nie tylko na korty, boiska, plansze, ale również do szatni, czy na sale treningowe. Zdecydowanie nie jest łatwo być znanym, bo wielu ludzi daje sobie prawo do oceniania, krytykowania, czy zwyczajnie komentowania tego fragmentu rzeczywistości, który oglądają. Siedzimy na kanapach w swoich domach, oglądamy zmagania sportowców i niekiedy zapominamy, że to nie maszyny, tylko wciąż ludzie ze swoimi marzeniami, nadziejami, ale też słabościami, czy też brakiem szczęścia.
Kiedy robimy coś ważnego, przyjemnego, to zależy nam, a kiedy nam zależy i upadamy, pojawiają się łzy, złość, co pozwala uwolnić nagromadzone emocje i w końcu pójść dalej.
Pozwolić
Pozwólmy innym, ale przede wszystkim sobie na łzy. Choć niejednokrotnie powodują one naszą bezradność, nie wiemy, jak mamy się zachować, kiedy ktoś płacze w naszej obecności, często wystarczy sama obecność, czy przytulenie. Nie powstrzymujmy ich, niech płyną, bo to najskuteczniejszy sposób, aby oczyścić duszę z trudnych emocji, pogodzić się z tym, co nieuniknione, osiągnąć spokój. Łzy to element naszego człowieczeństwa, pojawiają się wtedy, kiedy coś jest dla nas ważne, gdy identyfikujemy się z daną osoba, czy też rezonuje z nami sytuacja, której jesteśmy świadkami. Nie ma w nich nic wstydliwego, ale jest informacja, że nam zależy.
Jak wspomniałam wcześniej „tylko spokój może nas uratować”, więc zamiast walczyć ze łzami, zaakceptujmy je, przyjrzyjmy się emocjom i myślom, które im towarzyszą. To nie czas na ocenianie, ale wyłącznie na spokojną obserwację. Powodzenia!
Iwona Kozłowska