Czy macie ochotę na sentymentalną podróż? Zapraszam do zrobienia cukierków o wdzięcznej nazwie „michałki”. Jako ich wielka miłośniczka wiem, że teraz dostępne są one w różnych smakach, ale kiedyś były generalnie dwa – białe i ciemne. Różnica między nimi polegała na tym, że jedne były oblane białą czekoladą i miały białe wnętrze, a drugie mleczną i były kakaowe w środku.
Dzisiaj zaproponuje Wam wersję białą, ale nieco uproszczoną. Nie będziemy cukierków polewać, bo i tak są bardzo słodkie. Za to będzie ich tyle, że każdy łasuch zaspokoi swoją potrzebę posmakowania michałków. A na dodatek będą potrzebne zaledwie 3 składniki, dla chętnych 4. To wszystko! Potem potrzebne będzie jeszcze trochę czasu i cierpliwości, ale warto.
Moja przyjaciółka powiedziała, że jedzenie tych michałków jest niebezpiecznie uzależniające i trudno skończyć na jednym. Mimo tego, że wychodzi całkiem spora porcja, to raczej nie liczcie, że będą w domu długo. No chyba że ktoś nie lubi słodyczy, ale wtedy raczej zje śledzia. My jednak pozostańmy przy michałkach. Smacznego!
Składniki:2 tabliczki białej czekolady2 szklanki masła orzechowego crunchy (to ważne)½ łyżeczki soli
Opcjonalnie:świeże lub liofilizowane owoce (u mnie maliny)
Czas wykonania: 15 minCzas chłodzenia: cała nocPorcje: foremka 9×9 cala
W garnku zagotuj wodę, przygotuj miskę, którą będzie można ustawić na garnku. Do miski włóż połamaną na kostki czekoladę, dodaj masło orzechowe. Miskę ustaw na garnku z wrzącą wodą. Woda nie może dotykać dna miski!Delikatnie mieszaj czekoladę z masłem, aż do ich połączenia. Dodaj sól i ponownie wymieszaj.Przygotuj foremkę 9×9 cala, wyłóż papierem do pieczenia. Do przygotowanej formy wylej masę czekoladowo-orzechową. Wygładź szpatułką.Jeśli masz ochotę ułożyć na wierzchu owoce, to zrób to teraz.Foremkę włóż do lodówki na całą noc.Przed podaniem pokrój na kawałki dowolnej wielkości. Ja pokroiłam na 9 kawałków, ale okazały się za duże.Michałki przechowuj w lodówce nawet do 4 dni. Możesz je również zamrozić.
Kasia Marks
Gotowanie nie od razu stało się moją pasją. Byłam za to radosnym konsumentem pierogów babi Anieli. I pewnie byłoby tak do dziś, gdyby nie opakowanie ryżu i pierwsze kotlety ryżowe (okropne). Tak właśnie zaczęły się moje przygody kuchenne. Ziarno (także ryżu) zostało zasiane i od tamtej pory coraz częściej i coraz śmielej poczynałam sobie w kuchni. Przez lata upiekłam wiele ciast i ugotowałam wiele dań. Zakochałam się w kuchni Indii i basenu Morza Śródziemnego. Ale nadal pozostaję bliska polskiej, domowej kuchni, choć chyba moje pierogi nigdy nie dorównają tym babcinym. Na co dzień jestem mamą nastolatka i pracuję jako redaktor w serwisie internetowym.Fot. arch. Kasi Marks