Jeśli śledzicie moje felietony ostatnio, to wiecie, że pisałem dużo – możecie powiedzieć, że za dużo – o moich ostatnich wakacjach w Europie.
21 czerwca moja żona, ja, nasza córka i wnuczka polecieliśmy do Amsterdamu z lotniska Dulles (Waszyngton, D.C.). Będąc w Amsterdamie, moja żona i ja popłynęliśmy w rejs do Norwegii i jej fiordów, podczas gdy moja córka i wnuczka zwiedzały Amsterdam i Hagę. Po tygodniu spotkaliśmy się wszyscy, aby wyruszyć na 11-dniowy rejs do Wielkiej Brytanii. Podczas podróży odwiedziliśmy Dover, Cork, Liverpool, Belfast, Edynburg i miasto Lerwick na szkockiej wyspie na Szetlandach.
W drugiej części dużo narzekałem na lot do Amsterdamu. Mieliśmy polecieć z Dulles na lotnisko JFK w Nowym Jorku i stamtąd do Amsterdamu, ale zamiast tego zostaliśmy wsadzeni na lot z Dulles do Detroit. Powiedziano nam, że nie będziemy mieli problemów z naszym lotem do Amsterdamu. Mylili się. Było sporo kłopotów i dotarliśmy do Amsterdamu znacznie później, niż się spodziewaliśmy.
Lot z Amsterdamu z powrotem do Dulles pod koniec wakacji nie był aż tak wielkim bałaganem, ale nadal był zbyt skomplikowany i trudny. Kontrola paszportowa w Amsterdamie trwała około 2 godzin. Kontrola paszportowa, kiedy przylecieliśmy do Dulles, przebiegła mniej więcej tak samo. Nieco ponad 2 godziny stałem w kolejce, żeby udowodnić, że jestem obywatelem amerykańskim. Zabawne było to, że w Amsterdamie problem dotyczył tego, że urodziłem się w obozie dla przesiedleńców w Niemczech po II wojnie światowej. W Dulles problem polegał na tym, że do kraju przybyło ponad tysiąc osób, które musiały zweryfikować swoją tożsamość.
Wygląda na to, że mam wiele skarg, ale muszę powiedzieć, że były rzeczy, które podobały mi się w rejsach. Fiordy Norwegii ze swoimi górami i małymi wioskami na nich były piękne. Wszystkie miasta i miasteczka, które odwiedziliśmy w Wielkiej Brytanii, również były wyjątkowe. Małe miasteczka, takie jak Lerwick na Szetlandach, były przyjazne, otwarte i zachęcające. Ludzie witali cię, jakby mieli nadzieję, że zostaniesz długo po odpłynięciu statku wycieczkowego.
Szczególnie miło było mi spędzić trochę czasu z dwoma starymi przyjaciółmi. W Liverpoolu mój przyjaciel, angielsko-polski artysta Mieczysław Kasprzak, przyjechał z okolic Manchesteru, aby spędzić ze mną dzień. Zwiedziliśmy dwie niedawno ukończone katedry w Liverpoolu i rozmawialiśmy o sztuce i architekturze. Równie wspaniałe było moje spotkanie z moim starym przyjacielem Bobem Milevskim. Poznałem go w przedszkolu 70 lat temu. Od tego czasu jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, spotykamy się mniej więcej co rok, aby spędzić razem trochę czasu, ciesząc się naszą przyjaźnią. Jakimś cudem zarezerwował ten sam rejs po Wielkiej Brytanii, na którym byliśmy. Spędziłem kilka miłych godzin siedząc na statku wycieczkowym i wspominając dawne czasy w Chicago w latach 50., 60. i 70.
Wspaniale było także spędzić czas z naszą córką i wnuczką. Obie są zbyt zajęte, nawet latem. Nasza córka jest dyrektorką szkoły, a dyrektorzy są zawsze zajęci. Nasza wnuczka ma 15 lat, ma wielu przyjaciół i mnóstwo zainteresowań. Rejs uwolnił ich czas, a my mogliśmy jeść i bawić sie z nimi i po prostu rozmawiać o tym i tamtym. Było cudownie.
Rozmawiałem ostatnio z moją siostrzenicą Teresą Fuller, administratorką szpitala i blogerką (zajrzyj na jej blog „Berry and Vine”) na temat tego, czego możemy się nauczyć na wakacjach. Jedną z rzeczy, o których wspomniała, było to, że wakacje, pomimo wszystkich problemów, jakie podróże czasem powodują, mogą zwiększyć naszą pewność siebie i niezależność. Jeśli potrafisz przeżyć dzień czekania na lotnisku na lot, który nigdy nie nadchodzi, albo nadchodzi tak późno, że boisz się, iż przegapisz następny lot, to mówi to dużo o twojej cierpliwości, sile oraz zdolności do obniżenia poziomu swojego lęku. To także pokazuje, że potrafisz stanąć twarzą w twarz z lękiem i powiedzieć mu, żeby sobie poszedł w las.
Dużo o tym ostatnio myślałem, gdy napotkałem te wszystkie problemy na lotniskach.
To prawie tak, jakby wszystkie te problemy miały sprawić, żebym przypomniał sobie o tym, jakim byłem kochającym podróże dzieckiem, czy autostopowiczem w latach 60. i 70., któremu nie przeszkadzało żadne z szalonych wydarzeń, które miały miejsce po drodze starzenia się do siedemdziesiątki.
An Old Guy Talks about Traveling, Part 3
If you’ve been following my column recently, you’ll know I’ve been writing a lot – too much you might say – about my recent vacation in Europe. On June 21, my wife and I and our daughter and granddaughter flew to Amsterdam from Dulles Airport. Once in Amsterdam my wife and I took a cruise up to Norway and its fjords while my daughter and granddaughter roamed around Amsterdam and the Hague. We all got back together after a week to take an 11-day cruise to the United Kingdom. There, we visited Dover, Cork, Liverpool, Belfast, Edinburgh, and the city of Lerwick on the Scottish island of Shetland.
In the second column, I complained a lot about the flight to Amsterdam. We were supposed to fly from Dulles to JFK Airport in New York City and from there to Amsterday, and instead we were put on a flight from Dulles to Detroit and were told we’d have no trouble getting a flight to Amsterdam. They were wrong. There was a lot of trouble, and we ended up getting to Amsterdam much later than expected.
The flight from Amsterdam back to Dulles at the end of the vacation wasn’t that big a mess, but it was still overly complicated and trying. The passport check in Amsterdam took about 2 hours. The passport check when we arrived in Dulles was about the same. For a little more than 2 hours, I stood in line to prove I was an American citizen. The funny thing was that in Amsterdam the problem revolved around my originally being born in a Displaced Person’s camp in Germany after World War II. In Dulles, the problem was that there were more than a thousand people who were coming into the country and had to verify their identities.
It seems like I’ve got a lot of complaints, but I have to say that there were things I loved about the cruises. The fjords of Norway with their mountains and the small villages planted on them were beautiful. All of the cities and towns we visited in the United Kingdom were also special. The small towns like Lerwick in Shetland were friendly and open and inviting. The people greeted you like they hoped you would stay long after your cruise ship left.
I was especially happy to spend some time with two old friends. In Liverpool, a friend of mine, the Anglo-Polish artist Mieczyslaw Kasprzak, came down from the Manchester area to spend the day with me. We toured two recently completed cathedrals in Liverpool and chatted about the art and architecture. Just as delightful was my encounter with my old friend Bob Milevski. I met him in kindergarten 70 years ago. Since then, we’ve been best friends, getting together every year or so to spend some time together enjoying our friendship. Somehow, he had booked the same cruise around the United Kingdom we were on. I spent some pleasant hours sitting on the cruise ship reminiscing about the old days in Chicago in the 50s and 60s and 70s.
It was also wonderful to spend time with our daughter and granddaughter. Both are way too busy, even in the summer. Our daughter’s a school principal, and principals are always busy. Our granddaughter is a 15-year old with lots of friends and lots of interests. The cruise freed up their time, and we were able to eat with them and play games with them and just talk with them about this and that. It was wonderful.
Recently, I was talking to my niece Teresa Fuller, a hospital administrator and a blogger (check out her blog Berry and Vine) about what vacations can teach us. One of the things she mentioned was that vacations, despite all the problems that travel sometimes causes, can boost your confidence and your independence. If you can survive a day waiting around an airport for a flight that never comes or comes so late that you fear that you’ll miss the next flight, that tells you something about your patience and strength and your ability to lower your anxiety, your ability to tell your anxiety to take a hike.
I’ve thought about this a lot recently as I ran into all those problems at the airports.
It’s almost as if all these problems are there to make me remember the travel loving kid I was hitchhiking across America in the 1960s and 1970 who never complained about any of the crazy things that happened to him along the aging road to his 70s.
John Guzlowski
amerykański pisarz i poeta polskiego pochodzenia. Publikował w wielu pismach literackich, zarówno w USA, jak i za granicą, m.in. w „Writer’s Almanac”, „Akcent”, „Ontario Review” i „North American Review”. Jego wiersze i eseje opisujące przeżycia jego rodziców – robotników przymusowych w nazistowskich Niemczech oraz uchodźców wojennych, którzy emigrowali do Chicago – ukazały się we wspomnieniowym tomie pt. „Echoes of Tattered Tongues”. W 2017 roku książka ta zdobyła nagrodę poetycką im. Benjamina Franklina oraz nagrodę literacką Erica Hoffera za najbardziej prowokującą do myślenia książkę roku. Jest również autorem serii powieści kryminalnych o Hanku i Marvinie, których akcja toczy się w Chicago oraz powieści wojennej pt. „Retreat— A Love Story”. John Guzlowski jest emerytowanym profesorem Eastern Illinois University.-John Guzlowski's writing has been featured in Garrison Keillor’s Writer’s Almanac, Akcent, Ontario Review, North American Review, and other journals here and abroad. His poems and personal essays about his Polish parents’ experiences as slave laborers in Nazi Germany and refugees in Chicago appear in his memoir Echoes of Tattered Tongues. Echoes received the 2017 Benjamin Franklin Poetry Award and the Eric Hoffer Foundation's Montaigne Award for most thought-provoking book of the year. He is also the author of two Hank Purcell mysteries and the war novel Road of Bones. Guzlowski is a Professor Emeritus at Eastern Illinois University.